Pora powiedzieć to wprost: gesty nawigacji w Androidzie 10 to porażka
Android chciał być jak iOS. Zerwać ze znanym systemem nawigowania po interfejsie, opartym na trzech przyciskach i wprowadzić coś bardziej nowoczesnego: gesty. Jak wyszło? Jak zawsze.
Od premiery iPhone’a X nowe smartfony Apple’a straciły przycisk „home”, ale za to zyskały szereg intuicyjnych gestów – przeciągnięcie od dołu to powrót do pulpitu, przeciągnięcie po pasku u dołu ekranu przełącza między aplikacjami, przeciągnięcie i przytrzymanie rozwija menu otwartych aplikacji, przeciągnięcie od lewej krawędzi ekranu służy do cofania, etc.
Android tymczasem jeszcze do niedawna oferował trzy przyciski, którymi obsługiwaliśmy większość funkcji nawigacyjnych – kropkę do powrotu do ekranu głównego, strzałkę do powrotu i kwadracik do przełączania się między aplikacjami.
Od Androida 9.0 Pie Google eksperymentował z wprowadzeniem gestów obsługi, ale zrobił to na tyle niekonsekwentnie, iż co drugi producent wymyślał własny sposób na obsługę smartfona przy użyciu gestów. A to skutkowało jeszcze większą fragmentacją wrażeń z użytkowania. W Androidzie 10 wszystko miało się zmienić – Google wprowadził uniwersalny zestaw gestów, żywcem przeniesiony z iOS-a. Nawet pasek przy dolnej belce wygląda podobnie. Zamysł był taki, by wszystkie smartfony obsługiwać w ten sam sposób, niezależnie od tego, kto je wyprodukował.
Zamysł jak najbardziej słuszny, ale wykonanie… ech, typowo Google’owskie.
Gesty w Androidzie 10 to porażka
Od kilku tygodni korzystam równolegle z prywatnego iPhone’a 11 oraz testowych OnePlusów 7T i 7T Pro, które już pracują pod kontrolą Androida 10 i w których można włączyć obsługę gestami.
Im dłużej korzystam z OnePlusów, tym bardziej widzę, jak bardzo różnią się od siebie te – teoretycznie identyczne – rozwiązania.
Zacznijmy od podstawowego problemu: umiejscowienia dolnej belki.
Na pierwszy rzut oka umiejscowienie obydwu belek jest niemal identyczne. To „niemal" robi jednka ogromną różnicę - belka w iPhone'ach jest umieszczona o kilka pikseli wyżej od dolnej krawędzi niż w Androidzie 10, a przede wszystkim: jest od niej dużo grubsza. Może wygląda to gorzej, ale dzięki większej grubości belkę można wygodnie dotknąć kciukiem, gdy trzymamy telefon w jednej dłoni, czy palcem wskazującym, gdy telefon leży płasko na stole. Nie ma żadnego problemu, by wygodnie wykonać gest przełączania się między aplikacjami, nawet jeśli nasze palce bardziej przypominają parówki niż słomki do napojów.
W Androidzie 10 (nie tylko w OnePlusach, ale nawet w Pixelu 4) dolna belka umieszczona jest tuż przy dolnej krawędzi ekranu ekranu, jest też znacznie krótsza i szczuplejsza od tej Apple'owskiej. Wizualnie sprawia to o niebo lepsze wrażenie od belki w iOS, ale użytkowo mamy tu mały koszmarek.
Belka jest za nisko, by wygodnie sięgnąć do niej kciukiem, nie ryzykując przy okazji upuszczenia telefonu na glebę. Gdy do tego włożymy telefon w jakiekolwiek etui, trafić w belkę jest jeszcze trudniej.
O tym, jak bardzo jest to upierdliwe, przekonałem się podczas ostatniej dłuższej trasy w samochodzie. Telefon, jak zwykle, zamocowałem na podszybiu, odpaliłem nawigację i Spotify. W iPhonie przejście między dwoma aplikacjami to kwestia prostego gestu, działającego za pierwszym razem. W Androidzie 10? Przełączenie aplikacji to walka.
W belkę trudno jest trafić zarówno kciukiem, jak i palcem wskazującym. Wygodne przesunięcie po belce jest w zasadzie niemożliwe. Co gorsza, nie jest to krok wstecz tylko względem iPhone’a, ale także względem tradycyjnego systemu nawigacji w Androidzie, gdzie wystarczy dwukrotnie dotknąć kwadratu, by przejść do ostatnio otwartej aplikacji i ponownie, by wrócić do tej, z której wyszliśmy.
Fatalne umiejscowienie belki nawigacji to dopiero początek tej katastrofy.
Jej kolejne akty to jakość obsługi i powtarzalność gestów. W iPhone’ach gesty działają zawsze, działają bez zarzutu i de facto po jednym dniu korzystania z telefonu przestajemy o nich myśleć, bo wchodzą w krew i stają się po prostu intuicyjne.
W Androidzie 10… ech. Nigdy nie wiem na przykład, czy gest cofania rzeczywiście cofnie mnie do poprzedniego ekranu, czy np. wyrzuci z aplikacji. Nigdy nie wiem, czy przewijając gestem ostatnio otwarte aplikacje otworzę akurat tę, do której chciałbym wrócić, bo aplikacje zamieniają się miejscami. A już otworzenie kart otwartych aplikacji z poziomu pulpitu to mordęga – przecież w Androidzie dokładnie tym samym gestem wyciągamy listę wszystkich aplikacji. Wykonanie gestu tak, by dotknąć belki i zatrzymać przeciągnięcie palca w odpowiednim miejscu, nie wywołując przy okazji listy aplikacji, to zadanie frustrujące i przerastające pamięć mięśniową. Testuję OnePlusy od kilku tygodni i jeszcze nigdy nie udało mi się tego zrobić za pierwszym razem.
Tymczasem w iPhonie, gdy przejdziemy do pulpitu, tej belki nawet nie ma! A mimo tego gest przełączania się między aplikacjami działa wzorowo.
Pozostając przy gestach, które trudno wykorzystać – przeciągając palcem z dowolnego dolnego rogu ekranu do góry, możemy wywołać Asystenta Google. I ten gest jest chyba jeszcze bardziej frustrujący od za nisko umieszczonej belki, zwłaszcza w tak dużych smartfonach jak nowe OnePlusy.
Trzymając telefon w prawej dłoni, sięgnięcie kciukiem do lewej dolnej krawędzi jest skrajnie niewygodne. Sięgnięcie zaś do prawej dolnej krawędzi oznacza ryzyko wypuszczenia telefonu z rąk. Do tego nawet jeśli uda się nam trafić w pole wywołujące gest, Asystent wybudza się – przynajmniej tak wynika z moich doświadczeń – przy około 4 na 10 prób. Dra-mat.
Miało być pięknie, a wyszło jak zawsze.
Efekt moich kilkutygodniowych doświadczeń z gestami Androida 10 najlepiej podsumuje fakt, że w końcu musiałem je po prostu wyłączyć i wrócić do tradycyjnych przycisków nawigacji. Przycisków, które nie zawodzą, które są umieszczone na odpowiedniej wysokości nad dolną krawędzią ekranu, które nie wymagają ode mnie nadludzko rozciągniętych palców i które – nader wszystko – nie frustrują przy każdym użyciu.
Kserokopiarki w Google’u w miarę starannie skopiowały podstawy działania gestów w iOS. Przeoczyły tylko kwestię, w której Apple góruje nad konkurencją – dbałość o detale.
Nie sztuką jest zamienić przyciski nawigacyjne belką. Sztuką jest umieścić ją tak, by była wygodna w użyciu. I ta sztuka się niestety Google’owi nie udała, choć na rynku od dwóch lat są urządzenia, z których można było bezczelnie „zerżnąć” filozofię działania i zrobić to dobrze.
Google uznał jednak, że skopiuje Apple’a, ale tak nie do końca. I niestety, zamiast dać posiadaczom Androidów gesty rodem z iPhone’a, dał im kolejny dowód na to, że jeśli chodzi o dbałość o drobiazgi, iOS nadal jest o lata świetlne przed Zielonym Robotem.
Pocieszać można się tylko jednym: nowe gesty są opcjonalnie dostępne dopiero od Androida 10. A to oznacza, że większość użytkowników nie zobaczy ich jeszcze przez długie lata.