Właściwe słowa z niewłaściwych ust w niewłaściwym miejscu. „Borat” bije w Facebooka i grozi Zuckerbergowi karą
Sacha Baron Cohen, brytyjski komik znany z ról rapera Aliego G oraz dziennikarza Borata, wygłosił ostre przemówienie podczas szczytu Never is Now zorganizowanego przez ADL – amerykańską Ligę Antydefamacyjną. Słuchając jego słów jestem za, a nawet przeciw.
„Borat” wycelował wielkie działa w szefów największych firm technologicznych Krzemowej Doliny. W wystąpieniu, które zdecydowanie nie należy do kategorii stand-upów, Sacha Baron Sohen wymienił z nazwiska szefostwo Facebooka, Twittera, Google’a i YouTube’a. Tę Krzemową Szóstkę wskazał jako osoby przedkładające zyski własnych biznesów oraz wartość giełdowych akcji ponad ochronę demokracji. Cohen wskazał, że szóstka amerykańskich miliarderów ma większy wpływ na nasze życia oraz poglądy niż reprezentanci wybrani w legalnych wyborach. Silikonowa Szóstka nie robi jednak prawie nic, aby walczyć z kłamstwami, nienawiścią, nazizmem, rasizmem, antysemityzmem i pedofilią którymi przeżarte są media społecznościowe.
Właściwe słowa…
W przemówieniu trwającym prawie 25 minut Sacha Baron Cohen zwraca uwagę na wady współczesnych mediów społecznościowych. „Borat” słusznie widzi problem w tym, że platformy docierające do 1/3 ludzi na całym świecie szybciej rozprzestrzeniają fałsz oraz nieprawdziwe informacje niż wiedzę i fakty. Cohen ma rację, gdy mówi, że coś jest nie tak, gdy YouTube poleca filmy Amerykanina Alexa Jonesa – propagatora tzw. fake newsów regularnie występującego w rosyjskiej telewizji.
Sacha Baron Cohen nazywa współczesne platformy społecznościowe największą machiną propagandową w dziejach historii. Komik twierdzi, że gdyby Goebbels żył w naszych czasach, byłby zachwycony możliwościami oferowanymi przez Twittera, YouTube’a oraz Facebooka. W tym reklamami politycznymi, które pozwalają nawet na wyświetlanie nieprawdziwych informacji, pomówień i półprawd, o ile zapłaci się za nie odpowiednio wiele właścicielom mediów społecznościowych. Kontynuując myśl, Cohen jest przekonany, że gdyby takie media istniały w 1939 r., widzielibyśmy w nich reklamy niemieckiego ostatecznego rozwiązania jako pozytywną reformę społeczną.
Zgadzam się z Cohenem, gdy ten wskazuje, że w mediach społecznościowych wynurzenia fanatyka teorii spiskowych mają tę samą wagę i siłę co fakty publikowane przez laureata naukowej Nagrody Nobla. To prawda, że zgubiliśmy gdzieś kompas wskazujący strzałką obiektywne prawdy. Dajemy się ponosić temu, co żeruje na naszych najprzyziemniejszych instynktach: plotkom, strachom czy taniej podniecie. Wolność słowa na naszych oczach staje się tożsama z wolnością głupoty, gdy autorytety wskazujące na prawdy i fakty tracą posłuch. Wygrywają z nimi ludowi szamani podważający tak fundamentalne osiągnięcia wiedzy jak kolistość planety Ziemia oraz fundamentalne fakty takie jak holokaust.
Baron Cohen wskazuje na niemal zerową odpowiedzialność platform takich jak Facebook czy Twitter. Podczas gdy biznesy innych sektorów są obarczone zasadami, procedurami i wymogami, Zuckerberg jest niepodważalnym panem alternatywnego świata. Królestwa, w którym brak zatrudnienia odpowiedniej liczby moderatorów oraz brak odpowiednich algorytmów zasłania się płaszczem z napisem wolność słowa. Stąd propozycja Cohena nakładająca na Krzemową Szóstkę większą niż wcześniej odpowiedzialność. Gdy ta nawala – jak w przypadku wyborów w Stanach Zjednoczonych – powinna być zdaniem komika pociągnięta do odpowiedzialności finansowej, jak i karnej.
… z niewłaściwych ust…
Nie będę ukrywał – podoba mi się przemówienie Cohena. Jest proste, obrazowe i trafia do wyobraźni. Brytyjski komik jest mocno stronniczy, ale trudno odmówić mu racji w kilku punktach. Patrząc na wiarygodność firm takich jak Facebook chyba większość z nas czuje podskórnie, że coś poszło nie tak. Gdzieś się pomyliliśmy. Gdzieś nie podjęliśmy odpowiednich kroków albo nie wyznaczyliśmy odpowiednich ram prawnych. To wszystko prawda i za to wszystko mógłbym bić „Boratowi” brawa, gdybym znajdował się w auli.
Problemem jest sam mówca. Sacha Baron Cohen to jedna z ostatnich osób, które powinny mówić o fake newsach czy rasizmie. Ten brytyjski Żyd jest doskonale znany ze swoich ról, którymi świadomie i celowo upokarza, drażni oraz szydzi z określonych grup społecznych, mniejszości czy nawet całych narodów. Jego Dyktator, Ali G oraz Borat to chodzące antytezy walki z rasizmem, szowinizmem czy nienawiścią do imigrantów. Cohen jest tego świadom, robiąc sobie zderzak podczas przemówienia. Według Brytyjczyka jego kreacje zmuszają do intelektualnego wyzwania. Pokazują stereotypy i zachęcają do ich przezwyciężania. Nie do końca się z tym zgadzam.
To, co wielokrotnie wyprawiał Cohen, nie jest zachętą do intelektualnego wyzwania. Faktycznie Borat to świadoma krytyka społeczeństwa w USA. Śmiejąc się z Kazachów Cohen obnaża wady Północnej Ameryki. To jednak nie w Stanach Zjednoczonych poczuli się obrażeni. To rząd Kazachstanu wynajął w 2006 r. dwie agencje PR, aby odkręcić wizję Kazachstanu zarysowaną przez Cohena. To rząd Kazachstanu wydał pieniądze na reklamy w czołowych amerykańskich czasopismach, publikując serię materiałów na temat prawdziwego Kazachstanu. To w 2012 r. kazachska lekkoatletka musiała stać na baczność do hymnu z filmu Borat zamiast do prawdziwego hymnu Kazachstanu. Brzmi niesamowicie, ale wydarzyło się naprawdę. Wyobraźcie sobie, co musiała czuć zwycięska, a jednak upokorzona medalistka.
Cohen walczący z nienawiścią wobec mniejszości, to jak zawodowy bokser walczący z fizyczną przemocą przy pomocy własnych pięści. Obrońcy komika mogą wskazywać na jego żydowskie pochodzenie, na jego dyplom wyższej uczelni i na to że uczęszczał do Cambridge. Jednak to, co jako Borat zgotował całemu narodowi Kazachstanu, przekreśla go w moich oczach jako autorytet z dziedziny mowy nienawiści. A co dopiero przypominać szowinistycznego Aliego G czy rasistowskiego Dyktatora. Borat nie był produkowany jako intelektualne wyzwanie. Komedia przez większość czasu żeruje na naszych najniższych instynktach, tak jak robią to media społecznościowe, w które strzela teraz Cohen. Trafił swój na swego.
… w niewłaściwym miejscu
Na niekorzyść dobrego przemówienia Cohena gra jeszcze miejsce, w którym je wygłosił. ADL to bardzo kontrowersyjna organizacja. Liga Antydefamacyjna w 2007 r. sprzeciwiła się uznaniu pogromu Ormian za ludobójstwo, chociaż sama aktywnie walczy o niepodważalność holokaustu. ADL wycofało się ze sprzeciwu dopiero pod miażdżącym, wszechstronnym naciskiem mediów i opinii publicznej. Hipokryzja organizacji była jednak widoczna jak na dłoni.
Kilka lat wcześniej współpracujący z Ligą Antydefamacyjną Roy Bullock został przyłapany przez policję z San Francisco. Mężczyzna był w posiadaniu dokumentów mogących zaszkodzić wielu osobom, wliczając w to amerykańskich kongresmenów, pracowników Greenpeace, związkowców zawodowych, osób z ruchów wyznaniowych czy zwyczajnych muzułmanów. Chociaż ADL odcięło się od tej „szafki z brudami”, organizacja zgodziła się na ugody z osobami, które znalazły się w dokumentach.
Wielu historyków oraz publicystów zarzuca ADL działania wręcz bojówkarskie. Według nich Liga Antydefamacyjna stosuje zarzut antysemityzmu jak broń do walki z politycznymi oponentami. ADL ma rzekomo poddawać takiemu ostracyzmowi wszystkie osoby, organizacje i rządy, których stanowiska idą w jawnym sporze z polityką międzynarodową Izraela. Zdaniem ADL połowa Polaków to antysemici (wyniki badań ankietowych), a organizacja wielokrotnie krytykowała wypowiedzi i postawy polskich polityków jako antysemickie. Czasem słusznie. Czasem kompletnie w oderwaniu od rzeczywistości.
To właśnie na szczycie Never is Now organizowanym przez Ligę Antydefamacyjną swoje wystąpienie wygłosił Sacha Baron Cohen. Co bardzo znamienne, oficjalne konto ADL na YouTube zabroniło komentowania oraz oceniania materiału z nieco stronniczą, ale na pewno słuszną i zasadną przemową.
Dlatego uważam, że o ile „Borat” ma wiele racji, tak były to dobre słowa wypowiedziane ze złych ust, a do tego w złym miejscu. Co oczywiście nie zmienia faktu, że media społecznościowe wymagają potężnych zmian. W dodatku natychmiast. Twitter czyni zdecydowane kroki w poprawnym kierunku, blokując wszystkie reklamy polityczne. Za tą platformą muszą pójść jednak kolejne. Zuckerberg z kolei nie ukrywa, że takie działania na rzecz prawdy, faktów i walki z nienawiścią zniechęcą do jego platformy spory procent użytkowników.
Pytanie brzmi, czy właśnie nie o to powinno chodzić.