Pierwszy Sonos, którego możesz zabrać ze sobą wszędzie - przynajmniej w teorii. Sprawdziłem Sonosa Move i mówię, jak jest
Mówiąc „Sonos”, myślisz o głośnikach tylko do pewnego stopnia bezprzewodowych. O ile bowiem nie trzeba ich łączyć kablem ze źródłem dźwięku, tak każdy z nich wymaga stałego podłączenia do prądu. Oto wyjątek od tej reguły – nowy Sonos Move, który testowałem przez ostatni miesiąc.
Sonos Move to Sonos wyjątkowy na dwa sposoby: po pierwsze, ma wbudowany akumulator, więc nie musi być stale podłączony do gniazdka, a po drugie, oprócz standardowej łączności Wi-Fi obsługuje też łączność Bluetooth.
W teorii oznacza to, że Sonosa Move możemy zabrać ze sobą wszędzie i cieszyć się nim nie tylko w domu, ale także poza nim.
A jak to wygląda w praktyce?
Sonos Move nie jest małym głośniczkiem Bluetooth.
Na grafikach promocyjnych Sonos Move sprawia wrażenie znacznie mniejszego niż jest w istocie. Osobiście również spodziewałem się czegoś bliższego rozmiarem głośnikowi Bose SoundLink Revolve lub JBL Charge.
Tymczasem Sonos Move jest po prostu wielki. Waży aż 3 kg i mierzy 240 x 160 x 126 mm. Nie jest to głośnik, który wrzucimy do plecaka i zabierzemy na całodniowy wypad w teren. To wciąż głośnik przede wszystkim stacjonarny, który w razie potrzeby można przenieść w inne miejsce, bez konieczności ciągnięcia ze sobą kabla – np. wynieść na ogród, gdy najdzie nas taka ochota.
Sonos zadbał jednak o to, by Move nadawał się do transportu. Jego konstrukcja jest odporna na uderzenia, więc – teoretycznie – nic mu się nie stanie, gdy w ferworze imprezy strącimy go ze stołu. Jest odporny na warunki atmosferyczne i spełnia normę IP56. Jest też zaskakująco praktyczny, jak na swoje gabaryty; producent przewidział wygodny uchwyt zintegrowany z obudową. Szkoda tylko, że wykonano go z materiałów bardzo brudolubnych, jeśli mogę się tak wyrazić. O ile twardy plastik stosunkowo łatwo wyczyścić, tak wszelki kurz i sierść po prostu przyklejają się do gumowanej podstawki.
Głośnik możemy też ładować na dwa sposoby – w domu za pomocą dołączonej stacji dokującej i poza domem dowolną ładowarką USB-C.
Według producenta Sonos Move powinien wytrzymać z dala od gniazdka 10 godzin. Mi udało się wycisnąć z niego co najwyżej 8, ale to wciąż dobry wynik, jak na głośnik tej wielkości.
Co zmienia łączność Bluetooth?
Jeśli mam być zupełnie szczery, to… niewiele. Sonos Move może pracować w dwóch trybach: łącząc się z siecią Wi-Fi lub łącząc się przez Bluetooth. Zmiany dokonujemy przyciskiem z tyłu obudowy, a o trybie pracy informuje nas kolor podświetlenia diody na górnym panelu; niebieski oznacza połączenie przez Bluetooth, zaś biały - połączenie przez Wi-Fi.
W trybie Bluetooth Sonos Move zachowuje się jak każdy inny głośnik bezprzewodowy na świecie. Łączymy go w parę z telefonem czy komputerem nurkując w ustawienia danego urządzenia i na tym koniec bajerów. Łącząc się przez Bluetooth tracimy możliwość łączenia głośników w pary czy transmisji danych przez Spotify Connect lub AirPlay 2. W zamian oczywiście zyskujemy możliwość zabrania Sonosa dosłownie wszędzie.
Do samej łączności Bluetooth nie mam większych zastrzeżeń. Głośnik nie ma problemu z utrzymaniem łączności na krótkich dystansach, nawet w mieszkaniu pełnym zakłóceń sygnału.
Kuriozalną decyzją jest natomiast pozbawienie Move’a funkcji prowadzenia rozmów telefonicznych. Tak, podobnie jak każdy inny głośnik w ofercie, Sonos Move nie może służyć jako zestaw głośnomówiący. Absurd, tym bardziej zważywszy na fakt, iż jest on wyposażony w parę mikrofonów dalekiego zasięgu, którymi możemy kontrolować głośnik przy użyciu asystenta głosowego Amazon Alexa… a nie, moment. Nie możemy. Ta funkcja nie jest dostępna w Polsce.
Mamy więc głośnik z parą potencjalnie świetnych mikrofonów, których Polak nie może w żaden sposób wykorzystać (prócz automatycznego dostosowywania dźwięku to otoczenia - Trueplay). Brawo.
Bluetooth niestety negatywnie wpływa też na jakość dźwięku. Łącząc się w ten sposób z telefonem nawet muzyka odtwarzana w najwyższej jakości z Tidala Hi-Fi brzmiała znacznie gorzej, niż podczas połączenia przez Wi-Fi. Co prowadzi mnie do odpowiedzi na kluczowe pytanie, jakie zadajemy sobie kupując jakikolwiek sprzęt audio:
Jak to gra?
W dwóch słowach: bardzo dobrze.
Gdybym miał się rozpisać: kapitalnie wręcz, jak na głośnik o takich gabarytach. O ile bowiem w kategorii „mobilność” Sonos Move należy do głośników dużych, tak w kategorii „domowe audio” to wciąż waga piórkowa.
I w tej kategorii Sonos Move brzmi naprawdę świetnie. Najbardziej zaskakująca jest głębia basu dobiegającego z tego małego pudełka. Nie jest on może jakoś przesadnie potężny, ale za to nie brakuje mu zakresu tonalnego czy selektywności. Zwłaszcza w muzyce klasycznej i filmowej niskie partie kontrabasu czy głębokie tony wiolonczeli brzmią niesamowicie, jak na głośnik tej wielkości.
Jest to o tyle zaskakujące, iż Sonos Move nie produkuje basu przy pomocy dedykowanego woofera, lecz korzysta z głośnika średnio-niskotonowego, który wspiera jedynie skierowany w dół głośnik wysokotonowy. Całość napędzają zaś dwa cyfrowe wzmacniacze, zapewniając odtwarzanym dźwiękom należytą dynamikę.
Nie mogę też narzekać na rozpiętość sceny dźwiękowej w przypadku Sonosa Move. Podobnie jak w małym Sonosie One, tak i tutaj dźwięk jest znacznie „szerszy”, niż można by się spodziewać po małym plastikowym pudełku.
Oczywiście zaznaczę – to wciąż Sonos. Jego charakter nadal pozostaje mocno „cyfrowy”, momentami brak mu szczegółowości i ciepła, a audiofile co najwyżej spluną na niego z pogardą. Tym niemniej każdy, kto nie kupuje kabli HDMI kosztujących 1000 zł za metr bieżący będzie z Sonosa Move więcej niż zadowolony. Do domowego odsłuchu muzyki pochodzącej z popularnych serwisów streamingowych ten głośnik jest jak znalazł.
Sonos Move czy Sonos One – oto jest pytanie.
Gdyby umieścić głośniki Sonosa w szeregu pod względem wielkości, to – nie licząc głośników Symfonisk z Ikei – Move byłby drugim najmniejszym sprzętem w ofercie.
Jest nieco większy od Sonosa One, ale już sporo mniejszy od Sonosa Play:5. Cenowo również plasuje się idealnie pośrodku tych modeli – za Sonosa Move zapłacimy 1699 zł, podczas gdy mniejszy Sonos One to wydatek rzędu 1000 zł, lub 900 zł za Sonos One SL, pozbawionego mikrofonów i obsługi asystentów głosowych (co w Polsce i tak nie ma znaczenia).
Duży Sonos Play:5 kosztuje zaś 2500 zł.
1699 zł za tak niewielki głośnik to dużo. Naprawdę dużo. Za dużo. Nawet uwzględniając cały aspekt uniwersalności Move’a, cena jest jego najsłabszym ogniwem.
Osobiście wolałbym takie pieniądze wydać na kombinację Sonosa One i niewielkiego głośnika Bluetooth od Bose’a lub Sony, który przynajmniej mogę wrzucić do plecaka. W domowych warunkach Sonos One zapewni niemal takie same doznania, jak Sonos Move, kosztując blisko dwukrotnie mniej.
Jeśli jednak duży, dobrze grający głośnik Bluetooth to coś, czego szukałeś, albo po prostu potrzebujesz Sonosa, który nie będzie na stałe przyklejony do gniazdka – Move to twoja jedyna opcja.
Jeżeli jesteś skłonny przełknąć niemałą cenę – fantastyczna opcja.