Wybuchła wojna na Pacyfiku! Battlefield V ma nowe armie i piękne mapy. Tylko balans gry mnie dziwi
W Battlefield V pojawiła się amerykańska armia. Pierwszy raz od premiery gry, Naprzeciw niej staje zaciekła imperialna Japonia. Wojna na Pacyfiku jest rozgrywana na dwóch nowych mapach, które wyglądają przepięknie. Do gry w końcu trafiły też łodzie bojowe i amfibie. Ograłem już obie lokacje, ale wciąż nie wiem co sądzić o balansie rozgrywki.
Darmowe mapy dla strzelaniny Battlefield V to nowa wersja kultowej wyspy Iwo Jima oraz składający się z kilku wysepek Pacific Storm. Mam wrażenie, że ta druga arena jest luźnym nawiązaniem do Paracel Storm z Battlefield 4. Obie mapy wyglądają fantastycznie i w obie zagramy wybierając tryby Podbój oraz Przełamanie. Osobiście wolę ten drugi wariant, ze względu na bardziej spójną, skoordynowaną i etapową rozgrywkę.
Iwo Jima oraz Pacific Storm to wizualna uczta dla oczu.
Pacific Storm wygląda niemal jak pocztówka z wakacji. Białe, piaszczyste plaże wynurzają się z czystej, błękitnej wody. Słońce rzuca swoje promienie na palmy oraz zielone zarośla. Przyjemne podmuchy wiatru kołyszą drzewami, a pejzaże sprawiają, że człowiek odruchowo zaczyna myśleć o urlopie. W tym raju na ziemi toczona jest jednak brutalna wojna przy użyciu piechoty, łodzi, amfibii, jeepów, czołgów oraz samolotów. Do tego dochodzą potężne stacjonarne działa, wieżyczki przeciwlotnicze oraz majaczące z daleka lotniskowce i niszczyciele.
Niestety sterowanie wielkimi pancernikami nie jest możliwe. Nic za to nie stoi na przeszkodzie, aby wskoczyć do mniejszej łodzi transportowej bądź pancernej amfibii. Świetne jest to, że amerykańskie samoloty startują bezpośrednio z pokładu lotniskowca, zamiast magicznie pojawiać się w przestworzach. Z kolei myśliwce japońskie dostały swój pas startowy. Łodzie również muszą być najpierw odczepione od statku-matki. Wszystko to buduje skojarzenia ze starszymi odsłonami serii, gdzie maszyny bojowe były indywidualnymi, samodzielnymi i dobrze wkomponowanymi w otoczenie obiektami.
Iwo Jima jest nieco inna. Bardziej mroczna. Bardziej zbita. To wielka arena na którą składa się skrawek morza, plaża z charakterystyczną czarną ziemią, trawiaste niziny przecinane okopami oraz bunkry i jaskinie w górnej części lądu. I chociaż gracze nie dostali do dyspozycji całej wyspy, Iwo Jima bez problemu mieści 64 żołnierzy walczących o każdy skrawek suchego lądu. Podczas Przełamania etap na plaży to prawdziwa rzeź. Dobijające do plaży łodzie muszą mierzyć się z ogniem piechoty, dział, stacjonarnych karabinów maszynowych oraz czołgów. Dobrze zorganizowana japońska defensywa rozrywa Jankesów na strzępy.
Nowe strony konfliktu wypadają dosyć blado na tle Niemców i Brytyjczyków.
Amerykańska i japońska armia wprowadzają do gry raptem cztery nowe bronie - dwie dla US Army oraz dwie dla Imperium. Mało. Bardzo mało. Na pocieszenie dodam jednak, że jedną z nowych pukawek jest kultowy M1 Garand. Oczywiście nie mogło zabraknąć charakterystycznego brzęku podczas wyrzucania ładownika tej broni. Z Garanda strzelałem dziesiątki, jak nie setki razy w rozmaitych FPS-ach. Do tego kilka razy miałem przyjemność użyć na prawdziwej strzelnicy repliki. Nie podaję się za znawcę ani eksperta, ale w moim osobistym przekonaniu Garand z Battlefield V to jedna z najwierniejszych, najlepiej oddanych wersji tej broni.
Dobra robota DICE.
Egzotycznym dodatkiem poszerzającym arsenał jest miotacz płomieni. To broń środowiskowa, którą można znaleźć w bunkrze albo skrzyni. Tak samo jak katanę, będącą potężnym narzędziem do walki kontaktowej. Żadnej z tych broni nie można na stałe dodać do podstawowego ekwipunku, co może budzić skojarzenia z potężnymi pukawkami podnoszonymi na mapach w Battlefield 1. Szkoda tylko, że wrogowie poddani działaniu miotacza nie są od razu rozpraszani i wybijani z pozycji strzeleckiej. Kilkukrotnie widziałem płonących Japończyków, którzy wciąż strzelali precyzyjnym ogniem do celów. Jak gdyby nic się nie działo.
Imperium oraz US Army dostało po jednym czołgu i po jednym myśliwcu (ich alternatywna wersja bombowa również jest dostępna). Skromnie, patrząc na arsenał maszyn należących do Niemców i Brytyjczyków. Skromna jest także liczba uniformów do założenia - po trzy, maksymalnie cztery na frakcję. Jestem za to zachwycony, że w Battlefield V nareszcie pojawiły się rozmaite fryzury. Nie trzeba już biegać z hełmem założonym na głowę. Warto dodać, że Amerykanie oraz Japończycy nie mogą korzystać ze skórek dla Niemców i Brytoli. Wyjątkiem są kontrowersyjne skiny elitarne, do kupienia wyłącznie za żywą gotówkę.
Wojna na Pacyfiku zmusza do zadania pytania o balans rozgrywki. Zwłaszcza w Przełamaniu.
Podczas kilkunastu scenariuszy Przełamania tylko dwa razy wygrali Amerykanie. Zazwyczaj Japończycy są w stanie zatrzymać US Army na pierwszym etapie ofensywy. Plaże robią się czerwone od jankeskiej krwi, a żołnierzom Aliantów bardzo trudno przebić się w głąb lądu. Imperium ma tyle samo czołgów i samolotów co US Army. Dochodzą do tego japońskie bunkry, stacjonarne działa oraz ufortyfikowane pozycje defensywne. Wszystko to sprawia, że Amerykanie nie mają łatwego początku.
Teoretycznie przewagą Jankesów powinny być amfibie, łączące cechy czołgu i łodzi. W praktyce ręczne wyrzutnie rakiet poukrywanych w zaroślach Japończyków robią z nimi błyskawiczny porządek. Widać to zwłaszcza na mapie Pacific Storm. Tam pierwszy etap Podboju może trwać przez większość sesji. Trochę jak na Hamadzie, gdzie bardzo łatwo zatrzymać brytyjską ofensywę na trzy umocnione punkty Niemców. Dlatego chociaż nowe mapy bez wątpienia są piękne i ciekawe, nie wiem czy są odpowiednio zbalansowane. Być może Jankesom przydałby się jeden dodatkowy czołg albo myśliwiec. Pomysłem do rozważenia byłoby także nieznaczne przesunięcie lotniskowców w stronę wysp.
Nową zawartość do Battlefield V najlepiej sprawdzić na własnej skórze. Jest darmowa.
Nowy teatr działań, dwie nowe mapy, nowe bronie, nowe pojazdy i nowe strony konfliktu - wszystko to posiadacze gry Battlefield V dostają za darmo. Bez żadnych haczyków oraz małych druczków. Dlatego jeśli wciąż posiadasz grę DICE, naprawdę warto się z nią przeprosić. Pacyfik trzeba odwiedzić chociażby z sentymentu, przypominając sobie nocki zarwane przy BF1942. Wszakże to właśnie Battlefield 1942 z 2002 r. dał nam kultową już mapę, jaką jest Iwo Jima.
Dać szansę Battlefieldowi V warto z jeszcze jednego powodu. Wojna na Pacyfiku to kolejne świetne darmowe rozszerzenie, po naprawdę udanych mapach Al Sundan, Marita oraz Merkury. Sieciowa strzelanina dalej nie jest idealna, wciąż trawią ją idiotyczne błędy i niedopatrzenia, ale pod względem bogactwa zawartości jest już naprawdę nieźle. Znacznie lepiej niż podczas fatalnej premiery z minionego roku. Łącząc to z informacją, iż kolejny Battlefield pojawi się dopiero w 2021 albo 2022 r., warto się przeprosić z Piąteczką. Bo chociaż Call of Duty Modern Warfare jest naprawdę dobre, tak w trybie dla 60+ graczy nie dorasta dziełu DICE do pięt. Łatwo wieszać psy na BFV, ale gwarantuję wam - żadna inna gra nie jest w stanie lepiej pokazać sieciowej wojny totalnej.
No, chyba że inne odsłony serii Battlefield.