Piękny i... specyficzny. Oppo Reno Z - pierwsze wrażenia
Rodzina smartfonów Oppo powiększyła się o nowego członka. Właśnie rozpakowałem Oppo Reno Z i nie zawaham się o nim opowiedzieć.
Oppo Reno Z dołącza do gromadki Oppo Reno, w której jeszcze do wczoraj mogliśmy znaleźć tylko wyposażone w wysuwaną „płetwę” Oppo Reno i Oppo Reno 10x Zoom.
Najnowszy Reno płetwy nie ma – zamiast tego przedni aparat ukryty jest w drobnej łezce u szczytu wyświetlacza. Nie ma tu też zoomu optycznego, choć na pleckach Reno Z znajdziemy dwa aparaty.
Jest za to zaskakująco dobrze wyposażony smartfon, który jak na swoją cenę – ta wynosi 1500 zł – robi naprawdę rewelacyjne pierwsze wrażenie.
Patrząc na Oppo Reno Z, nie powiedziałbym, że to średniak.
Trafiła do mnie piękniejsza z dwóch wersji kolorystycznych. Obudowa w kolorze Aurora Purple zdecydowanie bardziej przyciąga wzrok niż wariant Jet Black, choć nie mam wątpliwości, że to właśnie ten drugi będzie wiódł prym w rankingach sprzedaży.
Konstrukcja Oppo Reno Z jest całkiem pokaźna. Mamy do czynienia z urządzeniem wyposażonym w 6,4-calowy wyświetlacz OLED o rozdzielczości 2340 x 1080 px, zamkniętym w obudowie o wymiarach 157,3 x 74,9 x 9,1 mm i masie 186 g. Nie jest to ani najsmuklejszy, ani najlżejszy telefon w swojej klasie, ale z pewnością jest jednym z najlepiej leżących w dłoni.
Niestety jak na szklano-szklany smartfon przystało, Oppo Reno Z jest też okropnie śliski. Na szczęście producent dorzuca do zestawu silikonowe etui, wraz z ładowarką VOOC Charge 20W i słuchawkami. Nadmienię tu również, że chyba nie ma na średniej półce drugiego producenta, który aż tak dbałby o prezencję smartfonów po wyjęciu z pudełku – doświadczenie rozpakowania Oppo Reno Z niczym nie różni się od doświadczenia z rozpakowania ponad dwukrotnie droższego Oppo Reno 10x Zoom.
Jak większość urządzeń w tej klasie (i jak pozostałe smartfony z rodziny) Oppo Reno Z nie jest wodoodporny i nie ma ładowania bezprzewodowego.
Ma za to złącze słuchawkowe, którego brakuje w droższych modelach. Ma też naprawdę szybko i sprawnie działający sensor linii papilarnych zatopiony w ekranie oraz podwójne głośniki, które może nie grają najlepiej na rynku, ale i tak lepiej od każdego głośniczka mono.
Mogę przyczepić się tylko do motorka wibracyjnego, który w Oppo Reno Z jest po prostu słaby. Zamiast przyjemnego „pukania" z droższych Oppo Reno, mamy wibrację przypominającą naciąganie sznurka w jojo. Można przywyknąć, ale w tej klasie spotykałem lepsze wibracje.
Specyfikacja jest dość… specyficzna.
Przyznaję, gdy pierwszy raz spojrzałem na dane techniczne Oppo Reno Z, odrobinę zbiło mnie z tropu. Smartfon ma 4 GB RAM-u, 128 GB pamięci na dane i pokaźny akumulator 4035 mAh – czyli dobrze. Jednocześnie napędza go jednak nie jakiś średniopółkowy Snapdragon, a… MediaTek Helio P90. W teorii ów SoC powinien zapewnić wydajność na poziomie Snapdragona 710. W praktyce… przekonamy się.
Po pierwszych kilku godzinach z Reno Z nie mam żadnych uwag co do płynności działania, ale bardzo ciekawi mnie wydajność energetyczna nowego urządzenia, napędzanego procesorem MediaTeka.
Nie mogę też powiedzieć złego słowa na wyświetlacz, który jest po prostu prześliczny i wspiera też HDR10, więc trzeci sezon Stranger Things powinien wyglądać na nim obłędnie.
Szkoda, że nie jest on w pełni beznotchowy, jak w pozostałych Oppo Reno, ale też łezka nie rzuca się w oczy, a np. podczas czytania chowa się w zaciemnionej belce u szczytu ekranu. Dopiero gdy korzystamy np. z przeglądarki internetowej czy oglądamy wideo na pełnym ekranie, łezka może odrobinę dawać się we znaki.
Aparat w Oppo Reno Z to wielka rzecz. Dosłownie.
Oppo ciekawie podeszło do kwestii aparatu w nowym Reno Z. Oczywiście z opinią o jakości wstrzymam się do pełnej recenzji, ale sam układ aparatów jest co najmniej intrygujący.
Główny sensor na pleckach urządzenia to ten sam 48-megapikselowy układ, jaki znajdziemy pozostałych Oppo Reno, połączony z obiektywem o jasności f/1.7. Jak na tę półkę cenową – jest więcej niż dobrze.
Drugi obiektyw nie jest jednak teleobiektywem, jak można się było spodziewać, lecz skrywa 5-megapikselowy sensor służący do pomiaru głębi w trybie portretowym. Co ciekawe, w aplikacji aparatu nadal możemy wykonać dwukrotny zoom, lecz jest to zoom cyfrowy, nie fizyczna zmiana sensora. Na szczęście przy tak wysokiej rozdzielczości ten dwukrotny zoom nadal oferuje dość wysoką jakość. Taki sam układ znajdziemy zresztą w droższym o 700 zł Oppo Reno, gdzie spisuje się całkiem dobrze, zarówno w dzień, jak i po zmroku.
Z przodu znajdziemy zaś sensor o rozdzielczości aż 32 Mpix, z obiektywem o jasności f/2.0. Sam wielkim fanem selfie nie jestem, ale wyobrażam sobie, że nastolatkom lubującym się w autoportretach taka liczba megapikseli przypadnie do gustu.
Oppo Reno Z – gdzie leży kompromis?
Na to pytanie będę się starał odpowiedzieć w pełnej recenzji. Mając bowiem obok siebie Oppo Reno 10x Zoom i Oppo Reno Z nie widzę na pierwszy rzut oka zbyt wielu różnic, które w realny sposób wpływałyby na codzienny komfort użytkowania. Nie widzę, by obydwa urządzenia znacząco odstawały od siebie pod względem jakości wykonania.
Prócz braku płetwy i słabszej specyfikacji Oppo Reno Z nie odstaje zanadto od reszty modeli z serii Reno. Pracuje płynnie, ma – przynajmniej na pierwszy rzut oka – bardzo dobry aparat, śliczny ekran i pokaźny akumulator. Czyli wszystko, czego tylko można chcieć od smartfona kosztującego 1500 zł.
Czy dobre pierwsze wrażenie się utrzyma? O tym przekonamy się za kilka tygodni. Póki co jednak Oppo Reno Z wygląda na kawał świetnego smartfona, w bardzo rozsądnej cenie.