Aktorzy filmów porno właśnie przekonali się, że rozwój technologii pozbawia nas jakiejkolwiek prywatności
Chyba wszyscy mamy jakieś mniejsze bądź większe tajemnice, którymi niekoniecznie chcielibyśmy dzielić się z całym światem. Nowe technologie już wkrótce mogą nas pozbawić tej opcji.
Jedną z najbardziej popularnych historii w serwisie Weibo (to taki chiński Facebook) jest to, że ktoś stworzył algorytm do rozpoznawania aktorów z filmów dla dorosłych.
Stworzona sieć neuronowa analizuje wskazane filmy, szuka w nich twarzy a następnie porównuje je ze zdjęciami profilowymi w mediach społecznościowych. Tym sposobem udało się już podobno ustalić prawdziwą tożsamość ok. 10 tys. aktorów. I jest to trochę przerażające.
Permanentna inwigilacja przestaje być tylko śmiesznym powiedzonkiem
Zastanówmy się przez chwilę nad konsekwencjami, jakie niesie za sobą powstanie takiego oprogramowania. O ile oczywiście powstało, ponieważ autor jak dotąd jest dość oszczędny w udostępnianiu wyników pracy jego sieci neuronowej, ale to już szczegół.
Aktualny rozwój technologii każe nam wierzyć, że taki scenariusz jest jak najbardziej możliwy, więc nawet jeśli tym razem wiadomość ta okaże się być mocno naciągana, prędzej czy później ktoś takie oprogramowanie stworzy. I udostępni je w sieci. Oznacza to w skrócie tyle, że dowolna osoba dysponująca komputerem będzie w stanie poznać imię i nazwisko innej dowolnej innej osoby, dysponując tylko i wyłącznie jej zdjęciem. Zrobionym na przykład w bardzo niefortunnej chwili. Politykom na pewno robi się słabo na myśl o takim scenariuszu.
Zresztą nie tylko im.
Autor całego zamieszania, w swoim pierwszym poście w serwisie Weibo napisał, że jego sieć neuronowa powstała z myślą o możliwości weryfikacji kobiety przed ślubem. Chodziło tu oczywiście o sprawdzenie, czy dana wybranka nie miała za sobą zbyt pikantnej przeszłości, utrwalonej na jakimś wideo dostępnym w sieci. Wpis ten spotkał się oczywiście z ogromną falą krytyki i oburzenia ze strony kobiet. Głos w tej sprawie zaczynają zresztą zabierać feministki z całego świata:
Nasz tajemniczy twórca widocznie trochę zaniepokoił się tymi opiniami, ponieważ teraz twierdzi, że oprogramowanie tak naprawdę powstało z myślą o kobietach, które chciałyby odszukać pornograficzny film ze swoim udziałem i domagać się jego zdjęcia z sieci. Przyznaję, brzmi to trochę inaczej, ale w zasadzie to… no nic nie zmienia. Wątpię, żeby jakiś hobbysta-amator dokładnie weryfikował osoby, którym chce udostępniać swoje oprogramowanie.
Otwieramy coraz więcej puszek pandory
Coraz szybsze pozyskiwanie i przetwarzanie informacji sprawia, że nasza strefa prywatności coraz bardziej się kurczy. Osobiście nie uśmiecha mi się na przykład, żeby ktoś, widząc moją twarz na jakimś zdjęciu z imprezy publicznej był w stanie ustalić kim jestem, co robię i gdzie mieszkam. Doskonale rozumiem oczywiście, że dostęp do takich informacji (a właściwie to do możliwości) jest bardzo przydatny dla różnego rodzaju służb bezpieczeństwa.
To zrozumiałe. Jednak pracujący w tego typu instytucjach są jednak w jakiś sposób kontrolowani i nie mogą z nudów inwigilować losowych ludzi. Znam zresztą taką historię, w której nieautoryzowane prześwietlenie zakończyło się utratą pracy policjanta, który je przeprowadził. Także jeśli chodzi o służby, to czuję się w miarę bezpieczny.
Co innego jednak, jeśli dostęp do podobnych możliwości uzyskają nieobliczalni internauci.