Backup w kieszeni, czyli prosty sposób, aby zadbać o zdjęcia w czasie podróży bez komputera
Przez dwa tygodnie podróżowałem po Korei Południowej z aparatem. Jak w takiej sytuacji zadbać o bezpieczeństwo zdjęć? Można wziąć ze sobą komputer, dysk zewnętrzny, albo... smartfona i dużo kart pamięci.
W czasie styczniowej podróży do Korei Południowej testowałem ze sobą jednego z najlepszych bezlusterkowców 2018 roku, czyli Fujifilm X-T3. Wcześniej, w grudniu, spędziłem kilka dni podróżując i testując Nikona Z6 w Izraelu. W obu wypadkach starałem się podróżować „na lekko”, czyli tak, aby zadbać o bezpieczeństwo zdjęć bez komputera.
Czym jest backup? Ku zdziwieniu wielu backup nie polega na zgrania zdjęć z komputera na dysk zewnętrzny. Backup polega na tworzeniu kopii zapasowych, a przecież dane na jednym dysku nie mają kopii. Podstawowa zasada backupu to 3-2-1 i oznacza ona, że powinniśmy mieć przynajmniej trzy kopie każdego pliku na dwóch oddzielnych urządzeniach, z czego jedna z kopii powinna być trzymana w innych miejscu, np. w innym mieszkaniu czy biurze, na wypadek pożaru czy kradzieży. Jednak tak naprawdę nawet kopia danych na drugi nośnik jest bardzo podstawową, prostą formą backupu.
Kopia zdjęć na drugiej karcie pamięci to najprostszy backup w podróży.
Wiele współczesnych aparatów wyposażono w dwa sloty kart pamięci. To świetne rozwiązanie, które umożliwia zapis jednego zdjęcia na dwóch kartach na raz. Wystarczy odpowiednio ustawić funkcje zapisu w menu i gotowe. Jak padnie jedna karta to jest zapas danych na drugiej.
Gdzieś w tle trzeba oczywiście pamiętać o tym, że takie rozwiązanie nie zapewnia 100 proc. gwarancji bezpieczeństwa. Aparat z dwoma kartami może zostać przecież skradziony, pojemnik z kartami zgubiony, a same karty również mogą zostać uszkodzone w aparacie. Na szczęście takie sytuacje są bardzo rzadkie. A nawet gdyby się przydarzyły to w pewnym stopniu można sobie z tym poradzić robiąc dodatkowy backup.
Wi-Fi i Bluetooth to jedne z najfajniejszych dodatków, jakie pojawiły się w aparatach od lat. Dzięki nim w podróży smartfon może pomóc w backupie zdjęć.
Jak na rynku pojawiły się pierwsze aparaty z funkcją Wi-Fi do przesyłania zdjęć to czytałem masę komentarzy w stylu „po co to komu, skoro jest smartfon” czy „po co przesyłać zdjęcia na smartfona, zdjęcia powinno się obrabiać na komputerze”. Dzisiaj wygląda to nieco inaczej, wiele osób przekonało się, że możliwość przesyłania zdjęć z aparatu na smartfona czy tablet do kapitalne i praktyczne rozwiązanie. Szczególnie, że coraz bardziej popularny stał się Instagram, a dobre zdjęcia na Facebooku wciąż świetnie się udostępniają i lajkują. Łączność bezprzewodowa to jednak nie tylko dobry sposób na szybkie zgrywanie zdjęć na smartfona i dzielenie się nimi w sieci, czy zdalne sterowanie albo geolokalizację.
Smartfon może posłużyć do prostego backupu w czasie podróży. Zdjęcia robię dobrym aparatem zapisując na dwóch kartach i wysyłając na smartfona. Chwilę po ich wykonaniu mogę je obejrzeć i szybko obrobić, a na koniec udostępnić na Instagramie. Dodatkowo mam backup w kieszeni.
Aby taki zestaw dobrze działał, potrzebny jest aparat z Wi-Fi i Bluetooth oraz funkcją automatycznego zgrywania zdjęć. Można też łączyć się ręcznie i zgrywać samemu, kiedy np. nie potrzebujemy wszystkich zdjęć, ale wtedy trudno tu raczej mówić backupie.
Nikon SnapBridge robi to najlepiej. Fujifilm daje radę, ale ma nad czym popracować.
Nikon w styczniu 2016 roku zaprezentował system łączności bezprzewodowej opartej na Wi-Fi i Bluetooth o niskim poborze energii. Ten system to SnapBridge i od czasu Nikon D500 i D5 jest stosowany chyba w każdym nowym aparacie tej marki.
Nikon przez ostatnie trzy lata nie zaprezentował zbyt wielu nowości. Ze SnapBrigdge'a w podróży korzystałem po raz pierwszy w Izraelu podczas testów bezlusterkowca Nikon Z6. I od razu system ten mocno przypadł mi do gustu.
SnapBridge, bazując na technologii Bluetooth low energy, umożliwia nieprzerwane i natychmiastowe przesyłanie zdjęć z aparatu do smartfona w momencie, kiedy są one robione. Automatycznie, w tle, bez odrywania uwagi, łączenia się i wybierania zdjęć i przy zachowaniu niskiego zużycia energii na obu urządzeniach. Co istotne, w czasie przesyłania zdjęć można nadal korzystać z łączności internetowej w smartfonie. Problem w tym, że Nikon Z6 ani Z7 mają tylko pojedyncze gniazdo na karty pamięci.
Takiego problemu nie ma w testowany ostatnio przeze mnie Fujifilm X-T3. Bezlusterkowiec oferuje dwa gniazda na karty pamięci. Niestety, system zgrywania zdjęć i aplikacja nie działają aż tak dobrze, jak w Nikonie, chociaż wystarczająco dobrze, aby system był przydatny. Po pobraniu aplikacji Fujifilm Camera Remote 3.0, włączeniu funkcji Bluetooth i sparowaniu smartfona z aparatem, transfer zdjęć może odbywać się automatycznie. Transmisja zaczyna się tuż po wyłączeniu aparatu i zgrywa obrazy w tle.
Minusy? Kiedy aparat przesyła zdjęcia na smartfona, smartfon nie może łączyć się z internetem. Aparat nie jest w stanie połączyć się też ze smartfonem, kiedy ten ma włączony hot-spot. Aplikacja nie widzi zdjęć wykonanych w formacie RAW, a jedynie JPEG, aparat nie przetwarza ich na JPEG-i (Sony i Canon nie mają z tym problemu) i nie potrafi ich przesłać. Najlepiej robić zatem zdjęcia w tandemie RAW+JPEG - RAW-y do dalszej obróbki na komputerze, a JPEG-i do przesyłu na smartfona. Tyle, że to najbardziej pamięciożerne rozwiązanie dla kart pamięci. Mimo wszystko, patrząc całościowo, system jest bardzo przydatny i dobrze się sprawdza.
Nikon i Fujifilm nie są jedynymi firmami, które oferują podobne rozwiązania. Bluetooth o niskim poborze energii znajdziemy również w nowych aparatach Canon, Sony, Panasonic czy Olympus. Nie testowałem ostatnio tych rozwiązań w praktyce, w prawdziwej podróży. Przypuszczam, że sprawdzą się one równie dobrze.
Dodatkowo można stosować dyski zewnętrzne z czytnikiem kart.
Tego typu dyski stają coraz bardziej popularne, chociaż nie należą do najtańszych. Mając jednak takie urządzenie możemy w prosty sposób zgrywać zdjęcia i filmy prosto z kart pamięci na dysk zewnętrzny.
No i jest to praktycznie już czwarty nośnik, na którym robimy kopię danych w podróży. Czy aż takie bezpieczeństwo jest nam potrzebne w czasie prywatnego wyjazdu? To kwestia indywidualna. Ja byłem bardzo zadowolony z systemu zapisu zdjęć z mojej podróży na dwie karty i wysyłania JPEG-ów na smartfona. Szczerze go polecam.
Wszystkie swoje zdjęcia na Instagramie z ostatnich wyjazdów obrabiałem na smartfonie.
Nie wyobrażam sobie już sytuacji, kiedy podróżuję prywatnie dla przyjemności i codziennie zgrywam zdjęcia z ciężkiej lustrzanki, a następnie obrabiam je na laptopie i wysyłam do Sieci. To po prostu jest bez sensu w tych czasach. Nie tak działają media społecznościowe. Nie taką wytrzymałość ma mój kręgosłup ze skoliozą. Z drugiej strony mam swoje wymagania odnośnie jakości zdjęć i sam smartfon sytuacji nie rozwiązuje.
Absolutnym standardem w takich sytuacjach jest dla mnie prosty zestaw: bezlusterkowiec lub wysokiej klasy aparat kompaktowy z łącznością bezprzewodową i solidnym obiektywem oraz smartfon z dobrym ekranem i zestawem aplikacji do obróbki zdjęć i kartą z lokalnym internetem.