REKLAMA

Polska strategia energetyczna jest jak chorągiewka. Układa się w zależności od wiatru

Przy okazji ogłaszania budowy nowego bloku węglowego w Ostrołęce minister energii Krzysztof Tchórzewski obiecywał, że to ostania tego typu inwestycja. Teraz zmienia zdanie. Mówi o potrzebie produkcji energii i jednocześnie przyznaje, że Polska nie ma alternatywy. Ma za to węgiel.

18.12.2018 13.00
węgiel brak alternatywy
REKLAMA
REKLAMA

Polska gospodarka ma pecha. Jest w ok. 80 proc. uzależniona od węgla, od którego przynajmniej Unia Europejska chce uciekać najdalej jak pieprz rośnie. Cały świat niby też, co podkreślali na zakończonym niedawno Szczycie Klimatycznym ONZ w Katowicach. Przy okazji przemilczając plany wydobywcze tego samego węgla na następne lata takich potentatów jak Australia, czy Rosja.

Węgiel? Unia chce ostrego skrętu w zielone.

Zdecydowanie bardziej stanowcza - na razie przynajmniej na papierze - wydaje się Unia Europejska. Ostatnio Komisja Europejska przedstawiła swoje plany do 2050 r., kiedy chce osiągnąć „neutralność klimatyczną”. Jak zapewnia wiceszef KE ds. unii energetycznej Marosz Szefczovicz, wtedy ponad 80 proc. energii elektrycznej będzie pochodziło ze źródeł odnawialnych. A to właśnie dla takich krajów jak Polska, z gospodarką głównie opartą na węglu, naprawdę spore wyzwanie.

Rząd pokazał, że nie wie, które drzwi otworzyć.

Wyzwania klimatyczne to żadna pieśń przyszłości. To dzieje się już tu i teraz. Sprawa nie jest łatwa z kilku powodów. Pamiętajmy, że prawie co drugi górnik zatrudniony w UE pochodzi z Polski. Mówimy więc o wyzwaniu gospodarczym, ekonomicznym i jak najbardziej społecznym.

Tylko to, że droga jest trudna nie oznacza, że nie mamy stawiać pierwszego kroku. Doskonałą do tego okazją był właśnie Szczyt Klimatyczny ONZ, który sprowadził do Katowic najznakomitszych gości z całego świata. Niestety nie dość, że nie zobaczyliśmy tam nawet zalążka jakiejś strategii energetycznej na następne lata, to dodatkowo byliśmy świadkami śpiewu na dwa lub nawet trzy głosy.

Z jednej strony prezydent Andrzej Duda mówił o polskich pokładach węgla na 200 lat i zapowiadał jego obronę własną piersią do upadłego. Potem z kolei premier, widząc zdziwienie światowego audytorium, rzucał tu i tam o konieczności powiększenia w miksie energetycznym udziału odnawialnych źródeł energii. W tle pojawiały się wracające jak bumerang informacje o polskim atomie.

Pierwsze efekty już mamy: podwyżki prądu.

To, że węgiel jest coraz droższy, a jeszcze więcej trzeba zapłacić za emisje CO2, przekłada się na podwyżki cen prądu. Zwłaszcza tam, gdzie węgiel ciągle gra pierwsze skrzypce. Tak jak w Polsce. U nas też musimy zmierzyć się z tym problemem. Choćby nie wiem jak czarowali w tym względzie politycy. Owszem, w roku wyborczym warto nawet trzy razy zastanowić się nad jakimiś rekompensatami, żeby zdenerwowany koniecznością głębszego sięgania do kieszeni wyborca nagle jakiś głupot nie powyprawiał przy urnie.

Tylko że na dłuższą metę ucieczka od droższego prądu wiedzie tylko w jednym kierunku: szukania alternatywy dla węgla. Inaczej będzie tylko gorzej. Zwłaszcza biorąc pod uwagę zwolnienie polskich mocy kopalnianych, czego efektem jest rekordowy w tym roku import węgla. Głównie tego pochodzącego z Rosji.

Co tam podwyżki. Gorzej, że nie mamy alternatywy dla węgla.

Teraz nasze możliwości modyfikacji stanu rzeczy są mocno ograniczone. Jesteśmy uzależnieni od węgla, który staje się coraz droższy. W górę idą też ceny za emisję CO2. Co gorsza: nie mamy nawet planu na następne lata, jak tę sytuację stopniowo zmieniać.

Tymczasem wychodzi na to, że w Polsce przez najbliższe lata nic się nie zmieni. Czyli będzie dużo węgla i drogich rachunków za prąd. A jak wiadomo - skoro rośnie cena energii elektrycznej, to w górę pójdzie też prawie wszystko inne. Skąd taki wniosek? Ze słów ministra energii.

Zmieniać zdanie każdy może. Nie w tym rzecz.

Nie ma co rozdzierać szat przez to, że jakiś minister zmienia zdanie. Bo to pierwszy raz? No Ostrołęka miała być ostatnia, ale jednak nie będzie. I co z tego? Zdecydowanie gorzej brzmi zapowiedź dalszego, na następne lata, uzależnienia naszego kraju od węgla. A taka polityka może Polskę mocno zepchnąć w europejski dół. Raz, że znowu będziemy musieli gonić tych, którzy na trudny rozwód z węglem zdecydowali się wcześniej. A dwa to, że za parę, może paręnaście lat tak drogo za prąd jak Polacy - nie będzie w UE nikt płacił.

Czekam na strategię, które nie spodoba się wszystkim.

REKLAMA

Zmiana miksu energetycznego to trudne zadanie. Zwłaszcza w Polsce, gdzie prąd zazwyczaj jest z węgla. Odwrócenie w nim proporcji, np. na rzecz OZE, nie będzie łatwym zadaniem. I lepiej od razu przygotujmy się na to, że wielu się to nie spodoba. W krytyce przecież jesteśmy najlepsi. Już widzę oczami wyobraźni wkurzonych górników palących gumy przy Wiejskiej w Warszawie, bo ktoś rozpisuje dla 90 proc. kadry przemysłu wydobywczego obligatoryjne przebranżowienie w ciągu 5 lat.

Tylko, że to wszystko nie ma znaczenia. W porządku, potem się kłóćmy, skaczmy sobie nawet do gardeł. Ale najpierw musimy wyznaczyć dla kraju jakiś energetyczny cel. Nie na rok, dwa. A na 20, 30 i więcej lat. Teraz na próżno takich przemyśleń szukać. Dochodzę do wniosku, że już wolę rozbieżne zdania reprezentantów władzy w tej sprawie od zapowiedzi dalszego uzależnienie od węgla. Bo w owych rozbieżnościach można ujrzeć światełko w tunelu. Sam węgiel skutecznie go zasłania.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA