Facebook zasłużył na pierwsze miejsce w tej kategorii. Wybraliśmy technologiczny KIT 2018 roku
W naszym redakcyjnym podsumowaniu największych rozczarowań i wpadek roku zasłużone pierwsze miejsce zajął Facebook.
Wyzywają, poniżają, obrażają, namawiają nieletnich do rozbierania się, życzą śmierci i promują patologię. To patostreamerzy, czyli youtube’owa nisza, która w 2018 roku wywindowała patotwórców na czołówki portali. Licznik wyświetleń dodawał kolejne tysiące, a sponsoring kwitł w najlepsze, podlewany bijatykami i galą Fame MMA.
Przez długi czas YouTube i inne platformy zdawały się porażać bezradnością wobec patostreamerów. Znikały pojedyncze materiały, ale kolejne wyrastały jak głowy Hydry. Rok 2018 kończymy na szczęście wśród policyjnych zatrzymań (Gural) i wyroków (Magical), banów od platform wideo i deklaracji uczestników Okrągłego Stołu RPO o konieczności monitorowania niebezpiecznych zjawisk i zmian w prawie. Wygląda no to, że interent wyciągnął wnioski z mechanizmów, które patostreamerzy chcieli wykorzystać do zarabiania na życie.
Mogę się założyć, że rok 2018 na długo utkwi w pamięci Marka Zuckerberga i całego szefostwa firmy. Afera goniła aferę przez okrągłe 12 miesięcy. Gdy już się wydawało, że szum wokół największego medium społecznościowego świata ucichł, z szafy wypadały kolejne trupy.
Cambridge Analytica, wycieki danych oraz fatalna w skutkach niefrasobliwość, z jaką Facebook poczynał sobie w Mjanmie, wstrząsały opinią publiczną. Mogliśmy w tym roku przekonać się, jak Facebook traktuje towar, którym handluje, czyli swoich użytkowników.
Nie wiem, co jest gorsze. To, że w 2018 r. nadal nie mogę zostawić portfela w domu, czy to, że rząd wydał górę pieniędzy na projekt, który nie ma najmniejszego sensu.
Aplikacja z cyfrową wersją dowodu osobistego nie jest bowiem nigdzie respektowana. Co z tego, że mogę sobie wyświetlić dowód na telefonie, skoro w każdym urzędzie wyśmieją mnie na próbę wylegitymowania się w ten sposób? Równie dobrze mógłbym zrobić zdjęcie dowodu i byłbym tak samo traktowany.
Jeden plus i dowód na to, że te pieniądze zostały wydane naprawdę źle? Aplikacja jest całkowicie bezużyteczna, ale za to dostosowano ją do ekranów iPhone’ów X i nowszych. Brawo!
Nie mam wątpliwości, że synonimem porażki jest w tym roku Facebook. Największy serwis społecznościowy zaliczył kilka potężnych wpadek, które nie tylko zmusiły Marka Zuckerberga do uczestnictwa w przesłuchaniach przed amerykańskimi i europejskimi politykami, ale wymusiły konkretne zmiany w API serwisu. Oprócz tego Zuckerberg i Sheryl Sandberg odbyli swoistą pielgrzymkę po mediach, podczas której najczęściej powtarzanym słowem było „przepraszam”.
Z kolejnych afer można wnioskować, że stosunek Facebooka do prywatności przypomina miłość zawodowego złodzieja do praworządności. Skandale pokazują, że polityka wierchuszki firmy nie była przejawem lekkomyślności, ale celowego działania mającego zmaksymalizować przychody i wzrost liczby użytkowników.
Facebook to potężna firma o bazie przekraczającej 2,2 mld użytkowników w miesiącu, dlatego pasmo skandali nie odbiło się jeszcze w wynikach finansowych spółki. Długoterminowo jednak wszystkie te afery muszą wpłynąć na pozycję serwisu. Jeżeli nie bezpośrednio, to pośrednio poprzez regulacje.
Bez dwóch zdań kitem roku okazała się sytuacja dookoła Facebooka. W zasadzie nie było miesiąca bez wtop, co chwila dowiadywaliśmy się o nowych szwindlach, a pokerowa twarzy Marka Zuckerberga nawet nie drgnęła. Spójrzmy prawdzie w oczy – dla Facebooka jesteśmy tylko towarem, który można odsprzedać reklamodawcom. Prywatność, użyteczność? Kogo to obchodzi.
Prawdziwym KITEM w tym wszystkim jest nasza reakcja na te wszystkie rewelacje. Zróbmy rachunek sumienia – ilu z nas faktycznie usunęło Facebooka po tych wszystkich doniesieniach? No właśnie. Według wszelkich statystyk afery nie wpłynęły negatywnie na bazę użytkowników serwisu. Ta wciąż rośnie. Facebook przywiązał nas do siebie i na razie nie ma dla niego sensownej alternatywy. To również bez wątpienia kit roku – pomimo powagi sytuacji, na scenę nie wkroczył nikt, kto mógłby przejąć dla siebie rozgoryczonych użytkowników serwisu Zuckerberga, którzy może faktycznie chcieliby odejść, ale… zwyczajnie nie mają dokąd.
Z jednej strony technika idzie do przodu. Inteligentne telewizory UHD, soundbary z obsługą dźwięku przestrzennego, aplikacje Smart TV czy konsole do gier z grafiką 4K to już niemal chleb powszedni. Typowy Kowalski idzie do elektromarketu, bierze i ma. Problemy zaczynają się, gdy to wszystko trzeba ze sobą połączyć. To było zrozumiałe, gdy rynek „inteligentnego RTV” dopiero raczkował. Ale w roku 2018? Dajcie spokój.
Swojej opinii nie bazuję na intuicyjnych wnioskach. Prosty przykład? Obsługa HDR w telewizorach. Wystarczy zajrzeć na mojego Messengera, by odkryć dziesiątki zapytań od czytelników, którym to „nie działa”. Proponuję zajrzeć na stosowne subreddity, by odkryć podobne zagęszczenie pytań. Dlaczego nie działa? Bo w ustawieniach telewizora trzeba włączyć odpowiednią funkcję ukrytą w szczególnie nielogicznym miejscu w gąszczu podmenu. Pod nazwą, która zupełnie nic nie mówi, jak na przykład „HDMI Deep Color”.
Problemy nie są ograniczone tylko do laików. Kiedyś spróbuję opisać moją pełną dynamiki i niespodziewanych zwrotów akcji próbę połączenia konsoli do gier, kina domowego i telewizora tak, by całościowo realizowały standardy Dolby Atmos i Dolby Vision. Na razie doszedłem do etapu, w którym „wszystko działa, tylko na filmach Blu-ray z dźwiękiem DTS jest cisza zamiast dźwięku”. Zagwozdka do rozwiązania w świątecznej wolnej chwili. Koszmar…
Oferują trzy razy mniej niż emulatory i kosztują trzy razy więcej niż wynika z ich specyfikacji oraz użytych materiałów. Trudno nie mieć wrażenia, że retro konsole to skok na kasę. Taki mało wysublimowany, próbujący grać na sentymentach oraz sympatiach starszych graczy. Najlepiej obrazuje to PlayStation Classic - świetny sprzęt pod względem fizycznej jakości wykonania, ale fatalny od strony oprogramowania oraz możliwości. Ktoś bardzo się spieszył, żeby zdążyć przed świątecznym sezonem zakupowym.
Jedyna retro konsola, którą mogę polecić z czystym sumieniem, to Nintendo Entertainment System. Trzydzieści gier, rozdzielczość 16:9, cena poniżej 300 zł - to rozumiem. Do pełni szczęścia brakuje mi tylko drugiego pada dołączonego do zestawu. Granie w kultową Contrę samemu to jednak nie to samo. AAA Player2 potrzebny od zaraz.
Zmanipulowana, poddana lobbingowi ze strony przebrzmiałych muzyków i wielkich wydawców prasy oraz portali internetowych, za chwilę naprawdę gotowa jest nam swoimi organami solidnie rozpieprzyć internet jaki znamy, z którego korzystamy, który uczynił nasze życie znacznie lepszym i łatwiejszym. Trochę jak ci senatorowie przesłuchujący Zuckerberga, którzy kompletnie nie rozumieją jak i dlaczego działa internet.
A skoro o tym mowa. Drugą technologiczną porażką roku jest Facebook i jego szeroko pojęte problemy z prywatnością - i nie tylko prywatnością, ponieważ również sama usługa zaczyna do siebie zniechęcać użytkowników zawodząc ich konsekwentnie na szeregu rozmaitych płaszczyzn. Podobno Facebook miał zagościć w sieci na dłużej. W 2018 roku, po raz pierwszy od 14 lat, ta teza nie wydaje się już absolutem.