REKLAMA

Ruszył ogólnoświatowy festiwal narzekania na cenę składanego Samsunga

Składany smartfon Samsunga budzi wielkie emocje. W nudnym świecie smartfonów koncepcja zrywająca z opatrzonym prostopadłościanem musi dawać nadzieję na zmiany. W tym szaleństwie jest metoda. Dziwi tylko nieco poruszenie, że składany Samsung będzie drogi.

13.11.2018 10.05
samsung infinity flex zalety
REKLAMA
REKLAMA

Zacznijmy jak u Hitchcocka, trzęsieniem ziemi. Koreańska agencja Yonhap News podała szacunki, z których wynika, że składany smartfon Samsunga z ekranem infinity flex może kosztować 1770 dol. Google przelicza tę kwotę na 6 768 zł, do której powinniśmy zapewne doliczyć podatek (co daje 8324 zł).

Być może 3 - 4 lata temu taka kwota zrobiłaby na mnie wrażenie. Dziś uśmiecham się tylko pod nosem. Nawet biorąc pod uwagę kwestie podatkowe, urządzenie nazywane roboczo Samsung Galaxy F nie będzie szokująco drogie dla posiadaczy iPhone'a XS Max. Ten w wersji 512 GB kosztuje przecież 7219 zł (6 229 zł w wersji 256 GB).

Przykład Apple'a pokazuje, że producent bardzo świadomie kształtuję swoją politykę cenową. Ciekawy dowód na to możemy zobaczyć na rynku indyjskim. Xiaomi sprzedało tam 10 razy więcej smarfonów niż Apple, tymczasem Amerykanie mieli zarobić na tym rynku 3 razy więcej niż chiński potentat. Dodajmy do tego, że średnia cena sprzedaży wynosi tamże w przypadku Apple’a 700 dol. Dla Samsunga ma być to 200 dol., a dla Xiaomi nieco ponad 100 dol. Weźmy przy tym pod uwagę, że mamy do czynienia z tzw. rynkiem wschodzącym.

W świecie fanów Androida potencjalne ceny składanego smartfonu wydają się kosmiczne. Przecież, dajmy na to, Xiaomi Redmi 6A kupimy za 400 zł z hakiem. Za szacowaną cenę Samsunga Galaxy F bez VAT-u, kupimy około 15 sztuk chińskich smartfonów (18 sztuk z VAT-em). Gdy już obdzielimy nimi rodzinę możemy nałożyć kostium Kenana Konga (to taki chiński następca Supermana) i ruszyć w bój, ośmieszając wszystkich tych frajerów, którzy kupili smartfon za kilka tysięcy.

No dobra, rysą na tym obrazie racjonalnych wydatków będzie choćby tegoroczny Samsung Galaxy Note 9, za którego zapłacimy obecnie bez promocji 4229 zł. Podobnie wyceniono Huaweia Mate 20 Pro. Umówmy się, za te pieniądze nadal możemy kupić 9 wspomnianych wyżej urządzeń Xiaomi.

Cena to ostatni problem składanego Samsunga.

Samsung Galaxy F miałby według koreańskiej agencji zadebiutować w marcu. Prawdopodobnie zostanie zaprezentowany podczas tej samej konferencji, na której zobaczymy Samsunga Galaxy S10. Co ciekawe, Koh Dong-Jin prezes Mobile Communication Business w Samsung Electronics  podzielił się oczekiwaniami mówiącymi, że na rynek trafi co najmniej 1 mln sztuk składanych urządzeń. Samsung ma po rozłożeniu mieć ekran wielkości 7,4". W trybie złożonym dostępny ma być wyświetlacz o przekątnej 4,6".

Po niedawnej zapowiedzi składanych Samsungów rozgorzała ogólnoświatowa dyskusja branżowa. Jedni twierdzą, że taki koncept nie ma sensu inni są nim o-cza-ro-wa-ni. Wśród argumentów przeciwko pojawiają się również te związane z ceną.

Na potencjalnie wysoką cenę składa się wiele czynników. Pierwszy z nich, i najważniejszy, ma związek z opracowaniem nowej technologii. Swoistym paradoksem jest fakt, że nabywcy zapłacą za dostęp do urządzenia nowej kategorii. Patrząc na stopień zaawansowania i nieodległą premierę wydadzą krocie za bycie beta-testerami Samsunga Galaxy F.

Początkowo smartfon nie będzie prawdopodobnie urządzeniem skierowanym do masowego odbiorcy. Trzeba przy tym pamiętać, że Samsung nie tworzy go dla sztuki, czy tylko po to, by prężyć muskuły i cieszyć się palmą innowatora. Być może w dłuższej perspektywie da początek całkowicie nowej kategorii produktowej i zmieni całą branżę. Tego dziś nie jesteśmy w stanie przewidzieć.

Składany Samsung zaliczył falstart.

REKLAMA

Składany Samsung został ujawniony przez koreańskiego giganta zbyt wcześnie. Pobudki są oczywiście zrozumiałe - firma nie chciała dać się wyprzedzić chińskim producentom, stąd ruch wyprzedzający. Niestety nie do końca się udało, bo Chińczycy pokazali chwilę wcześniej urządzenie o nazwie FlexPai.

To co zobaczyliśmy podczas prezentacji odbiega od oczekiwań. Widzieliśmy prototyp wskazujący, że Samsung zaoferuje klientom coś w rodzaju tabletu, który można będzie złożyć i włożyć do kieszeni. Nie do końca na taką rewolucję czekały media. Dlatego w pełni rozumiem, że Przemysław Pająk mógł poczuć się oszukany. Dopóki Samsung nie pokaże wszystkich kart będzie za wcześnie, by zarówno skreślić cały koncept, jak i się nim szczerze zachwycić.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA