Nie wierzyłem, że słuchawki za 250 zł mogą być aż tak dobre. Mee Audio M6 Pro gen. 2 - recenzja
Dla takich słuchawek warto mieć smartfona z gniazdem minijack. Sam nie wierzę, że to mówię, ale Mee Audio M6 Pro drugiej generacji niemalże przekonały mnie do zmiany poglądów.
Kosztują zaledwie 259 zł. Są wykonane tak dobrze, jakby kosztowały co najmniej trzy razy tyle. Brzmią co najmniej równie imponująco. Miesiąc temu nie miałem pojęcia o istnieniu tej firmy, a dziś, gdybym miał kupić niedrogie słuchawki dokanałowe, wybrałbym właśnie M6 Pro gen. 2 od Mee Audio.
To wszystko wasza wina.
Nazwa Mee Audio zaczęła się przewijać w komentarzach kilka tygodni temu. Kilku czytelników pytało, czy przetestujemy. Kilku innych zachwalało, że warto. Zobaczyłem tę nazwę dostatecznie wiele razy, że zdecydowałem się zgłębić temat. I kiedy zobaczyłem, że słuchawki nieznanej mi dotąd firmy poleca kilku cenionych przeze mnie muzyków, z marszu napisałem do polskiego dystrybutora o egzemplarz testowy.
Przyznaję, sądziłem, że z Mee Audio jest trochę jak z Xiaomi.
Delikatnie rzecz ujmując, nie pałam miłością do chińskiego producenta i na początku sądziłem, że z Mee Audio będzie podobnie. Dużo szumu, bo na papierze są lepsze cyferki i niższa cena niż u konkurencji, a praktyce okażą się złomem udającym klasę premium. Jakże się myliłem! Ale zacznijmy od początku.
Mee Audio to amerykańska firma skupiająca się przede wszystkim na zastosowaniach pro-audio w bardzo przystępnej cenie. Mają to zresztą wpisane w swoją nazwę. MEE to skrót od „Music Enjoyment for Everyone” .
M6 Pro drugiej generacji to w pierwszej kolejności… profesjonalne odsłuchy sceniczne. Ich pierwszym i podstawowym zastosowaniem jest służba muzykom na scenie, w trasie koncertowej i przy innych wymagających zastosowaniach.
Widać to zresztą na pierwszy rzut oka. Konstrukcja jest nadspodziewanie wytrzymała; szczególnie kabel, który bez problemu przetrwa przypadkowe szarpnięcie. Przetworniki wtykamy do ucha nie jak zwykle, od przodu, lecz „zza ucha”, aby zapewnić pewniejsze osadzenie słuchawek w małżowinie.
Do tego złącze 3,5 mm jest kątowe, żeby nie odstawało od przypiętego za pasem mikroportu podłączonego do konsoli odsłuchowej (czy też po prostu od smartfona włożonego do kieszeni). Kabel ma też zintegrowany klips, którym możemy przypiąć słuchawki do ubrania. Drobiazg, ale szalenie przydatny.
Choć słuchawki nie mają żadnej formy aktywnej redukcji hałasu, ich dopasowanie do ucha (szczególnie w piankach Comply) jest tak dobre, że dźwięki otoczenia praktycznie nie przedostają się do środka i vice versa – „wyciek dźwięku” podczas słuchania muzyki również jest minimalny.
Urządzenie spełnia też normę IPX5 odporności na wodę i pot – niezwykle istotne w czasie koncertowania na rozpalonych oświetleniem scenach (czy choćby spaceru w deszczu).
Słuchawki są też bardzo, ale to bardzo wygodne. Znakomite do wielogodzinnego użycia. Warunkiem jest tylko dopasowanie odpowiednich wkładek sylikonowych lub pianek, co nie powinno być problemem. Wielka szkoda, że w Polsce nie możemy tak jak w Stanach Zjednoczonych zamówić do M6 Pro dedykowanych odlewów sylikonowych wykonanych na podstawie skanu ucha. To zazwyczaj opcja nietania i zarezerwowana dla bardzo drogich modeli słuchawek, ale gwarantująca idealne dopasowanie do indywidualnego kształtu aparatu słuchu.
Zawartość opakowania? 10/10
Wraz ze słuchawkami dostajemy solidny futerał (futerał – do słuchawek za 250 zł!), cztery pary wymiennych sylikonowych nakładek oraz pianki comply, przejściówkę z mini jacka na dużego jacka i dodatkowy przewód do smartfona, wyposażony w mikrofon i przyciski do kontroli multimediów.
Tak bogatego zestawu nie uświadczymy w wielokrotnie droższych modelach konkurencji. Za samą zawartość opakowania należą się Mee Audio ogromne brawa.
Muszę to uczciwie powiedzieć – nie każdemu M6 Pro gen. 2 przypadną do gustu. Przynajmniej nie od razu.
Słuchawki pokrywają spektrum częstotliwości od 20 Hz do 20 KHz i domyślnie grają bardzo, ale to bardzo płasko. Czyli tak, jak powinny grać monitory odsłuchowe. Osobiście zakochałem się od pierwszego odsłuchu, podłączając Mee Audio M6 Pro gen. 2 do mojego LG V30. Dźwięk jest dokładnie taki, jak twórca zamierzył. Pomimo tego, że słuchawki mają we wnętrzu tylko jeden przetwornik (wiele profesjonalnych odsłuchów ma dwa lub więcej), udaje im się zreprodukować nawet drobne niuanse, a separacja instrumentów jest wzorowa.
Nie da się jednak ukryć, że taka charakterystyka brzmienia nie każdemu będzie odpowiadać. „Prosto z pudełka" grają dość sucho, dość płasko i dla ucha przyzwyczajonego do mocno „strojonych" modeli Hi-Fi mogą się wydawać dość nieprzyjemne. Na szczęście M6 Pro gen. 2 są bardzo podatne na korekcję graficzną. Chwila zabawy w dowolnym EQ i już możemy dostosować brzmienie do własnych preferencji.
Zawiedzeni mogą się czuć tylko miłośnicy tłustego basu, bo choć tonów niskich w M6 Pro gen. 2 nie brakuje, to nieco mało w nich „pary”. Tutaj trzeba by sięgnąć po model M7 Pro, który jest dedykowany odsłuchowi scenicznemu dla basistów i perkusistów, więc siłą rzeczy ma wyraźniej zarysowany dół.
Nie ma drugich tak uniwersalnych słuchawek w tej cenie.
M6 Pro gen. 2 mają odłączany kabel. To znowu ukłon w stronę profesjonalnych muzyków, którzy w razie czego mogą wymienić sam przewód za 49 zł, zamiast kupować nowe słuchawki.
Producent przewidział jednak jeszcze jeden dodatek – adapter Bluetooth. Za 259 zł możemy dokupić do słuchawek M6 Pro gen. 2 noszony na szyi adapter Bluetooth z obsługą aptX, który przekształci profesjonalne odsłuchy sceniczne w słuchawki bezprzewodowe do codziennego użytku.
Jeśli chodzi o samą jakość adaptera Bluetooth, jest nieco gorzej. Czuć, że to produkt nie najwyższej jakości, zarówno od strony jakości wykonania, jak i jakości dźwięku. Słuchawki grają odczuwalnie mniej klarownie w wersji bezprzewodowej, choć wiele tu też zależy od źródła dźwięku – jeśli strumieniujemy pliki ze Spotify w 320 kbps, to różnica będzie raczej marginalna. Dopiero przy FLAC-ach rozstrzał staje się naprawdę wyraźny.
Oprócz tego trudno mi się jednak do czegokolwiek przyczepić. Adapter może pracować na jednym ładowaniu przez 8 godzin i szkoda tylko, że nie jest wodoodporny jak same słuchawki. Ale czy za tę cenę wypada spodziewać się czegoś więcej?
Gdybym dziś potrzebował odsłuchów scenicznych, Mee Audio M6 Pro gen. 2 byłyby moim pierwszym wyborem.
Amerykański producent naprawdę dowiózł. Jakość tych słuchawek totalnie nie przystaje do ceny. Nie wiem, jakiej ekonomicznej magii tutaj użyto, że udaje się sprzedawać ten sprzęt tak tanio, do tego w tak bogatym zestawie, ale pozostaje faktem, że za 259 zł dostajemy fantastycznie grające, świetnie wykonane odsłuchy sceniczne, które przy okazji mogą też posłużyć za naprawdę dobre pchełki do codziennego słuchania muzyki.
Ośmielę się stwierdzić, że w kategorii odsłuchów scenicznych trzeba wydać naprawdę 5-6 razy tyle na produkty takich gigantów jak Shure czy Sennheiser, żeby realnie odczuć różnicę. Podobnie zresztą rzecz się ma, gdy zestawimy M6 Pro gen. 2 z konsumenckimi słuchawkami dokanałowymi - dopiero decydując się na wielokrotnie droższy model kupimy coś realistycznie lepszego. Jeśli chodzi o stosunek jakości do ceny, Mee Audio - kolokwialnie mówiąc - miażdży.
I choć nadal obstaję przy tym, że dla przeciętnego konsumenta przyszłość audio jest bezprzewodowa, to dla takich słuchawek jak Mee Audio M6 Pro gen. 2 warto zachować złącze jack w smartfonie. Ogromnie polecam, nie tylko profesjonalnym muzykom.
Za wypożyczenie sprzętu do testów dziękuję polskiemu dystrybutorowi Mee Audio, firmie Rafko.