REKLAMA

Każdego dnia wykonuję tytaniczną pracę, by tkwić w ignorancji i przekonaniu, że jeszcze nie wszystko jest możliwe

Łapiecie się czasem na czymś takim, że w głębi ducha myślicie sobie, że przecież mamy 2018 rok, samych mądrych naukowców, NASA, MIT, no generalnie wszystko jest możliwe?

silni w chorobie
REKLAMA
REKLAMA

Ja się łapię. Oczywiście to naturalny stan ducha, w który wprowadza mnie ignorancja. Ale jakże przyjemna ignorancja. Jakże miło nie wyprowadzać się z błędu i wierzyć w omnipotencję świata nauki, technologii, medycyny. Jakże miło wierzyć, że Elon Musk i jego pomysły to tylko wisienki na torcie. Jakże przyjemnie ufać, że w CERN dzieje się magia, świat medycyny ma już za sobą prawie wszystkie obejmowane racjonalną wyobraźnią przełomy, a tak właściwie to pracuje już nad nieśmiertelnością i odrastaniem kończyn.

No i faktycznie. Znamy sporo osób chorych na raka, ale mimo wszystko - szczęśliwie - choroba ta nie jest już takim wyrokiem śmierci, jak przed latami. Globalne statystyki zdają się to przecież potwierdzać. Antybiotyki kopią tyłki na tyle mocno, że teraz piłka jest po stronie wirusów - muszą mutować (ale w ignorancji głęboko wierzymy, że nigdy im się to skutecznie nie uda).

I potem przychodzi 2011, potem dowiadujemy się, że nie żyje Steve Jobs. Nie chciałbym zostać wrzucony do jednego worka z applefagami, ale również dla mnie była to jedna z najbardziej wstrząsających śmierci, z jakimi się spotkałem. Tak, nie kłamię, śmierć Steve'a Jobsa podcięła mi skrzydła. Trochę runął światopogląd, choć z powodów wyżej wymienionych nadal staram się te ignorancję podtrzymywać.

Żaden z niego męczennik, żaden Obi-Wan Kenobi. Gdyby tylko mógł dalej żyć, to by żył. Ale to było niemożliwie. Umarł król świata, władający imperium zamożniejszym od jednego świata. Władca milionów umysłów dysponujący portfelem w zasadzie nieograniczonym - nie ma kwot, które mogłyby zmienić jego pozycję w tej sytuacji.

Nie, w podziemiach laboratoriów Apple, choć pewnie o tym myśleli, nikt nie stworzył syntetycznej trzustki, która pod nazwą iPancreas już niebawem miała zawojować iStore'y. Umarł sobie, dokładnie w taki sam sposób jak umiera bezdomny pijak z Żelazowej Woli, o którym nikt nigdy nie dowiedział się, że zmarł trawiony siłą nowotworu.

REKLAMA

Może więc zamiast chować głowę w piasek, lepiej patrzeć w twarz teraźniejszości? Tak jak to robią na przykład na blogach serwisu "Silni w chorobie". Patrzą przed siebie z podniesioną głową, opowiadają użeranie z systemem i jego - jak by to ujął pewien polityk - imposybilizmem. Gdzie komentarze i historie nie znikają, jak zawsze można to zrobić na Znanym Lekarzu, powodując brutalne lądowanie i kontakt z twardą ziemią. Chorzy i ich opiekunowie często zmuszeni są do przebywania w domu. Trudności natury logistycznej, ból, konieczność stałej i żmudnej terapii a także niebezpieczeństwo zakażeń sprawiają, że ogromnego wysiłku wymaga wyjście z domu oraz kontakt z ludźmi.

Żyjemy w epoce krzemu. Rozwijamy się. Jest fajnie. Pijawki zastąpiliśmy betablokerami. Telegramy aplikacją Telegram. Trochę poszliśmy do przodu, ale na końcu dnia rodzimy się, umieramy, nawet nie dając rady na dobre oderwać się od tej planety. Cały czas jednak mam ponure wrażenie, że bliżej nam cywilizacyjnie do człowieka pierwotnego, niż do sposobu w jaki w swojej ignorancji lubię postrzegać dzisiejszą ludzkość.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA