Czas pożegnać Keplera. Kosmiczny teleskop zakończy swoją misję i uda się w swój ostatni rejs
Po 9 latach obserwowania kosmosu w poszukiwaniu nowych egzoplanet, NASA w końcu postanowiła dać odpocząć Keplerowi. Paliwo w kosmicznym teleskopie skończy się za jakieś dwa tygodnie. Wtedy ruszy on w swój ostatni rejs. Tym razem w nieznane.
Misja Keplera to chyba jeden z najbardziej udanych projektów amerykańskiej agencji kosmicznej NASA. W 2009 r. kiedy Kepler opuszczał Ziemię plan zakładał, że zakończy on swoje działanie po czterech latach obserwacji kosmosu. Jak to jednak bywa z misjami NASA, ta również została wydłużona. Po 9 latach służby, teleskop Keplera ma na swoim koncie 19 misji obserwacyjnych, podczas których odkrył on ok 2,7 tys. egzoplanet. Ilość wysłanych przez niego danych na Ziemię jest tak ogromna, że nie zostały one jeszcze w pełni przeanalizowane.
Tutaj warto nadmienić, że Kepler jest naszym pierwszym kosmicznym teleskopem, którego dane analizowane są przez sztuczną inteligencję. Jest to o tyle ciekawe, że algorytm do analizy danych dotyczących egzoplanet został zaprojektowany hobbystycznie przez jednego z programistów Google, który stworzył go w swoim czasie wolnym.
Nie obyło się bez problemów.
Wróćmy jednak do samego teleskopu, który jest głównym bohaterem tego tekstu. Misja Keplera kosztowała 600 mln dol. Kepler powstał z myślą o obserwacji pogranicza gwiazdozbiorów Lutni i Łabędzia. W 2013 r. Kepler doświadczył poważnej awarii związanej z jego układem sterowania.
W nieprzewidzianych okolicznościach zepsuły się drugie z czterech kół reakcyjnych, odpowiedzialnych za stabilizację teleskopu w odpowiedniej pozycji pozwalającej na prowadzenie obserwacji. Pierwsze padło już rok wcześniej, ale dopiero ta druga awaria pozbawiła teleskop stabilizacji. NASA postanowiła wtedy zawiesić misję i zadowolić się danymi z pierwszych czterech lat obserwacji.
Na szczęście, w grudniu 2013 r. zespół inżynierów NASA wpadł na genialny pomysł wykorzystania światła słonecznego do stabilizacji teleskopu. W próżni, jaka panuje w przestrzeni kosmicznej, światło padające na obiekty w niej umieszczone wywiera na nie ciśnienie. Kolokwialnie rzecz ujmując: lekko je popycha. Oddziaływanie to jest dość słabe, przez co np. w ziemskiej atmosferze jest całkowicie pomijalne, ale w próżni nawet tak mała siła ma znaczenie. I to niemałe. Okazało się bowiem, że ustawiając teleskop w odpowiedniej pozycji względem naszego Słońca, można ustabilizować go na tyle skutecznie, że NASA postanowiła wznowić obserwacje.
Kepler pokazał nam bardzo ciekawy kawałek kosmosu
A tak właściwie, to nadal nam go pokazuje. Wszak dane dostarczone przez Keplera nadal analizowane są przez astronomów. Do tej pory jednak dowiedzieliśmy się np. o istnieniu kompaktowego układu słonecznego Kepler-11, w którym znajduje się 6 planet orbitujących tak blisko swojej gwiazdy, że nie do końca jesteśmy w stanie zrozumieć w jaki sposób ten układ pozostaje stabilny. Wyobraźcie sobie sześć, większych od Ziemi planet, orbitujących w takiej odległości, że orbita tej najbardziej oddalonej pokrywa się mniej więcej z orbitą Merkurego. Czyli tam, gdzie dopiero zaczyna się nasz układ, Kepler-11 się kończy. Niesamowite.
Kepler 421b to z kolei egzoplaneta z najdłuższym rokiem, jaki znamy. Trwa on całe 704 dni. Zanim ktoś zacznie oburzać się w komentarzach, że co to jest 704 dni w porównaniu do długości roku na Uranie, chciałbym podkreślić, że Uran nie jest egzoplanetą.
W sąsiedztwie 421b znajduje się też planeta-bączek - Kepler 413b, orbitująca wokół podwójnego układu składającego się z czerwonego i pomarańczowego karła. Jej oś obrotu przesuwa się o całe 30 st. co jedenaście lat. Tam to by człowiek dopiero ponarzekał na zmienną pogodę!
Teleskop Keplera może mieć też na swoim koncie odkrycie drugiej Ziemi. Chodzi o planetę Kepler-452b, która jest pierwszą, podobną do Ziemi egzoplanetą, orbitującą w tzw. strefie życia wokół gwiazdy typu G2V, podobnej do naszego Słońca. Niestety ze względu na jej dużą odległość od Ziemi (całe 1400 lat świetlnych), nie możemy mieć pewności, że jest ona skalistą planetą, ale są na to szanse. Może kiedyś się tam wybierzemy, żeby to sprawdzić.
Nie sposób nie wspomnieć też o megastrukturze obcych, odkrytej podczas obserwacji gwiazdy KIC 8462852. Jej światło, w różnych odstępach czasu przygasa od pięciu do osiemdziesięciu dni w roku. To mruganie jest bardzo zastanawiające i swojego czasu wzbudziło dość dużą sensację w środowisku astronomów. Najprawdopodobniej spowodowane jest obecnością dużej liczby egzokomet, krążących wokół KIC 8462852, które czasami po prostu ją zasłaniają. Megastruktury wybudowane przez obcą cywilizację brzmią jednak o wiele lepiej.
Teleskop Keplera będzie miał godnego następcę.
Już wkrótce. Z centrum kontroli lotów NASA zostanie wysłany sygnał z instrukcją o wyłączeniu systemów Keplera, co tym samym zakończy jego misję. Teleskop rozpocznie rejs w nieznane. NASA jednak ani myśli zaprzestać samych obserwacji. Następca Keplera, teleskop TESS (Transiting Exoplanet Survey Satellite) został wystrzelony w kosmos w kwietniu 2018 r.
Dzięki postępowi technologicznemu ma mieć on o wiele większe możliwości związane z obserwacją egzoplanet. NASA szacuje, że TESS dostarczy dane o 20 tys. nowych ciał niebieskich. No i - jeśli po drodze nie nastąpią kolejne problemy - za 3 lata do TESS dołączy też kosmiczny teleskop Jamesa Webba, który pozwoli nam na podglądanie jeszcze bardziej oddalonych zakamarków kosmosu.
Wiem, że sama obserwacja nie brzmi jakoś strasznie ekscytująco i zapewne o wiele większe emocje wzbudziłaby ogłoszona przez NASA misja kolonizacyjna. Musimy jednak mierzyć siły na zamiary. Na obecnym stopniu rozwoju naszej cywilizacji gapienie się w niebo to jedyne, na co możemy sobie pozwolić. Możemy jedynie pocieszać się tym, że dzisiejsze obserwacje w przyszłości mogą przydać się w tworzeniu gwiezdnych map, z których korzystać będą ludzcy kolonizatorzy.