Podcasty Google w końcu ujrzały światło dzienne. Sprawdziliśmy nową aplikację na Androida
Na tę imprezę Google przyszedł ostatni, spóźniony i nie do końca przygotowany. Ale jak już się zjawił, może nieźle namieszać. Aplikacja Podcasty Google w końcu ujrzała światło dzienne, a gigant z Mountain View chce stać się hegemonem kolejnej części Internetu.
Aż dziw, że tyle to trwało. Google, który chce rządzić i dzielić cyfrowym światem, dopiero teraz zaprezentował swoją własną aplikację do podcastów. Przypomnijmy – najszybciej (tuż po wideo) rosnącego formatu medialnego na świecie.
Dlatego swoje natywne aplikacje do podcastów od lat mają Apple i Microsoft. Tak, nawet umarły już Windows 10 Mobile i Windows Phone przed nim miały aplikację do podcastów. I choć nie brakuje zamienników, to na Androidzie dotychczas natywnej aplikacji do słuchania audycji nie było.
Podcasty Google na tle konkurencji wyglądają… dość biednie.
Gdy tylko aplikacja pojawiła się w Sklepie Play, od razu ją pobrałem, dodałem kilka podcastów do subskrypcji i zacząłem się przyglądać możliwościom odtwarzacza. Nie trwało to długo, bo Podcasty Google możliwości nie mają prawie wcale.
Aplikacja jest wręcz skrajnie uboga. I nie mówię tu tylko o minimalistycznej estetyce, a o zawartości. Po wejściu wita nas ekran z naszymi subskrypcjami, przeglądem najlepszych programów w danych kategoriach i propozycjami odcinków do przesłuchania.
Po wejściu do odtwarzacza również „szału nie ma”. Możemy pobrać odcinek, oznaczyć go jako przesłuchany i zmienić prędkość odtwarzania (maksymalnie 2-krotnie szybciej lub wolniej). Postępy w słuchaniu synchronizują się między urządzeniami.
Bardzo ubogo wyglądają też notatki do odcinków, w których twórcy umieszczają linki do poruszanych w audycji kwestii, a czasem nawet całą transkrypcję. W Podcastach Google notatki są ucięte w losowym miejscu:
A tak wyglądają w jednej z najpopularniejszych aplikacji do podcastów, Pocket Casts:
Różnica w funkcjonalności jest kolosalna. Podobnie zresztą rzecz się ma w przeglądaniu i odkrywaniu nowych audycji.
Na pierwszy rzut oka Podcasty Google wyglądają na zepsute.
Większość aplikacji umożliwia nam przeglądanie wszystkich podcastów, segregując je według kategorii, ocen użytkowników i liczby pobrań. W Podcastach Google tego nie ma. Nie możemy przejść do kategorii i przeglądać jej w dowolny sposób. Na pierwszy rzut oka mamy dostęp tylko do tych podcastów, które są nam sugerowane przez aplikację i tych, które sami znajdziemy wpisując ich nazwę w wyszukiwarkę.
Wyjaśnienie tego stanu rzeczy znajdziemy dopiero wczytując się w oficjalny post na Blogu Google, zapowiadający start aplikacji.
Czytając między wierszami wynika z niego wyraźnie, że aplikacja sama w sobie jest ledwie dodatkiem.
Google chce nam zaproponować zupełnie sposób odkrywania i konsumpcji podcastów.
Oparty oczywiście na – zgadliście – sztucznej inteligencji i uczeniu maszynowym. Podcasty w wydaniu Google’a mają być podsuwane użytkownikom na podstawie ich preferencji i historii odsłuchań, a nad ich doborem czuwał będzie Google Assistant.
Podcasty Google na Androida są zresztą tak ubogie, bo zostały stworzone z myślą o interfejsie głosowym i inteligentnych głośnikach. To właśnie urządzenia smart-home są głównym celem Google’a, jeśli chodzi o audycje głosowe. I tam nowy system wyszukiwania i proponowania odcinków ma mnóstwo sensu – przy sterowaniu głosowym nie ma najmniejszego sensu przekopywanie się przez tysiące propozycji w każdej z kategorii. Użytkownik będzie po prostu pytał Asystenta o polecany podcast, a Asystent podsunie mu ten, który uzna za najbardziej trafnie dobrany.
I tu jest pies pogrzebany. Google chce zagarnąć dla siebie kolejny skrawek Internetu.
Google już dziś decyduje o być albo nie być internetowych wydawców treści tekstowych (narzucając swoje wytyczne w wyszukiwarce i SEO) oraz treści wideo (bo jest posiadaczem największej na świecie platformy – YouTube’a).
Teraz chce w podobny sposób decydować o tym, jakie treści audio będzie podawał odbiorcom. Oczywiście twórcy podcastów mogą wpłynąć na to, żeby to właśnie ich audycje podsuwał Asystent – Google opublikował wytyczne dla twórców, według których mogą optymalizować swoje programy pod wyszukiwanie Asystenta. Nie mam też wątpliwości, że z czasem na pozycjonowanie w Asystencie będzie też miało spory wpływ to, kto sypnie większą liczbą złotych monet…
Obawiam się jednak o sporą „samowolkę” Google’a w doborze treści. Już w poście na blogu gigant zapowiada np., że w wynikach wyszukiwania faworyzowane będą audycje prowadzone przez kobiety i ludzi inne rasy niż biała, gdyż „ledwie 25 proc. najpopularniejszych programów jest prowadzona przez kobiety i ludzi odmiennej rasy”.
O ile całym sercem jestem za równouprawnieniem niezależnie od płci, rasy i religii, tak tutaj widać po prostu demona politycznej poprawności – przepraszam, drogi Google’u, ale większości odbiorców raczej nie obchodzi to, czy audycję prowadzi czarna kobieta, buddysta, czy biały mężczyzna bez ręki. Odbiorcy chcą otrzymać dobre, interesujące ich treści. Cała reszta to sprawa drugorzędna.
Do dominacji Google’a w podcastach jeszcze daleko.
Na szczęście nim moje czarne scenariusze się ziszczą, minie jeszcze mnóstwo czasu. Aktualnie światem podcastów rządzi i dzieli Apple wespół ze Stitcherem, a branża rośnie w tempie astronomicznym. Do wyścigu dołączył również Amazon, dając dostęp do podcastów wewnątrz swoich głośników Echo. Obok tego są też niezależne konsorcja, jak to, które ostatnio wykupiło aplikację Pocket Casts (grupa NPR, twórcy This American Life i kilka innych stacji).
Jednak im bardziej ciężar konsumpcji treści będzie się przesuwał ze smartfonów i komputerów na inteligentne głośniki i słuchawki, tym trudniej będzie tym innym podmiotom oprzeć się zapędom Google’a.
Póki co jednak nie musimy się obawiać o to, że Google zmonopolizuje świat podcastów. Możemy się za to cieszyć, że wraz z silnym wejściem giganta w internetowe audycje, dostaną one kolejnego kopa i staną się jeszcze bardziej popularnym formatem, także w Polsce.