REKLAMA

Jeśli nie iPhone, to co? Dla mnie liczą się tylko dwie marki smartfonów z Androidem

Zawsze byłem dość wymagający jeśli chodzi o smartfony z Androidem. Nie lubiłem, gdy producent dorzucał do nich sporo śmieciowych aplikacji, nie tolerowałem niepasujących do Androida modyfikacji interfejsu, pstrokatych ikonek i zaniedbywania kwestii aktualizacji oprogramowania. Dlatego jeśli korzystam z Androida, to biorę pod uwagę tylko dwie marki.

Jeśli nie iPhone, to co? Polecam tylko dwie marki smartfonów z Androidem
REKLAMA
REKLAMA

Od paru miesięcy moja główna karta SIM siedzi niezmiennie w iPhonie. Jednak drugi numer często wędruje i wędrować będzie - gdy testuję nowe smartfony, to często przekładam tę kartę między kolejnymi telefonami. Jeśli tylko mogę, to zawsze wracam do Google Pixela albo OnePlusa.

Dlaczego OnePlus?

 class="wp-image-735412"

OnePlus to dla mnie pod wieloma względami wzór dobrego smartfonu z Androidem.

Po pierwsze OnePlus nie zostawia użytkowników na lodzie i regularnie aktualizuje swoje smartfony do najnowszych wersji Androida. Nie zapomina przy tym o poprawkach związanych z bezpieczeństwem. Dodatkowo dla amatorów testowania nowego oprogramowania OnePlus ma program beta testów, w którym szybciej wypuszcza kolejne wersje systemu, aby zainteresowani mogli go sprawdzić jeszcze przed oficjalną premierą.

Dla niektórych najważniejsza jest stabilność i niezawodność, więc wolą poczekać na finalną wersję aktualizacji. Dla innych liczy się frajda z częstego testowania nowości softwareowych i są w stanie zaryzykować przystępując do beta testów. Dla jednych i dla drugich OnePlus będzie odpowiednim wyborem.

Po drugie OnePlus to totalny wzór tego, jak szybko powinien działać smartfon w drugiej dekadzie tego tysiąclecia. Chiński producent stosuje w swoich produktach najlepsze podzespoły - szybką pamięć, najszybsze procesory, dużo RAM-u. Ale dobrze wiemy, że mocarna specyfikacja techniczna, to nie wszystko. Liczy się optymalizacja oprogramowania. OnePlus poświęca temu tematowi wiele uwagi i zwykle udaje mu się stworzyć najszybsze smartfony na świecie. Za to uwielbiam tę markę.

Po trzecie OnePlus ze smakiem ingeruje w Androida. Nie ma tu pstrokatych ikonek, nie ma niepasujących do czystego Androida elementów interfejsu, które psułyby końcowy rezultat. Wszystkie zmiany - a jest ich wbrew pozorom sporo - wyglądają dobrze i pasują do Androida takiego, jakim stworzył go Google.

Wśród dodatków od OnePlusa na szczególną uwagę zasługują profile dźwiękowe, którymi możemy zarządzać za pomocą fizycznego przełącznika na obudowie. Bardzo lubię też dodatkowe gesty, tryb czytania (który w działaniu przypomina czytniki e-booków) oraz szybkie wykonywanie zrzutów ekranu. Bardzo często korzystam też z czarnego motywu graficznego, który na ekranach AMOLED wygląda obłędnie.

 class="wp-image-732057"

Po czwarte super-ultra-szybkie-ładowanie, czyli coś, co do niedawna występowało pod nazwą Dash Charge. OnePlus reklamuje je hasłem „A day’s power in half an hour”, czyli „energia na cały dzień, w pół godziny”. I nie ma w tym ani grama przesady. Smartfony OnePlus podłączone do odpowiedniej ładowarki ładują się w mgnieniu oka i można zapomnieć o cyklicznym ładowaniu telefonu w nocy. OnePlusy ładujemy wtedy, gdy brakuje im energii, a do zasilenia smartfona na resztę dnia, wystarczy podpięcie go do ładowania na chwilę przed wyjściem z domu.

Po piąte cena. OnePlus 5T kosztował połowę tego co Samsung Galaxy Note 8. Dwa OnePlusy 6 kosztują tyle jeden iPhone’y X. Chiński producent pokazał, że można produkować dobre smartfony taniej, niż robią to najwięksi gracze na rynku. Trzyma przy tym jednak poziom, skupia się na sztandarowych produktach, nie rozmienia się na drobne i dba o to, aby kolejny smartfon był zauważalnie lepszy od poprzedniego.

Takich marek potrzebuje rynek. One stymulują konkurencję i sprawiają, że liderzy branży mobilnej mogą czasem poczuć czyjś oddech na plecach.

Dlaczego Google Pixel?

Google Pixel 2 - Pixel 2 XL - pierwsze wrażenia class="wp-image-603500"

Do marki Pixel czuję coś szczególnego. Do tego stopnia oczarowały mnie te smartfony, że gdy tylko uszkodziłem jeden z nich, to błyskawicznie zorganizowałem sobie nowego. Co mają takiego w sobie?

Po pierwsze, nowy Android w momencie premiery, a nawet przed nią. To właśnie dzięki temu, że mam w rękach Google Pixela XL mogę na łamach Spider’s Web publikować autorskie materiały na temat nowych wersji Androida. Testowanie i recenzowanie kolejnych aktualizacji to nie tylko element mojej pracy, ale przede wszystkim olbrzymia pasja. Google Pixel daje mi gwarancję, że dostęp do nowego Androida będę miał jako pierwszy na świecie. Bez czekania na aktualizację dla danego regionu, bez czekania na ruch operatora komórkowego. Google publikuje aktualizację, a mój telefon za moment ją ma. To super sprawa. Nie tylko dla geeka i fana nowych technologii. To też kwestia bezpieczeństwa.

Po drugie, bezpieczeństwo właśnie. Na początku każdego miesiąca - miesiąc w miesiąc, kwartał w kwartał, rok w rok - mój Pixel informuje mnie, że czeka do pobrania aktualizacja oprogramowania, która zwiększa bezpieczeństwo urządzenia. Google regularnie publikuje takie łatki, w których naprawia znane błędy, zabezpiecza sprzęt przed nowo odkrytymi atakami itd. Google Pixel dostaje je regularnie, co nie jest standardem nawet wśród sztandarowych i droższych smartfonów innych marek.

Po trzecie, spójność systemu i sprzętu. Google implementuje w Androidzie pewne funkcje, które później inni producenci sprzętu mają w nosie. Dajmy na to Adaptive icons, czyli cecha Androida, która odpowiada za to, żeby wszystkie ikonki były spójne stylistycznie. Producenci aplikacji sukcesywnie to wdrażają, dzięki czemu niemal wszystkie ikony w moim Pixelu są okrągłe - zarówno te od preinstalowanych aplikacji, ale też te od sporej liczby programistów: Facebook, Twitter, Spotify, OLX, itd. Lista jest naprawdę długa.

Niestety, mimo że funkcja ta została wprowadzona w Androidzie Oreo, to nie wszyscy producenci chcą się do niej dostosować. Nadal wiele firm wrzuca do swoich telefonów pakiety ikon, które nie są zgodne z zaleceniami Google’a przez co pulpit smartfona wygląda jak choinka. Szkoda.

 class="wp-image-525542"

Po czwarte, kosmicznie dobry aparat fotograficzny. Pierwszy Google Pixel pokazał światu, jak powinien działać aparat w smartfonie. Producent, który do tej pory nie miał zbyt dużego doświadczenia w kwestii porządnych aparatów, nagle pokazał innym, jak to się powinno robić.

Drugi Pixel jeszcze podniósł poprzeczkę i do dzisiaj przez wielu zostaje uznawany za lidera smartfonowej fotografii. I chociaż laboratoryjne testy DxOMark wykazały, że niektóre nowe smartfony zebrały więcej punktów, to ślepe testy foto pokazują, że Pixele 2. generacji nadal nie mają się czego wstydzić, a często nawet wygrywają takie pojedynki.

Pixele mają też świetną stabilizację podczas nagrywania wideo.

Google udowodnił, że dzisiaj kluczowe znaczenie ma oprogramowanie. Przecież wielu producentów smartfonów korzysta z tych samych podzespołów. Również w przypadku układów optycznych i matryc w aparatach. To jednak Google co roku wyznacza nowy standard w tej dziedzinie.

Po piąte, nieskończona chmura. Korzystać z Dysku Google i Zdjęć Google może każdy. Ale tylko Pixele mogą pochwalić się nielimitowanym miejscem w chmurze na zdjęcia i filmy nimi wykonane bez strat jakości. To świetny bonus i gwarancja, że doskonałe fotki i wideo wykonane Pixelami zostanie z użytkownikiem już na zawsze.

iPhone’y to nie są…

 class="wp-image-518338"

Cały czas bardzo lubię Androida, a na OnePlusach i Pixelach wręcz uwielbiam. Jednak tylko iPhone daje mi gwarancję świętego spokoju i w niespotykany u konkurencji sposób dogaduje się z komputerem i tabletem - w moim przypadku z iMakiem i iPadem.

REKLAMA

Szczerze ubolewam, że Google’owi nie udało się stworzyć równie mocnego ekosystemu produktów. W mojej ocenie Google zdecydowanie lepiej radzi sobie pod względem oprogramowania, ale niestety cały czas ma sporo do zrobienia pod względem rozwoju działu hardware’owego. Potrzebny jest też w końcu sensowny system dla komputerów Google. Bo to, co dzisiaj prezentuje sobą Chrome OS, wygląda jak jeden wielki eksperyment.

Dlatego mimo olbrzymiej sympatii do produktów Google’a, na razie zostanę w mackach Apple’a. Możliwe, że dam się z nich wyrwać, gdy tylko Google pokaże, że ma pomysł na coś więcej, niż tylko smartfony.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA