Androida miałem od zawsze. iPhone’a mam od tygodnia - moje pierwsze wrażenia
Z Androida korzystam od kilku ładnych lat. Mimo tego, że byłem z niego zadowolony, zdecydowałem się na przesiadkę na iPhone’a. Oto moje wrażenia.
Mój pierwszy smartfon działał na systemie Symbian. Drugi, trzeci i piąty też. Były to Nokie z serii 6xxx, 7xxx, 8xxx oraz rodziny urządzeń N i E. Jak na tamte czasy byłem z nich bardzo zadowolony, jednak ciągnęło mnie do nowinek i tak w mojej kieszeni znalazł się HTC Dream - pierwszy smartfon z Androidem na świecie - w Polsce lepiej znany pod nazwą Era G1.
Android od 2009 roku sporo się zmienił, więc przemilczę to, jak wtedy działał i jak mi się z niego korzystało, gdy ten dopiero stawiał pierwsze kroki. Tragedii jednak być nie mogło, ponieważ po krótkim czasie wymieniłem G1 na HTC Legend, a później HTC Desire. I tak wsiąkłem w ekosystem Google na długie lata.
Teraz jednak wróciłem do iPhone’a. Tak, wróciłem.
iPhone 7, z którego korzystam od tygodnia, nie jest moim pierwszym iPhone’em. Ze smartfona Apple korzystałem przez kilka(naście) miesiecy około 2008 r. Był to model 3G, który bardzo mi się podobał, jednak wtedy chyba przyzwyczajenie wzięło górę i wróciłem do Nokii. Aby po krótkim czasie ją porzucić i przeskoczyć na Androida.
Dlaczego jednak iPhone?
Nabywając iPhone’a 7 wiedziałem, że nie kupuję najlepszego smartfona na rynku. Wiedziałem też, że wybieram model, który nawet w momencie swojej premiery pod wieloma względami pozostawał w tyle za androidową konkurencją.
Wybierając iPhone’a 7 wiedziałem, że kupuję iPhone’a. Byłem świadom wynikających z tego ograniczeń i ewentualnych utrudnień.
Mimo tego miałem świadomość, że kupując iPhone’a, sięgam po smartfon Apple'a, który będzie doskonale dogadywał się z moim iMakiem i iPadem. I właśnie na tym dogadywaniu się i harmonii zależało mi najbardziej.
Kupując iPhone’a, nie kupiłem najlepszego smartfona. Kupując iPhone’a, zapłaciłem za święty spokój.
iPhone okiem androidziarza
Z iPhone’em 7 spędziłem tydzień. Miałem już okazję przetestować różne scenariusze użycia i przetestowałem właściwie wszystko, co chciałem sprawdzić. Sam iOS nie był dla mnie zaskoczeniem, gdyż od przeszło miesiąca korzystam intensywnie z iPada (2017), więc już dobrze wiedziałem, co się z czym je.
Przekładając główną kartę SIM z Google Pixela do iPhone’a postanowiłem zerwać z wieloma przyzwyczajeniami z Androida. Dlatego zacząłem wykorzystywać jak najwięcej usług Apple - zrezygnowałem z przeglądarki Chrome, z aplikacji Gmaila, z notatek Keep itd. Wyszedłem z założenia, że tkwiąc nadal jedną nogą w usługach Google’a nie będę mógł dobrze sprawdzić, jak zrobił to Apple.
Zaleta iPhone’a: 3D Touch
Gdy Apple wypuścił na rynek pierwszego iPhone’a z technologią 3D Touch, która rozpoznaje siłę nacisku na ekran, pisałem, że firma właśnie odskoczyła Androidowi na kilka lat. Nie myliłem się. Od premiery iPhone’a 6s minęło 2,5 roku i jak na razie Android nie odpowiedział na rozwiązanie wymyślone przez Apple. Były pewne próby wprowadzenia tej technologii przez kilku producentów smartfonów, ale należy je wspominać wyłącznie w kategorii ciekawostki.
Tymczasem 3D Touch jest powszechnie stosowane zarówno w systemie operacyjnym, jak i aplikacjach mobilnych - również tych od Google’a.
O 3D Touch w iPhonie przypomniałem sobie dość szybko, chyba na drugi dzień. Od tamtego czasu bez przerwy korzystam z silniejszego dociskania ekranu, aby jeszcze sprawniej przełączać się między aplikacjami lub uruchamiać skróty na ikonach umieszczonych na pulpicie. 3D Touch przydaje się również podczas przeglądania zdjęć - mając małe dziecko robię bardzo wiele podobnych fotek, żeby potem wybrać te najlepsze i np. udostępnić je rodzinie. Przeglądając rolkę aparatu, która pełna jest podobnych kadrów, dzięki 3D Touch mogę mocniej przycisnąć konkretne zdjęcie, aby włączyć szybki podgląd. To działa trochę tak, jak podgląd dokumentów i zdjęć na Macu naciskając spację. W obu przypadkach funkcja ta spisuje się na medal.
Zaleta iPhone’a: ekstremalnie łatwa obsługa jedną dłonią
Przez długi czas byłem fanem dużych smartfonów. Jednak po tym, jak nabyłem iPada, to tablet stał się urządzeniem do kanapowej cyfrowej rozrywki lub okazjonalnej pracy w terenie. Większy ekran iPada wygrywa z nawet największym telefonem. Dlatego ze smartfona zdecydowanie mniej ostatnio korzystałem, a wybierając iPhone’a zdecydowałem się na małą siódemkę. Urządzenie Apple'a mimo niewielkich rozmiarów, było produktem premium. W świecie Androida to rzadkość.
iPhone nie dość, że za sprawą gabarytów jest wygodniejszy w obsłudze jedną dłonią, to jeszcze ma super przydatny gest, który obniża treści wyświetlane na ekranie tak, że łatwiej możemy sięgnąć do tych ikon, skrótów i funkcji, które normalnie są poza zasięgiem kciuka. W tym celu wystarczy dwa razy dotknąć Touch ID (dotknąć, a nie wciskać), a treści na ekranie zjadą w dół. Podejrzewam, że funkcja ta została stworzona z myślą o iPhone’ach z Plusem, ale zapewniam, że jest wygodna również na mniejszych telefonach. Trochę szkoda, że Android nie ma w standardzie podobnego rozwiązania. Niektórzy producenci kombinują na własną rękę, aby stworzyć zbliżone w działaniu funkcje, ale w żadnym telefonie, którego używałem, nie było to tak wygodne, jak w iPhonie.
Zaleta iPhone’a: potężna wyszukiwarka
Wpisując hasła w wyszukiwarkę w iPhonie, przeszukuje ona automatycznie cały system: dokumenty, notatki, wiadomości e-mail, wiadomości iMessage, kalendarz, kontakty, historię Safari i masę innych miejsc. Jest to nie tylko wygodne w użyciu, bo użytkownik nie musi zastanawiać się, gdzie jakaś informacja była zapisana, aby jej wyszukać, ale również daje poczucie, że wszystkie elementy systemu Apple są ze sobą połączone, spójne i komplementarne.
Na Androidzie tego nie miałem. Często musiałem się zastanowić, co chcę wyszukać, aby później wejść do konkretnej aplikacji i skorzystać z wbudowanej w nią wyszukiwarki.
Posiadając iPhone’a, iPada i iMaca na każdym z tych urządzeń mam dostęp do takiej samej mocarnej wyszukiwarki. Nie muszę tracić czasu na uporządkowanie wszystkich informacji i odpowiednie ich katalogowanie. Dzięki superwyszukiwarce i tak zawsze je znajdę w mgnieniu oka.
Zaleta iPhone’a: wszystko zintegrowane ze wszystkim
iPhone jest dla mnie uzupełnieniem ekosystemu Apple, na który składał się wcześniej duet iPad i iMac. Dopiero po przesiadce z Androida na iPhone’a mogłem w pełni zasmakować tego, co przygotował Apple.
Porzuciłem Chrome’a, aby wygodnie korzystać z tej samej, domyślnej przeglądarki na wszystkich urządzeniach. Teraz w Safari zaczynam czytać coś na komputerze, później kończę na iPadzie na kanapie. A jeśli w międzyczasie muszę wyjść z psem na spacer, to zabieram ze sobą iPhone’a, a razem z nim wszystkie karty otwarte w Safari na innych urządzeniach.
Podobnie jest z kalendarzem, notatkami i przypomnieniami. Wszystkie te narzędzia są wbudowane są w systemy operacyjne urządzeń, z których korzystam. Oczywiście zbliżony efekt można uzyskać korzystając z narzędzi Google, ale te nigdy nie integrują się tak dobrze z systemem, jak robią to usługi Apple.
Najlepszym przykładem na to, jak wszystkie sprzęty doskonale współgrają ze sobą jest chyba funkcja odbierania połączeń komórkowych przychodzących na iPhone’a na innym sprzęcie, np. na komputerze. Ktoś dzwoni do mnie na komórkę, ja nie wyciągam jej z kieszeni, tylko odbieram połączenie na komputerze, a gdy zachodzi potrzeba, to jednym kliknięciem rozmowę głosową przełączam na wideokonferencję za pośrednictwem FaceTime. Cudowna sprawa i właśnie tak powinny współpracować dzisiaj wszystkie urządzenia komputerowe. A niestety potrafi to tylko sprzęt Apple.
Zaleta iPhone’a: nie czekasz na aktualizacje
Google Pixel przyzwyczaił mnie do tego, że Android potrafi być zawsze aktualny. Jednak nie oszukujmy się - sposób aktualizacji urządzeń z rodziny Pixel to totalny wyjątek w świecie Androida. Zdecydowana większość urządzeń, które pozostają w użyciu nie ma najnowszego Androida. Nie ma nawet prawie-najnowszego systemu. Nie ma nawet prawie-prawie-najnowszego.
Tymczasem mój iPhone, iPad i iMac systematycznie dostają aktualizacje, które nie tylko wprowadzają szereg poprawek związanych z bezpieczeństwem, ale również nowe przydatne funkcje.
To bardzo przyjemne uczucie, gdy klient wie, że producent nie zapomniał o nim tuż po odejściu od kasy. Kupując Androida - innego niż Pixel - nie mamy takiej gwarancji.
Wady iPhone’a: ;-)
Cóż mogę powiedzieć… nie jest tak, że iPhone nie ma wad. Oczywiście ma pewne ograniczenia, niedociągnięcia i czasami pozostaje w tyle za konkurencją. Nie bez znaczenia jest też fakt, że przesiadłem się na iPhone’a 7, czyli delikatnie mówiąc model, który nie jest najnowszy.
Byłem jednak świadom tego, co wybieram i na co się przesiadam. Wiedziałem, że na iPhone’a nie wgram ROM-u przygotowanego przez społeczność XDA. Wiedziałem, że nie prześlę zdjęcia przez Bluetooth. Wiedziałem, że nie zmienię domyślnej przeglądarki na inną niż Safari. Wiedziałem, że nie zapłacę z wykorzystaniem NFC. Wiedziałem, że nie włożę karty pamięci. Wiedziałem, że bez przejściówki nie skorzystam ze słuchawek ze złączem Jack 3,5 mm.
Może dlatego nic mnie nie zaskoczyło negatywnie i przesiadkę oceniam jako totalnie bezbolesną oraz zdecydowanie udaną. Polecam.