W dwóch punktach konferencji Apple mocno mnie zaskoczył
Nie miałem przesadnie wysokich oczekiwań odnośnie dzisiejszej konferencji Apple. Wiedziałem, że nie będzie żadnych nowości sprzętowych. Od dawna też widzę, że rozwój oprogramowania systemowego - nie tylko tego od Apple’a - zwalnia. Tymczasem w dwóch punktach konferencji Apple mocno mnie zaskoczył. In plus!
Największe zaskoczenie? Niewielka liczba praktycznych nowości w iOS, bardzo duże funkcjonalne zmiany w MacOS!
Przez ostatnie lata przyzwyczailiśmy się do tego, że to iOS jest zdecydowanie najważniejszym OS-em Apple’a, który nie tylko pączkuje największą liczbą nowych funkcji, lecz także zajmuje największą uwagę amerykańskiej firmy. Trudno się zresztą dziwić, w końcu to ten system napędza najbardziej dochodowy produkt Apple’a w historii, czyli iPhone’a.
Tymczasem na WWDC 2018, dorocznej konferencji twórców oprogramowania na platformy Apple’a, na otwierającym ją keynote, iOS nie był w centrum uwagi. Zdecydowanie więcej fundamentalnych nowości, popychających platformę do przodu, Apple pokazał w macOS. Nowa wersja systemu Mojave to nie tylko odświeżone aplikacje systemowe, jak w przypadku iOS 12, lecz przede wszystkim nowości, które zmieniają sposób, w jaki korzysta się z Maka.
Tryb Ciemny, nowy Mac App Store, radykalne zmiany w Finderze, kapitalne nowości w tworzeniu i edycji zrzutów ekranowych (wykonuję ich codziennie kilkadziesiąt) i bardzo daleko idące zmiany w systemowych ustawieniach prywatności, w tym wycinanie Facebooka i Google’a (oj, tu będzie wielkie zamieszanie…) - to są wszystko zmiany, jakich zupełnie się nie spodziewałem po nowej wersji macOS.
Bardzo mnie cieszy, że Apple w końcu mocniej zajął się systemem na komputery osobiste. W końcu to wciąż przed nim spędzamy większość czasu w pracy, a rozwój oprogramowania systemowego jakoś w ostatnim czasie mocno zwolnił (mowa też, a może przede wszystkim, o Windowsie). Jasna deklaracja nieporzucania rozwoju macOS i nie łączenia go z iOS też mocno przypadły mi do gustu. Mam tylko nadzieję, że te lepsze czasy dla macuserów oznaczają także nowe, lepsze sprzęty, w tym na przykład nowy Mac mini, czy MacBook Air.
Drugie największe zaskoczenie? Bardzo obiecujące nowości w WatchOS 5!
Ja wiem, że dla niektórych Apple Watch jest obiektem żartów. Ba, cały rynek urządzeń ubieralnych ostatnio mocno wydaje się być na hamującym zakręcie. Niemniej jednak nie da się nie zauważyć, że w rozwoju swojego smartzegarka, Apple z roku na rok mocno posuwa się w kierunku realizacji podstawowej obietnicy związanej z tą kategorią produktową - uniezależnienie jej od telefonu i znalezienie dla niej funkcjonalnego zastosowania, które uzasadniałyby zakup przeciętnym użytkownikom.
Najważniejszą nowością w watchOS 5 jest według mnie otwarcie się na zewnętrzne aplikacje w tarczy Siri. To już wcześniej była zdecydowanie najlepsza funkcja systemowa Apple Watcha, teraz stanie się tą zdecydowanie wiodącą. Akceptacja zewnętrznych programów na tarczy Siri oznacza bowiem, że wreszcie, po 4 latach od wprowadzenia na rynek, Apple Watch rozwiązuje problem bezsensownych i nieużytecznych aplikacji.
Teraz w ogóle nie trzeba będzie odpalać zewnętrznych aplikacji, by one działały i by można z nich korzystać. Będą one bowiem działały kontekstowo, w oparciu o geolokalizacje i scenariusze, w których uczestniczy użytkownik. Jeśli mnie intuicja nie myli, zmieni to dramatycznie sposób korzystania z Apple Watcha - w końcu będzie on działał kontekstowo i automatycznie, bez niepotrzebnej ingerencji użytkownika i iPhone’a.
Przykłady? Apple Pay będzie wiedział, kiedy chcę zapłacić, co więcej będzie dostępny jako plugin w innych aplikacjach (np. restauracyjnych). Takich scenariuszy można sobie wymyślić tysiące. Jeśli deweloperzy dobrze zrozumieją, na czym polega otwarcie tarczy Siri na ich produkty, może to oznaczać znacznie, ale to znacznie bardziej funkcjonalny i po prostu lepszy smartzegarek. I także w tym przypadku liczę na nową fizyczną iterację Apple Watcha, która pomoże podołać technicznie nowym wyzwaniom.
Na koniec o jednej niezwykle ważnej nowości w iOS, która - z tego co widzę na Twitterze - już wzbudza z jednej strony podśmiechujki, a z drugiej kontrowersje.
Zgadzam się z oceną Łukasza Kotkowskiego - pakiet funkcji, które zadbają o to, żebyśmy nie przesadzali z używaniem telefonu ma ogromne znaczenie dla ludzkości.
I ten, kto się z tego stwierdzenia podśmiechuje, na pewno nie ma dzieci w wieku młodzieńczym.
Problem przesadnego korzystania z telefonu jest zjawiskiem o ogromnej skali społecznej. Mnie też dotyczy i mojej Rodziny również. Ja sobie sam wmawiam, że w moim przypadku niezwykle częste, obfite korzystanie z telefonu, to praca. Że tego wymaga charakter mojej aktywności zawodowej, bym ciągle był dostępny, bym nie przegapiał żadnego powiadomienia.
Tak, wiem, że cierpię na FOMO. Tak, budzę się często w nocy i odruchowo sięgam po telefon, by sprawdzić powiadomienia. Tak, gdy zdarzy się, że nie wiem, gdzie odłożyłem telefon, wpadam w panikę. Chętnie spróbuję popracować nad tym uzależnieniem i lękami z nowymi funkcjami ograniczania korzystania z telefonu i raportowania nt. jego faktycznego wykorzystywania w ciągu dnia.
Bardzo mnie też cieszą nowe opcje kontroli rodzicielskiej, w tym automatyczne raporty dla rodzica odnośnie czasu spędzanego z telefonem u dzieci. Zamierzam z nich korzystać.
Nie miałem przesadnie wysokich oczekiwań wobec Apple’a dzisiaj i pewnie dlatego nie czuję się rozczarowany.
Choć przyznać szczerze muszę, że coraz bardziej denerwuje mnie sztuczny entuzjazm niektórych prowadzących, wymuszanie reakcji na widzach „isn’t it cool?” i nużące, przesadnie długie wersje demonstracyjnie niektórych nowości.
Aaa, i jeszcze jedno - absurdalnie głupia maniera wyrównywania liczby mężczyzn i kobiet na scenie (było po równo…). Wyszło na to, że mężczyźni są szefami, a kobiety asystentkami. Chyba nie o to chodzi w problemie równouprawnienia kobiet, prawda?