Facebook uruchomi randki w ramach serwisu. Udziałowcy Tindera panikują, ale nie jestem pewien czy słusznie
Przynajmniej w niektórych miejscach i przynajmniej w pewnych okresach, Tinder jest najbardziej dochodową mobilną aplikacją świata. I mnie to nie dziwi.
Tinder ma troszkę złą sławę w naszym społeczeństwie, wynikającą myślę z niezrozumienia mechaniki tego serwisu. Próbuje się z niego robić drugą Sodomę i Gomorę, a tymczasem w mojej ocenie to trochę znamię czasów, trochę demonizowanie, po prostu nowoczesnego portalu randkowego.
Gdyby w 2014 roku zapytano mnie w co zainwestowałbym milion dolarów, gdybym oczywiście go posiadał, mając do wyboru Snapchata, Ubera i Tindera - wybrałbym ten trzeci serwis i tak sobie myślę, że chyba bym się nie pomylił. Ale to może się niebawem zmienić, ponieważ Zuck znowu pożera.
Mark Zuckerberg na swojej dzisiejszej konferencji F8 ogłosił, że spotyka ludzi z dziećmi, którzy mówią mu, że ple ple ple bla bla bla poznali się przez Facebooka i dlatego niebawem na łamach popularnego serwisu pojawi się opcja randkowania. Przy czym, ma być ona nastawiona nie na przygodny seks, a na tworzenie stałych związków.
Tinder według Facebooka:
- Propozycje par na podstawie wcześniej ustalonych preferencji, następnie wspólnych zainteresowań, znajomych i grup, do których należymy.
- Profil niewidoczny dla naszych znajomych, osób niekorzystających z randek Facebooka, zero śladu w newsfeedzie, w profilu tylko nasze imię.
- Ograniczona integracja Randek z Wydarzeniami i Grupami - możliwość randkowania z osobami wybierającymi się na daną imprezę czy należącą do danej grupy.
- Rozmowa w osobnym komunikatorze wydzielonym poza Messengera i WhatsAppa, tylko tekst, bez zdjęć genitaliów.
Akcje Tindera na wieść o ambicjach Facebooka spadły o 17 proc. Czy najpopularniejszy serwis randkowy świata ma prawo czuć się zagrożony?
Przyznam szczerze, że nie byłbym przekonany. Po pierwsze - owszem, Facebook potrafi mordować mniejszych konkurentów, a jeśli nie wierzycie, to zapytajcie CEO Snapchata. Ale nie ma w tym stuprocentowej skuteczności. Przykładowo funkcja Marketplace na Facebooku wydaje mi się niezbyt rozbudowana, nie odnosi aż takich sukcesów, jak mogłoby się wydawać. Przynajmniej obserwacje, bo nie mam oficjalnych danych, pozwalają mi podejrzewać, że OLX, eBay czy Allegro póki co nie mają konkurencji.
Tinder według Kralki
Facebook jest od tego żeby pokazywać, że jesteśmy mądrzejsi, ładniejsi, bogatsi i szczęśliwsi, niż jesteśmy w rzeczywistości. Nie do końca po to, by wszyscy znajomi widzieli, jak wyprzedajemy rupiecie z szafy. I nie do końca jestem pewien czy chcemy, by wszyscy widzieli jak rozpaczliwie szukamy bliskości.
Bo w gruncie rzeczy ludzie wstydzą się nawet tak bardzo „cool” Tindera, a każda dziewczyna ma go „góra od tygodnia”.
Moim zdaniem facebookowy Dating miałby o wiele większy potencjał, gdyby był usługą realizowaną w ramach Instagrama. Facebook to serwis dla ludzi, których znasz. Instagram czy Twitter - jak to ktoś kiedyś ładnie powiedział - zbierają ludzi, których dopiero chciałbyś poznać.
Tęsknię trochę za Tinderem, bo to było dla mnie zawsze takie okienko na prawdziwy świat. Facebook chce mi polecać randki wśród znajomych znajomych. A ja już trochę mam dosyć, dzień i noc, zblazowanych prawników i nudnych blogerów z tymi ich Xiaomi. Gdzie ja teraz, mając na karku 29 lat i 27 miesięcy, pracując 16 godzin dziennie przy komputerze, poznam przystojną lekarkę, uroczą panią psycholog, słodką panią baristkę albo dziwnego pana udającego panią (ale nie ze mną te numery)?
Mam wrażenie, że Facebook nie budzi ekscytacji, ale przede wszystkim nie wzbudza zaufania i niekoniecznie chodzi mi tu o Cambridge Analytica, o którym i tak pamiętają już tylko zblazowani prawnicy i nudni blogerzy. To raczej coś bliżej instynktownej zasady o niebraniu - ekhm - konkubiny z własnej grupy, połączonej jednak z faktem, że dzisiejszy Facebook to taki przaśny misz masz LinkedIna z Naszą Klasą.