Battlefield V: 5 rzeczy, których nie dowiesz się z trailera (ale tutaj go zobaczysz)
Electronic Arts zaprezentowało właśnie pierwszy trailer Battlefield V, czyli tegorocznej strzelaniny studia DICE. Nam udało się wczoraj zajrzeć za kulisy nadchodzącej produkcji w trakcie zamkniętego pokazu, obejrzeć gameplay na silniku gry i posłuchać, co do powiedzenia na jej temat mają deweloperzy.
Trailer najnowszego wieloosobowego shootera Electronic Arts trafił już do sieci, a wraz z nim masa informacji na temat rozgrywki. O najważniejszych nowościach w Battlefield V możecie przeczytać w materiale Szymona, razem z którym miałem okazję uczestniczyć w zamkniętej prezentacji nowej gry, która na sklepowe półki trafi już w połowie października 2018 roku.
Ponieważ mój redakcyjny kolega przygotował potężne kompendium wiedzy, postanowiłem skupić się w swoim tekście na pięciu wybranych elementach Battlefield V, o których nie dowiecie się z udostępnionego chwilę temu zwiastuna, a które zainteresowały mnie najbardziej. Jestem trzy razy na tak, raz na nie, a raz mi z wybranego powodu zmian (jeszcze) bardzo wszystko jedno.
(+) Battlefield V: fizyka oraz nowy sposób upadania (i leżenia plackiem)
Prezentacja w której brałem udział trwała blisko 4 godziny, a twórcy Battlefield V opowiadali o większości aspektów nowej produkcji. Najbardziej przypadł mi do gustu segment, w którym w ramach piaskownicy prezentowano nowe typy animacji i mechaniki związane z interakcją, w tym z kolizją gracza z otoczeniem.
Co ciekawe, nowości były prezentowane w trybie trzecioosobowym, chociaż Battlefield V to FPS. Zmiany w zachowaniu awatara dotyczyły głównie tego, co będą widzieć… inni gracze. A to ważne, bo ponieważ mamy do czynienia z grą multiplayer, to każdy gracz będzie obserwował animacje awatarów innych zawodników.
No dobra, ale na czym to polegają nowości?
Deweloperzy dużo czasu poświęcili nowym sposobom wpływania gracza na otoczenie. Jednym z nich była nowa animacja, która wyświetlana jest, gdy żołnierz dobiega do przeszkody. Zamiast zatrzymać się i stanąć przed nią jak kukła, jeśli gracz wcześniej nie wyhamuje, będzie uderzał w nią ramieniem.
Takie detale bardzo mi się podobają. Zwykle w grach multiplayer modele postaci zachowują się bardzo statycznie, a ich interakcja z mapą jest dość uboga. Battlefield V ma urealnić wrażenie przebywania na polu bitwy właśnie za pomocą takich drobnych usprawnień. Oby tylko było ich więcej i działały w praktyce.
Na uwagę zasługuje też nowy system pełzania.
Zwykle w shooterach gracze mogą stać i kucać, a często też się czołgać. Praktycznie zawsze układają się wtedy na brzuchu, a jeśli chcą się odwrócić, to muszą wykonać tułowiem i nogami obrót o 180 stopni, co trwa wieki. DICE pozwoli graczowi obrócić się z brzucha na plecy wokół własnej osi. Super pomysł!
Podczas prezentacji widziałem też kilka animacji żołnierzy rzucających się w bok prosto do pozycji leżącej. Wygląda to naprawdę bardzo realistycznie. DICE zachęca też, by wykorzystać nowy mechanizm w walce. Można wbiec do budynku, rzucić się na ziemię, obrócić się na plecy i pruć z shotguna w stronę drzwi.
(-) Gracze będą musieli zaprzątać sobie głowę stawianiem fortyfikacji
Nie wszystkie zapowiedziane zmiany przypadły mi jednak do gustu. DICE postanowiło oddać w ręce graczy opcję umacniania fortyfikacji na mapie. Dzięki temu będzie można np. zabić okna deskami w bronionym budynku lub ustawić karabiny maszynowe do odpierania fal wrogów.
Atakujący będą mogli z kolei niemal doszczętnie zrównać z ziemią budynki, w których chronią się przeciwnicy. Całkiem zniszczyć terenu się nie da, bo szkielet zawsze będzie zapewniał jakąkolwiek ochronę - nikt nie chciałby grać na płaskiej mapie. Z nową mechaniką mam jednak i tak pewien zgryz.
Strzelaniny pierwszoosobowe to nie tower defence.
Czekając na szturm nieprzyjaciela, wolałbym liczyć naboje i dobierać pozycję strzelecką w oknie, niż liczyć gwoździe, deski, czy tam inne jednostki stali w ekwipunku. Wolałbym dzierżyć w dłoni pistolet, a nie wiertarkę. Niestety nie zapowiada się, by budowanie bazy było w grze wyłącznie opcjonalne.
Co prawda w praktyce ten system może okazać się naprawdę przyjemny i grywalny, ale na razie wiemy o nim po prostu za mało, żebym zmienił zdanie. Budowanie bazy w strzelaninach z zasady uznaję za coś, co odciąga od głównej części rozgrywki i mam obawy, że DICE nam to szykuje. Obym tylko się mylił!
(+) Tegoroczna odsłona serii Battlefield zmusi do dbania o zasoby
Na plus natomiast zaliczam pomysł DICE na to, by zmusić graczy do rozsądnego gospodarowania ekwipunkiem. W wielu wieloosobowych shooterach amunicji gracze mają tyle, że starcza im na cały mecz z nawiązką. Ba, w gwiezdnowojennych shooterach z serii Battlefront od studia DICE, nawet bronie mają cooldowny.
Battlefield V ma być inny. Amunicji i wyposażenia ma brakować, a nawet po schowaniu się, nie da się odzyskać pełnego zdrowia. Trzeba będzie dzielić czas pomiędzy walkę, a zarządzanie ekwipunkiem i bazą. Pojawią się stacje zaopatrzenia, a gracze dostaną wybór: nacierać i ryzykować śmierć, czy może jednak się wycofać po zasoby.
DICE wprowadzi zmiany w systemie wskrzeszania.
Postawić na nowo członka drużyny będą mogli wszyscy inni żołnierze. Po prostu klasom innym niż medyk zajmie to więcej czasu i nie przywrócą towarzyszom pełnego zdrowia. DICE kładzie też nacisk na to, by dawać graczom swobodę. Nie chce ich zamykać w długiej, niedającej przerwać się animacji.
W razie ostrzału można w każdej chwili przerwać wskrzeszanie towarzysza, zaprowadzić porządek i np. przeciagnąć go za osłonę. Z kolei powalony gracz nadal będzie patrzył na świat z perspektywy pierwszej osoby, a podczas wskrzeszania zajrzy w oczy swojemu wybawcy. Ma to budować między nimi więź.
(?) Battlefield V nie będzie grą dla samotnych wilków
DICE nie daje wątpliwości: Battlefield V projektowany jest przede wszystkim z myślą o grupach znajomych, którzy będą łączyć się w zespoły. Grupy mają realizować wspólne cele pod przewodnictwem jednego z nich mianowanego na lidera, a utrzymywanie się całej grupy przy życiu ma być premiowane, zwłaszcza w trybie ze spadochronami.
Tutaj uczucia mam mocno mieszane. Ostatnie miesiące podróżowałem z grupą znajomych do odległej galaktyki w Battlefront 2 i bawiliśmy się świetnie, ale często odpalając grę, lądowałem na serwerze sam, bo pozostali członkowie ekipy byli zajęci. A w nowej grze takie samotne wilki będą mieć zapewne znacznie mniejsze szanse na przetrwanie.
Doświadczenie uczy, że graczom z matchmakingu nie można ufać.
Nie traktuję nacisku na współpracę jako wady. Dzięki nowym mechanizmom gracze, którzy bawią się wspólnie, otrzymają - potencjalnie, jeśli wszystko zadziała tak, jak deweloperzy sobie tego życzą - lepsze doświadczenie. Obawiam się po prostu, że stanie się to kosztem graczy wchodzącym na serwer w pojedynkę.
Cieszy za to obecność nowego trybu kooperacji. Pozwoli on bawić się wspólnie ze znajomymi (lub nawet obcymi), ale bez konkurowania z innymi żywymi ludźmi. Jeśli tylko scenariusze będą absorbujące może on być ciekawym uzupełnieniem kampanii i klasycznego trybu multiplayer.
(+) System progresji i personalizacji zapowiada się za to nieźle.
DICE w swojej poprzedniej grze dało ciała. Nie mówię tutaj o Battlefield 1, tylko o Star Wars Battlefront 2. System progresji spięty ze skrzynkami z losową zawartością wpływającymi bezpośrednio na rozgrywkę okazał się strzałem w stopę. A właściwie w obie. I w kolana.
Deweloperzy, zamiast pracować nad nowymi mapami, przez kwartał wdrażali nowy system progresji oparty wyłącznie o zdobyte punkty podczas rozgrywki i wprowadzili mikropłatności pozwalające kupić nowe skórki. Te są jednak mało porywające i dostępne jest ich jak na lekarstwo.
Zapowiada się na szczęście na to, że przy Battlefield V tego błędu DICE już nie popełni.
Klasy oparte o archetypy będzie można rozwijać nieliniowo wybierając inne umiejętności z drzewka. W przypadku broni ma być zaś od 5 do 7 elementów, które będzie można wymienić. Oprócz modyfikacji parametrów będzie można też zmieniać wygląd - zarówno awatara, jak i jego uzbrojenia.
Trzymam tylko kciuki za to, by mikropłatności - a ich nie unikniemy, zwłaszcza że Battlefield V nie przewiduje nawet płatnych dodatków, a z czegoś serwery trzeba utrzymać - pozwalały zdobyć wyłącznie elementy wyglądu. A nie np. lepsze naboje czy modyfikacje zwiększające obrażenia.
Wygląda jednak na to, że DICE wyciągnęły błędy z porażki, jaką pod tym względem był Battlefront 2, a system progresji w Battlefield V będzie przemyślany. Dotyczy to nie tylko sposobu prowadzenia rozgrywki, ale też wyglądu. I oby faktycznie gracze będą mogli „wyrazić siebie” w dostateczny sposób.
Czytaj również: