Nie ma lepszego momentu na wprowadzenie na rynek nowego mobilnego systemu operacyjnego
Chcesz wprowadzić na rynek nowy telefon? Musi mieć Androida. Nie ma innej możliwości, jeżeli liczysz na sukces. Gdyby tylko nastąpił przełom łamiący ten monopol… ale zaraz. Przecież właśnie nastąpił.
Jeśli chodzi o urządzenia mobilne, to w zasadzie za dużego wyboru nie mamy w kwestii platformy operacyjnej. Jest iPhone i iPad od Apple’a. I jest Android, w swoich licznych producenckich odmianach. Jakakolwiek próba wprowadzenia nowej mobilnej platformy jest skazana na porażkę.
To nie jest wyssana z palca teza. Wiedzą o tym doskonale twórcy i użytkownicy nieodżałowanych Windows 10 Mobile, Sailfish, Tizen, Firefox OS, BlackBerry 10 i wielu innych. Niektórzy zauważają, że systemy te były na tyle dobre i unikalne, że z powodzeniem mogłyby rywalizować z iOS-em czy Androidem. Dlaczego więc im to nie wyszło?
Nikt nie chce inwestować w pisanie aplikacji na młody i niepopularny na rynku system operacyjny.
Jako twórca aplikacji masz wybór: pisać program i inwestować w niego duże pieniądze w wersji na platformę, gdzie mamy dziesiątki milionów potencjalnych klientów, lub w wersji na platformę, gdzie tych jest raptem kilkaset tysięcy. Wybór dla takiego twórcy jest jasny: pewny i gwarantowany zysk. Tworzenie i utrzymanie aplikacji kosztuje duże pieniądze. Bez potencjalnych klientów nie ma to sensu.
Tu pojawia się problem sprzężenia zwrotnego. Skoro nie ma klientów, to nie ma aplikacji. A skoro nie ma aplikacji, to nie ma klientów. Wielu próbowało podważyć dominację Apple’a i Google’a na rynku urządzeń mobilnych. Nawet Microsoft, ze swoim bazylionem dolarów i Nokią w kieszeni, poległ na tym sromotnie.
Lider rynku mobilnego – co jest w tej historii szczególnie intrygujące – ma jednak dobry pomysł, jak to zmienić.
Gdy Microsoft i Google rozmawiają ze sobą, efekty bywają zaskakująco dobre.
Zarówno Microsoft, jak i Google, prowadzili swoje badania nad nowym rodzajem aplikacji. Takim, który wykorzysta w pełni dobrze znane programistom języki webowe. Tego typu aplikacje miały być rozszerzeniem microsoftowej wizji Universal Windows Platform, wedle której programiści nie musieliby przepisywać swoich aplikacji od nowa na potrzeby nowych urządzeń. UWP obejmuje jednak tylko różne rodzaje urządzeń z Windows. Nowa platforma miałaby wykorzystać atut języków webowych, jakim jest zupełna niezależność od systemu operacyjnego.
Microsoft miał na to swój pomysł, a Google swój. Jednak w pewnym momencie obie firmy postanowiły… porozmawiać. Przedstawiły wzajemnie sobie swoje badania i doszły do wniosku, że mechanizmy opracowane przez Google’a mają większe szanse na powodzenie. Tak, w pewnym uproszczeniu tej historii, powstała platforma PWA (Progressive Web Apps).
PWA, czyli Progressive Web Apps.
PWA są napisane całkowicie przy użyciu języków webowych. Różnią się jednak w zasadniczy sposób od znanych nam do tej pory aplikacji webowych. PWA mogą działać bez połączenia z Internetem, a także nie wymagają pracy w przeglądarce internetowej. Z punktu widzenia użytkownika nie różnią się w obsłudze niczym od dowolnej innej uruchamianej aplikacji. Są uruchamiane w natywnym interfejsie systemu, z którego aktualnie korzysta użytkownik.
PWA są już obsługiwane przez Androida, Chrome OS oraz – od dziś – przez Windows 10. Na życzenie możemy też zmienić systemowy mechanizm ich obsługi na ten zapewniany przez wybrane alternatywne przeglądarki internetowe. Wiemy też, że Apple pracuje nad wprowadzeniem PWA do swoich platform operacyjnych, choć szczegóły nie są jeszcze znane.
Konsekwencje wprowadzenia PWA są oczywiste. Twórcy aplikacji mogą teraz pisać jeden produkt, który zadziała na wszystkich nowoczesnych systemach operacyjnych.
Nie muszą pisać kilku ich odmian, a jedną, co znacząco obniża koszty. Nie muszą nawet aktualizować ich z osobna – opracowana aktualizacja od razu zadziała na wszystkich platformach. Mało tego, mogą nawet wprowadzać do nich unikalne funkcje dla danej platformy (na przykład aktywne kafelki w Windows) – wtedy na innym systemie te unikalne funkcje będą pomijane przez jego interpreter.
PWA nie są panaceum na wszystkie problemy. To nadal języki webowe, a to oznacza, że stworzenie bardzo skomplikowanych programów pokroju AutoCAD czy Premiere Pro jest nieopłacalnie trudne lub niemożliwe. Znacznie trudniej też pisać gry w językach webowych. Większość aplikacji na naszych urządzeniach mobilnych to jednak programy pokroju Outlooka, Map Google, Gmaila, Facebooka, YouTube’a i podobnych.
Twórcy aplikacji już teraz wprowadzają ich wersje PWA, bo im się to opłaca finansowo. Twitter, Tinder, Uber, Instagram, Trivago, Google, Telegram i wielu innych już wydali PWA do Sieci oraz do oficjalnych repozytoriów aplikacji. PWA będzie wyłącznie przybywać.
A teraz wróćmy do tej dominacji Androida na rynku.
Gdyby BlackBerry 10, Windows 10 Mobile czy Tizen dopiero teraz miały być wydawane na rynek telefonów komórkowych, miałyby nieporównywalnie większe szanse na sukces. Problem braku aplikacji – a przynajmniej tych najpopularniejszych – w zasadzie by zniknął. Zarówno jeśli chodzi o ich dostępność, jak i samą ich jakość i funkcjonalność. Jednak tak jak wyżej wymienione platformy raczej już do nas nie wrócą, tak bez wątpienia pojawia się szansa dla kolejnych.
Samsung nigdy nie porzucił myśli o uniezależnieniu się od Androida na rzecz własnej, autorskiej platformy. Huawei również ponoć pracuje nad własną platformą operacyjną. Microsoft chce wydać urządzenie telefonopodobne z Windows 10 na pokładzie. Zapewne też inne firmy mają jakieś swoje tajne projekty, o których jeszcze nie wiemy. Teraz systemy te mają szansę powalczyć z Wielkimi Rynku. W tym z Androidem, a więc z platformą od tej samej firmy, która wykoncypowała PWA.
To oczywiście oznacza konieczność opracowania sprawnego i wygodnego systemu, a także odpowiedniego mechanizmu do obsługi PWA, co wiąże się ze stworzeniem wydajnej, stabilnej i bezpiecznej przeglądarki internetowej. Nikt jednak nie broni wykorzystać otwartoźródłowych mechanizmów z Firefoksa czy Chromium.
Czy Google sabotuje w ten sposób Androida, Chrome OS i Fuchsię?
Tak, ale nie w sposób, który by tę firmę zabolał. Android nie jest narzędziem do generowania zysków, a narzędziem kontroli. By upewnić się, że użytkownik na pewno będzie korzystał z usług Google’a. Bo to na nich firma zarabia. A konkretniej, na reklamach targetowanych na podstawie naszej aktywności w tych usługach. Microsoft podobnie, tyle że preferuje model abonamentowy zamiast reklamowego.
Google wie, że ma tak mocną pozycję w Sieci, że użytkownicy na dowolnej platformie operacyjnej będą szukać do nich dostępu. Wystarczy spojrzeć, ile firma zarabia na zamkniętym iOS od Apple’a. Microsoft z kolei chce przyciągnąć uwagę twórców nowoczesnych aplikacji na Windows, więc PWA są również zbieżne z jego interesami. Nikt też nie nakazuje Apple’owi utraty kontroli nad tym, co użytkownik może instalować na swoim urządzeniu – PWA mogą być zablokowane na instalację tylko z App Store bez utraty swojej funkcjonalności.
Kluczowym wyróżnikiem pozostaną pozostałe cechy systemu operacyjnego, takie jak szybkość działania, wygoda, stabilność czy bezpieczeństwo.
No i nie zapominajmy o bardziej zaawansowanych aplikacjach, których wersje webowe powstać nie mogą. No i grach. Google i Microsoft raczej na PWA nie stracą, a Apple relatywnie niewiele. To jednak otwiera drogę dla zupełnie nowych graczy. A więc kolejnych Tizenów czy innych Sailfishów. Stworzenie dobrego systemu operacyjnego jest ekstremalnie trudne, z tym twierdzeniem nie ma co dyskutować. Nawet jeśli tym systemem będzie kolejna dystrybucja Linuksa.
Znika jednak najważniejszy problem, nad którym twórcy tych systemów mają bardzo ograniczoną kontrolę. Tym problemem jest zainteresowanie twórców piszących aplikacje. Dzięki PWA wspomniane zainteresowanie pojawia się automatycznie. Powiem więcej, twórcy aplikacji mogą nawet nie widzieć o istnieniu danego systemu, na którym ich aplikacja będzie działać. Bo i tak działać będzie, będzie też na nim aktualizowana.
Dla nas to wyłącznie dobre wieści. Im większa konkurencja na rynku, tym lepiej dla klientów. Nawet jeśli aktualny pretendent do bycia monopolistą ma o dziwo znakomity produkt.