To poroniony pomysł - Ziemia ma założyć „okulary przeciwsłoneczne”, aby wygrać z globalnym ociepleniem
A gdyby tak zamiast walczyć z globalnym ociepleniem... przyciemnić nieco Słońce? Zanim zaczniecie wyzywać mnie w komentarzach, muszę zaznaczyć, że to nie jest mój pomysł. Z taką propozycją wyszli bardzo poważni naukowcy.
OCENA
Dziedzina nauki, w ramach której uczeni chcą znaleźć sposób na ściemnienie Słońca nazywa się fachowo geoinżynierią solarną. Termin ten jest dość świeży. Moim zdaniem ma około roku. W marcu 2017 r. bowiem Uniwersytet Harvarda ogłosił, że rusza z nowym programem naukowym, dotyczącym właśnie geoinżynierii solarnej.
Globalne ocieplenie przestanie być problemem, jeśli przyciemnimy odrobinę naszą gwiazdę.
Program sprowadza się do badania właściwości różnych gazów, pod kątem ich przepuszczalności promieni słonecznych. Krótko mówiąc: naukowcy szukają wielkich okularów słonecznych dla ziemskiej atmosfery. Czegoś w stylu erupcji Eyjafjallajökull, tylko mniej kłopotliwego dla samolotów.
Temat geoinżynierii solarnej powrócił wczoraj, na skutek publikacji w piśmie Nature. Przedstawiciele środowisk naukowych z Bangladeszu, Chin, Brazylii, Etiopii, Indii, Jamajki i Tajlandii domagają się w niej większego udziału w badaniach prowadzonych na Uniwersytecie Harvarda.
Argumentują to tym, że dotychczasowe metody polegające na redukcji emisji gazów cieplarnianych są nieskuteczne i mało który kraj stara się przy tym nie oszukiwać. Dlatego też trzeba przyznać się bardziej... drastycznym rozwiązaniom. Moim zdaniem to głupota.
Geoinżynieria solarna: to się nie uda.
W moim daleko posuniętym sceptycyzmie względem tego pomysłu nie jestem sam. Podobny pogląd przejawiają eksperci ONZ ds. zmian klimatu. We wstępnej wersji raportu, który wyciekł pół roku przed planowaną publikacją napisali oni, że przyciemnienie Słońca jest po prostu niewykonalne ze względów ekonomicznych, społecznych i instytucjonalnych.
W dalszej części przecieku, który trafił do agencji Reuters, wymienione są również skutki uboczne takiego rozwiązania. Tego typu ingerencja w naszą atmosferę może wprowadzić nieodwracalne i bardzo gwałtowne zmiany pogodowe, których będziemy bardzo srogo żałować.
Na własną rękę domyślam się też, że tak poważna ingerencja odbije się również szerokim echem na całym ziemskim ekosystemie. Nie mówiąc już o zmniejszonej skuteczności paneli słonecznych, w które inwestujemy coraz więcej pieniędzy.
Takie podejście uczonych doskonale obrazuje naszą walkę z globalnym ociepleniem.
Szukamy jak najprostszego rozwiązania, które w dodatku nie wymagałoby zbyt wiele wysiłku. Ot, rozpylmy nad Ziemią kilkaset ton jakiegoś magicznego gazu, który w cudowny sposób osłoni naszą planetę przed globalnym ociepleniem. Gdyby to się udało, to nie musimy się już martwić o jakieś normy emisji dwutlenku węgla, czy o powiększające się martwe strefy w oceanach. Tym niech martwią się kolejne pokolenia.
Do pełni szczęścia brakuje mi tylko informacji prasowej w stylu: największe koncerny naftowe (albo ktoś inny, chyba rozumiecie, o co chodzi) ufundują te szalone badania. Kogo obchodzą jakieś ewentualne skutki uboczne i opinia ekspertów z ONZ?