Rosyjska poczta stawia na drony, ale pierwszy lot zakończył się rozbiciem maszyny
Rosyjska poczta dołącza do swojego wyposażenia drony. Na pierwszy, pokazowy lot zaproszono dziennikarzy, ale dron rozbił się tuż po starcie.
Dostarczanie towarów dronem to już nie science-fiction, a realny scenariusz, o wdrożenie którego stara się kilka firm. Dołącza do nich rosyjska poczta, która miała zamiar oferować usługę dostaw paczek dronami. Program miał działać na terenie małych syberyjskich miejscowosci, do których dojazd jest bardzo utrudniony.
Pilotażowy lot odbył się w miejscowości Ułan-Ude. W wydarzeniu uczestniczyli mieszkańcy, lokalne władze i dziennikarze.
Dron pocztowy rozbił się kilka sekund po pierwszym starcie.
Na oczach uczestników dron wzniósł się w powietrze, po czym stało się coś dziwnego. Urządzenie zaczęło się przechylać na bok, do momentu, aż ustawiło się w pionie. Dron całkowicie stracił siłę nośną, po czym w niekontrolowanym ruchu zaczął spadać na plac pełen ludzi. Urządzenie rozbiło się na ścianie budynku.
Dron kosztującu ok. 20 tys. dolarów został bardzo mocno zniszczony. Była to zaawansowana konstrukcja bazująca na sześcioramiennej ramie i dwunastu wirnikach. Na szczęście w incydencie nikt nie ucierpiał.
Co poszło nie tak?
Lokalne władze sugerują, że lot został zakłócony przez dużą liczbę sieci Wi-Fi w okolicy. Cóż, to tłumaczenie jest bardzo marne biorąc pod uwagę fakt, że drony mają operować na terenie miast.
Tak duża maszyna najpewniej nie korzystała z łączności Wi-Fi charakterystycznej dla małych dronów. Ma ona znacznie większy zasięg, ale nie jest całkowicie odporna na zakłócenia.
Jeśli miałbym wskazać winowajcę, postawiłbym na wadliwy system łączności GPS lub niedoświadczonego operatora. Podobne wypadki mają miejsce kiedy dron przechodzi w tryb manualny (wyłącza łączność z satelitami), a operator nie jest w stanie utrzymać pozycji drona bez wspomagania. Inną możliwością jest wyłączenie się któregoś z silników.
System dostaw paczek dronami brzmi świetnie i teoretycznie już działa, ale praktyka pokazuje, że na razie nie można mu w pełni zaufać.
Dostarczanie paczek dronami to temat, który od kilku lat eksploruje amerykański Amazon. Amazon Prime Air to program, w ramach którego drony mają dostarczać paczki do domu klienta, co w przypadku niektórych lokalizacji pozwoli skrócić czas dostawy do 30 minut od zakupu.
Testowane są różne scenariusze dostaw paczek, w tym coś na kształt „paczkomatu dla dronów”, czyli małego lądowiska, do którego można dostarczyć paczki drogą lotniczą nawet w centrach miast. Klient odbiera paczkę w wybranym przez siebie momencie.
Amazon ruszył w pilotażowym programem dronowym na terenie Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Obecnie zbiera dane, które posłużą do budowy otwartego systemu.
Problemów do rozwiązania jest znacznie więcej.
Rynek dronów konsumenckich rozwija się w niewyobrażalnym tempie. DJI praktycznie co pół roku pokazuje nową konstrukcję, która przyćmiewa poprzednie drony. Porównanie podstawowego drona AD 2018 (np. DJI Mavic Air) do podstawowego drona AD 2013 (DJI Phantom 2) to jak porównanie sportowego motocykla do motoroweru. A to tylko pięć lat rozwoju.
Podobny przeskok jakościowy widać na wyższych, bardziej profesjonalnych półkach. Mimo tego, dzisiejsze drony są dalekie od ideału. Systemy wykrywania i omijania przeszkód nie są niezawodne, bo niekiedy nawet odblask promienia słońca w obiektywie może zostać uznany za obiekt przed dronem, który należy ominąć.
Podobnie ma się sprawa z zasilaniem. W najnowszych konstrukcjach udaje się przebić barierę 30 minut lotu na jednym ładowaniu, ale takie osiągi nie będą możliwe przy obciążeniu paczką. Jeśli dodamy do tego awaryjność silników, problemy z zakłócaniem łączności, niekorzystną pogodę, zdarzenia losowe (np. ptaki), czy nawet zmienną aktywność promieniowania słonecznego, okazuje się, że dostawy dronami to melodia odległej przyszłości.
Być może drony staną się komplementarną metodą dostarczania towarów, ale nie wydaje mi się, by w ciągu najbliższej dekady firmy kurierskie mogły w całości przerzucić się na koptery.