DJI nie bierze jeńców. Jak tak dalej pójdzie, konkurencja na rynku dronów zniknie
Premiera DJI Mavica Air to kolejny pokaz siły chińskiego producenta dronów. Z roku na rok jego pozycja na rynku rośnie. Czy dziś ktoś ma szansę stawić mu czoła?
Trzy lata temu postanowiłem kupić swojego pierwszego drona. Wybrałem DJI Phantoma 2, który był w tamtym czasie jedną z najbardziej opłacalnych propozycji. Pół roku później postanowiłem przesiąść się na coś lepszego, więc zbudowałem platformę na bazie ramy DJI F550.
Sześciowirnikowiec służył mi dzielnie, do czasu… aż go utopiłem.
Po kosztownej reanimacji i wymianie komponentów przywróciłem go do życia, ale moja miłość do dronów osłabła.
Chęć dalszych inwestycji skutecznie zabiła scena śmierci wielkiego drona, którą oglądałem z przerażeniem na własne oczy. Ośmiowirnikowa platforma DJI S1000 z podpiętym Panasonikiem GH3 i szerokokątnym obiektywem runęła z impetem na ziemię, pozostawiając za sobą pasmo porozrzucanych odłamków elektroniki. Sprzęt kosztujący niemal 20 tys. zł w jednej chwili przestał istnieć. Do dziś mam ciarki, gdy o tym myślę. Całe szczęście, że przy okazji tego wypadku nikt nie ucierpiał.
To było zaledwie dwa lata temu. Mam wrażenie, że od tego czasu rynek dronów rozwinął się o kilka epok.
Dziś nie wyobrażam sobie, by pasjonat zdjęć sam docinał, składał i lutował drona. Jest to czasochłonne, wymaga sporej wiedzy, a do tego wcale nie jest tańsze od kupna gotowego zestawu.
Ba! Dzisiejsze gotowe drony to już nie tylko łatwiejsze latanie i filmowanie, ale też dużo większe bezpieczeństwo. Upowszechniły się systemy wykrywania przeszkód, wspierane przez bardzo łatwe przekazywanie obrazu na żywo z kamer, bajecznie prosty system obsługi, czy w końcu mnóstwo zaprogramowanych trybów lotu.
Jasne, w międzyczasie kontrolery lotów (będące sercem każdego drona) również mocno się rozwinęły, ale gotowe drony są tak dopracowane i zaawansowane technologicznie, że składanie własnych platform przestało mieć sens. Tym bardziej, że jakość obrazu z gotowych konstrukcji nareszcie jest użyteczna.
Rynek dronów rozwija się w ekspresowym tempie, a to dopiero początek.
Źródło: BI Intelligence
Do niedawna drony były niszowymi urządzeniami skierowanymi do największych pasjonatów z pogranicza lotnictwa, modelarstwa oraz fotografii. Dziś drony stały się czymś powszechnym i zaczęły leżeć w kręgu zainteresowań wielu fanów technologii, fotografów i filmowców.
Potwierdzają to liczby. Według danych Business Insider, w 2017 roku sprzedano na świecie 10 mln sztuk dronów, a rynek urósł o 42 proc. Według szacunków, w 2020 roku konsumenci kupią 21 mln dronów, a rynek osiągnie wartość 13 mld dol.
Według danych BI, dziś aż 75 proc. tego rynku kontroluje firma DJI. Czy ktokolwiek może z nią konkurować?
Dlaczego DJI radzi sobie tak dobrze?
DJI potrafi bardzo szybko i skutecznie reagować na poczynania konkurentów, czego najlepszym przykładem jest historia GoPro. Dron GoPro Karma początkowo zachwycił składaną konstrukcją, ale miał problemy z produkcją, przez co trafił na rynek z opóźnieniem. W międzyczasie DJI pokazało składanego Mavica Pro, który był lepszym urządzeniem. Ostatecznie GoPro nie wytrzymało tej konkurencji i postanowiło zupełnie wycofać się z rynku dronów.
Firma Yuneec w swojej serii Typhoon postawiła na systemy antykolizyjne, bazującymi m.in. na technologii Intel RealSense. Co robi DJI? Umieszcza własne systemy wykrywania przeszkód w coraz tańszych dronach. Nawet DJI Spark za 399 dol. ma kamerę, która pozwala unikać kolizji przy lotach do przodu. Z kolei najnowszy Mavic Air jest miniaturowy, a mieści aż 7 czujników wykrywających przeszkody na trzech kierunkach (przód, tył, dół).
Mamy też francuskiego Parrota, który przykuwa uwagę dobrze wycenionymi urządzeniami. Parrot Bebop 2 może być bardzo ciekawym dronem na start. Co robi DJI? Bezpardonowo wchodzi na coraz niższe półki cenowe. Wspomniany Spark kosztuje 399 dol., a niebawem do sprzedaży trafi DJI Tello, podstawowy dron do nauki latania za 99 dol.
Chris Anderson - założyciel i szef 3D Robotics, firmy numer dwa na rynku konsumenckich dronów - powiedział otwarcie, że nie widzi sposobu, by konkurować z DJI.
DJI aż za dobrze rozumie potrzeby klientów.
DJI to cudowne dziecko rynku dronów. Każdego roku ich oferta rozszerza się nie tylko o nowe modele z istniejących półek, ale także o zupełnie nowe, pośrednie półki. Powoli dochodzi do tego, że konkurencją DJI nie są inne firmy, a modele wewnątrz oferty tego producenta.
Chińczycy doskonale rozumieją zachodnie rynki. Współpraca z Zachodem przebiega tak dobrze, że drony DJI są sprzedawane nawet na stronie Apple. To mówi samo za siebie. Najnowszy DJI Mavic Air jest już dostępny nawet w polskim sklepie na Apple.pl.
Z jednej strony to dobra informacja, bo DJI ma po prostu świetne, coraz bardziej dopracowane produkty. Z drugiej strony, producent staje się monopolistą rynku dronów, a to nigdy nie jest dobre. To dlatego rozwój tej firmy obserwuję z zaciekawieniem, ale i coraz większym niepokojem.