Złe wiadomości z siedziby GoPro. Firma opuszcza rynek dronów, zwalnia ludzi i możliwe, że trafi na sprzedaż
Problemy GoPro powracają w największej dotychczas skali. Firma porzuca rynek dronów, zwalnia setki pracowników, ucina wynagrodzenie prezesa do 1 dolara, ale to być może dopiero początek złych wieści.
Docierają do nas coraz bardziej niepokojące sygnały w sprawie GoPro. W ciągu ostatniego roku wartość firmy spadła o ok. 1/5, co mocno nie podoba się akcjonariuszom. Do tego przychody ze sprzedaży urządzeń zmalały o ok. 1/4 w stosunku do zapowiedzi analityków. 2017 po raz drugi z rzędu był rokiem, który zakończy pod kreską, a sam prezes przyznaje, że firma nie będzie rentowna przynajmniej do połowy 2018 roku.
Przyszedł czas na działanie, i to dość radykalne. CEO firmy, Nick Woodman, zrezygnował ze swojego wynagrodzenia. W 2018 roku spadnie ono do… symbolicznego dolara, podczas gdy w 2016 roku wynosiło 800 tys. dol.podstawy i 300 tys. dol. premii. Dane za miniony rok nie są znane, ponieważ firma nie udostępniła jeszcze raportu finansowego.
Z punktu widzenia klienta najbardziej szokującą wiadomością jest fakt, że GoPro zupełnie rezygnuje z rynku dronów. Aż 300 pracowników straci pracę, a to prawie 1/4 załogi.
GoPro Karma jest pierwszym i ostatnim dronem tej firmy.
GoPro wycofuje się z rynku dronów. Karma była co prawda drugim, co do popularności dronem w swojej klasie cenowej (przegrywała z DJI), ale zyski ze sprzedaży okazały się za małe, żeby biznes się opłacał.
Problemem okazał się bardzo skomplikowany rynek, na którym panuje coraz większa konkurencja, a zyski - według przedsiębiorstwa - są bardzo małe. Do tego dochodzą zmieniające się nieustannie regulacje prawne w Stanach Zjednoczonych i Unii Europejskiej. GoPro twierdzi, że nowym firmom coraz trudniej będzie wejść na ten wymagający rynek.
Kryzys GoPro zaczął się już w 2016 roku.
Na przełomie 2016 i 2017 roku GoPro miało wielkie problemy finansowe wynikłe z powodu serii złych decyzji biznesowych, zwolnień i spadków giełdowych.
Wszystko zaczęło się właśnie od drona Karma, którego premierę wielokrotnie przekładano, a po wejściu na rynek okazało się, że sprzęt jest wadliwy i traci zasilanie w czasie lotu. Urządzenie zostało wycofane ze sprzedaży na kilka miesięcy, w czasie których konkurencja - głównie DJI - pokazała lepsze alternatywy.
To był ogromny cios, który zachwiał pozycję firmy. Wdrożenie nowej kategorii produktu wymaga ogromnych nakładów na badania i rozwój, a także na marketing, po czym okazało się, że przez długi czas nie można czerpać zysków. Do tego GoPro weszło w jeszcze jeden nowy dla siebie segment, którym są kamery 360. Nie znamy jeszcze danych o sprzedaży kamery Fusion, ale tutaj również trudno oczekiwać wielkich sukcesów.
Z kolei główny strumień w strukturze dochodu, kamery GoPro Hero, również sprzedają się coraz słabiej. Kryzys zaczął się już przy poprzedniej generacji urządzeń. Premiera Hero 5 była mocno opóźniona, a w przypadku Hero 6 producent właśnie obniżył cenę z 499 na 399 dol. Na przestrzeni ostatnich kwartałów sytuacja przypomina równię pochyłą.
Pojawiają się nieoficjalne informacje o tym, że GoPro trafi pod młotek.
Jak donosi CNBC, firma GoPro nawiązała współpracę z JP Morgan, który ma pomóc w jej sprzedaży. Na początku roku CEO przedsiębiorstwa - Nick Woodman - powiedział, że być może firma będzie musiała poszukać większego partnera, albo nowego właściciela.
Kto może kupić GoPro? Na tę chwilę to jak wróżenie z fusów. Główny konkurent na rynku dronów - DJI - radzi sobie doskonale sam. Z kolei na rynku kamer sportowych głównym konkurentem w tym momencie jest Sony i chińskie firmy z Xiaomi na czele.
Czy to właśnie Chińczycy kupią GoPro? To dość smutna wizja. Jeśli Chiny jutro kupią firmę, co kupią pojutrze?