Planetoida Bennu, czyli jak tabloidy wydały wyrok śmierci na świat
Zbliża się koniec świata - tabloidy nie mają wątpliwości. Z dumą podają nawet datę zagłady i nazwę morderczyni Ziemi. Ma być nią planetoida Bennu.
Uwielbiam newsy o końcu świata. Łączą w sobie irracjonalny fatalizm z dozą wiedzy naukowej. Dawka tej ostatniej jest niewielka. Często wystarczy zdanie wyrwane z kontekstu albo cień prawdopodobieństwa, że jakiś kosmiczny obiekt uderzy w Ziemię. W ubiegłym roku szansę na kolizję dawały planetoidy TC4 i Florence. Niestety nic z tego. Nadal musimy męczyć się na tym łez padole. Ciała niebieskie minęły naszą planetę.
Tym razem ma być inaczej. W 2135 r. planetoida Bennu uderzy w Ziemię.
Tak oczywiście krzyczą tabloidy. Najpierw wybrzmiały te zagraniczne, później pałeczkę przejęły krajowe. O tym, że sytuacja jest poważna niech świadczy ten obrazek:
Planetoida Bennu to ciało niebieskie odkryte stosunkowo niedawno, bo w 1999 r. Jest to zarazem cel podróży sondy OSIRIS-REx, która ma pobrać, co najmniej 60 gramów próbek z jej powierzchni, przy użyciu 11-metrowego ramienia robotycznego. Mają one zostać sprowadzone na Ziemię w 2023 r.
Cóż się stało, że cel badawczy ludzkości ma stać się potencjalnie przyczyną jej zagłady? Istnieć ma niewielkie prawdopodobieństwo, że we wrześniu 2135 r. Bennu uderzy w Ziemię. Jakiego rzędu? 1 do 2700. „W kosmicznej skali to bardzo dużo” - tłumaczy jeden z rodzimych serwisów. Gdyby liczyć w procentach istnieje 0,037 proc. prawdopodobieństwo, że licząca 500 m średnicy Bennu zderzy się z naszym globem. Odwróćmy zatem te wyliczenia do góry nogami. Co otrzymamy? 99,963 proc. szans, że Bennu w Ziemię nie uderzy.
Oprócz informacji o zagładzie pojawiają się również inne brednie. Ludzkość ma tworzyć statek, który uratuje naszą planetę.
Owszem, istnieje koncept zderzacza kinetycznego o nazwie HAMMER. To akronim od Hypervelocity Asteroid Mitigation Mission for Emergency Response. Problem w tym, że nikt, niczego podobnego nie buduje, a mamy do czynienia ze studium, które ukazało się w lutowym numerze czasopisma Acta Astronautica. Hammer miałby ważyć 8 ton i mógłby zmienić trajektorię lotu planetoidy. W przypadku dużego obiektu mogłoby to jednak nie wystarczyć i potrzebna byłaby energia wyzwolona przez ładunek nuklearny.
Tego typu koncepcje nie są nowe i nie mamy tutaj na myśli produkcji science fiction takich, jak Armageddon. W tym popularnym filmie z 1998 r. Bruce Willis uratował świat od zagłady, umieszczając ładunki nuklearne w zagrażającej Ziemi planetoidzie. Oprócz dzieł popkultury istnieją również poważne badania, choćby prowadzone na Uniwersytecie Iowa i opublikowane w 2014 r.
Następnym razem, gdy traficie w sieci na newsy, jak ten zamieszczony przez popularne radio, nie skazujcie łatwo naszej planety na śmierć. Pomyślcie raczej o tym, po co takie teksty powstają i dlaczego napisano je w takim, a nie innym tonie.
Abstrahując od zderzenia z planetoidą, temat potencjalnej zagłady za kilkaset lat podejmuje w nieco innym kontekście chiński pisarz Cixin Liu. Skorzystam zatem z okazji, by polecić jego cykl Wspomnienie o przeszłości Ziemi, szczególnie zaś tomy - Problem trzech ciał i Ciemny las. To pasjonująca lektura o tym, jak zachowywałaby się ludzkość zamroczona perspektywą zniszczenia w ciągu czterech stuleci przez obcą cywilizację.