Nintendo 3DS wiecznie żywy. Boli mnie, że najlepsza gra z prezentacji Japończyków nie pojawi się na Switchu
Podczas najnowszej prezentacji Nintendo Direct Japończycy zaprezentowali część gier, jakie w 2018 roku pojawią się na ich konsolach. Najciekawsza z nich to Luigi's Mansion, które od razu zagrało na moich nostalgicznych strunach. Niestety, nie będzie mi dane zagrać w ten tytuł na Switchu.
Oryginalne Luigi's Mansion to coś więcej niż tylko jedna z najlepszych gier na leciwą konsolę GameCube. Produkcja jest jednym z najciekawszych, najbardziej grywalnych tytułów w całej historii Nintendo. Japończycy nareszcie poświęcili nieco uwagi zielonemu bratu Mario, który zazwyczaj pełni drugoplanową rolę pomocniczą. Luigi dostał własną produkcję, do tego jedyną w swoim rodzaju.
Luigi's Mansion to tytuł łączący ze sobą klimaty takich serii jak Resident Evil (wielka posiadłość po której podróżuje się dosyć swobodnie), Ghost Busters (duchy, które wcale nie są takie straszne, ale na pewno potrafią zajść za skórę) oraz klasycznych gier z Mario i spółką. Mieszanka zdawałoby się mocno egzotyczna i bardzo ryzykowna. Gdy jednak zagrałem w nią około 2003 r., niemal rozpłynąłem się z zachwytu.
Luigi's Mansion było niczym najlepsza odsłona Resident Evil, tylko dopasowana do potrzeb dzieci i nastolatków.
Zamiast zbierać monety i ratować księżniczki, Luigi podróżował po upiornej posiadłości wyposażony w latarkę oraz „odkurzacz“ Poltergust 3000 (hehe). Inspirowane Pogromcami Duchów narzędzie pozwalało wsysać nadprzyrodzone istoty, o ile wcześniej odpowiednio osłabiło się je światłem lub rozwiązywaniem prostych zagadek.
Gdy wszystkie duchy z danego poziomu zostały wessane, klimat posiadłości radykalnie się zmieniał. Ciemność wyparowywała, świece i lampy zaczynały się jarzyć, a w tle grała przyjazna, odprężająca muzyka. Uwielbiałem ten tytuł. Z chęcią bym do niego wrócił. Niestety, będąc młodym i głupim (a przede wszystkim - potrzebującym pieniędzy), sprzedałem swojego GameCube’a. Fatalna decyzja, przez którą po dziś dzień pluję sobie w brodę.
Na szczęście Luigi's Mansion powraca. Niestety, nie ma moją nową ulubioną konsolę Nintendo.
Zamiast na Nintendo Switchu, gra z zielonym bratem Mario pojawi się na 3DS-ie. Japończycy po raz kolejny podkreślają tym samym, że zamierzają utrzymywać przenośną konsolę z dwoma ekranami najdłużej, jak to możliwe. Trudno się temu dziwić. Chociaż Switch sprzedaje się jak świeże bułeczki, posiada go wciąż zaledwie 15 mln graczy na całym świecie. Dla porównania, 3DS sprzedał się w liczbie ponad 70 mln pudełek.
Łatwo o tym zapomnieć, ale to właśnie za archaicznym 3DS-ie wciąż znajduje się najszersza, najbardziej dochodowa grupa klientów. Nintendo nie chce z niej przedwcześnie rezygnować. Dlatego Japończycy rozwijają obie przenośne konsole jednocześnie. Zdarza się, że nowa gra wychodzi na oba urządzenia, jak na przykład świeżo zapowiedziany Sushi Striker czy platformowy Captain Toad: Treasure Tracker.
Uwiera mnie, że ciągle nie mogę schować 3DS-a do szuflady.
Konsola dostała katalog niesamowitych gier na wyłączność, ale chciałbym się już z nią pożegnać. Nintendo skutecznie mi to uniemożliwia. Pod koniec 2017 r. dostaliśmy ulepszoną wersję najnowszych Pokemonów. Już w marcu na handheldzie pojawi się przygodowy, przesympatyczny Detective Pikachu. Luigi’s Mansion zadebiutuje z kolei w drugiej połowie 2018 r. Nie można również zapomnieć o relatywnie świeżym remasterze kultowego Metroida, który także pojawił się na tej platformie.
Wszystkie wymienione wyżej tytuły najchętniej ograłbym na Switchu. Nie ma ku temu żadnych technologicznych przeciwwskazań. Nintendo zdaje sobie jednak sprawę, że wciąż nie wydusiło z poprzedniej przenośnej konsoli wszystkich dolarów. Najlepiej pokazuje to popyt na 3DS-a w Japonii. Tam archaiczna maszyna wciąż sprzedaje się niewiele gorzej od świeżutkiego Switcha. Niesamowite, biorąc pod uwagę technologiczną ułomność (wg dzisiejszych standardów) tej maszyny.