Sprawdziłem, czy da się polubić asystenta Bixby w nowym Samsungu Galaxy S9 Plus
Większość ludzi na głosowym asystencie Samsunga nieustannie wiesza psy. Ja dałem mu szansę. Choć Bixby potrafi zaskoczyć na plus, to kilka z jego funkcji zupełnie do mnie nie przemawia.
Wraz z najnowszymi telefonami Samsunga – S9 i S9 Plus zadebiutowała również nowa wersja asystenta głosowego prosto z Korei – Bixby 2.0. Dla mnie był to pierwszy, dłuższy kontakt z tym asystentem, który nie odstaje od Siri czy Cortany.
Co nowego w Bixby 2.0?
Nowości jest kilka. Na pierwszy plan wychodzi oczywiście Bixby Vision, czyli kilka całkiem przydatnych funkcji związanych z aparatem. Możemy go wykorzystać np. do tłumaczenia tekstu „na żywo” czy znajdowania obiektów ze świata rzeczywistego w internecie.
Sam skorzystałem z możliwości Bixby jeszcze w Hiszpanii, niedługo po premierze telefonu. Tłumaczyłem menu w barcelońskiej restauracji i poznawałem tajniki pitego wina przez nakierowanie aparatu na jego etykietę. Choć tłumaczenie nazw własnych potraw było nieco kulawe, to zadziałało.
Bixby Vision potrafi także rozpoznawać wiele z obiektów, którymi otaczamy się na co dzień, np. posiłki, owoce, obrazy czy ubrania. Co możemy z tym zrobić? Przeglądać zdjęcia podobnych obiektów z Pinteresta. Być może taka opcja przyda się w czasie kompletowania ciuchów w galerii, ale ja spróbowałem jej kilka razy i ją porzuciłem. Raczej na dobre.
Bixby zintegrowany z aparatem.
Cieszy fakt, że nowości związane z asystentem nie są już ściśle powiązane z jego pulpitem, a trafiły bezpośrednio do aparatu. To o wiele wygodniejsze rozwiązanie, choć zapewne obniża tzw. świadomość marki wśród konsumentów. Dla nich będzie to tylko kolejna opcja w aplikacji, którą zapewne przykryją pokraczne animoji czy makijaże na żywo.
Pulpit Bixby nie odbiega wielce od tego, co widzieliśmy już wcześniej także u innych producentów, jak np. HTC (Sense). Mamy najnowsze wiadomości, powiadomienia z mediów społecznościowych, zdjęcia czy informacje z innych aplikacji, np. monitorujących naszą aktywność. O ile taki „feed” prezentuje się dość atrakcyjnie, to zupełnie odbiega od sposobu, w jaki korzystam z telefonu.
Bazuję bowiem na powiadomieniach. Kiedy takie dostaję, włączam aplikację i załatwiam to, o co mnie proszą. Reszty aplikacji używam intencjonalnie, tzn. włączam kalendarz, aby przejrzeć plan dnia albo Feedly, aby sprawdzić newsy. Wykorzystywanie do tego z Bixby wydało mi się niepełne i pozbawiało mnie części możliwości.
Bixby o wiele lepiej sprawdza się jako typowy asystent głosowy.
Na początku przeszkadzał mi fizyczny przycisk asystenta, bo przypadkowo włączałem go bardzo często i zastanawiałem się, dlaczego nie służy on np. za spust migawki, co miałoby o wiele więcej sensu.
Teraz muszę jednak przyznać rację inżynierom Samsunga. Przycisk Bixby również sprawdza się bardzo dobrze. Pojedyncze przyciśniecie przenosi nas do pulpitu asystenta, a przytrzymanie uruchamia rozpoznawanie mowy.
Wydawać możemy najróżniejsze polecenia: od otwierania aplikacji, przez udostępnianie zdjęć, po wyszukiwanie treści. Nic nadzwyczajnego. O wiele ciekawiej prezentuje się możliwość ustawiania własnych skrótów. Dzięki nim np. kiedy mówię „Good night”, telefon włącza tryb samolotowy, niebieski filtr kolorów i wyciszenie, a także ustawia alarm na 8:00 rano. Takie filtry możemy samodzielnie komponować w bardzo prostym edytorze.
Bixby nie jest idealny, ale da się lubić.
Bardzo dobrze rozpoznaje mowę, choć oczywiście angielską, ale jego główną przewagą jest integracja z całym telefonem. Na coś takiego nie mógłby sobie pozwolić Google Assistant, obecny na pulpicie telefonów Galaxy.
Taki dualizm jest ciekawym wyjściem ze strony Samsunga, który nie chce w pełni opierać się na oprogramowaniu Google’a i obok Bixby rozwija jeszcze Tizena. Czy takie eksperymenty mają jednak szansę powodzenia wobec popularności ekosystemu Google’a? Samsung już kiedyś próbował i z Wave poniósł sromotną porażkę. Tym razem swoje systemy traktuje bardziej na serio i mnie już przekonał do ich używania.