Switch dostał lepszego Minecrafta niż Minecraft. Dragon Quest Builders - recenzja Spider’s Web
Jestem pełen uznania dla Minecrafta, jako pomysłu. Jako zbioru możliwości. Jako interaktywnego fenomenu. Nic jednak nie poradzę na to, że nudzę się w tej grze niemiłosiernie. Potrzebuję wyraźnego celu, a kwadratowa gra mi go nie dostarczała. Co innego Dragon Quest Builders, w którym klockowy świat miesza się z rasową produkcją cRPG.
Dragon Quest Builders właśnie pojawiło się na konsoli Nintendo Switch. Chociaż gra wcześniej debiutowała na stacjonarnych platformach, to obiecałem sobie, że w kwadratową produkcję na popularnej japońskiej licencji będę grał mobilnie. W przerwach od „dużego“ Monster Huntera i Shadow of the Colossus. Dodatkowo byłem ciekaw, jak przenośny sprzęt z pierwszą tegrą na pokładzie poradzi sobie z otwartym, podatnym na edycję i modyfikacje światem.
Dragon Quest Builders opiera się na prostym i powtarzalnym, ale bardzo grywalnym schemacie.
W świecie dotkniętym magiczną klątwą ludzkość traci zdolność do budowania. Tworzenie staje się nam obce. Nie potrafimy stawiać domów, wykonywać mebli, tworzyć narzędzi oraz naprawiać usterek. Stylizowana na zachodniośredniowieczną cywilizacja cofa się w rozwoju do czasów sprzed osiadłego trybu życia. Jedynym ratunkiem jesteśmy oczywiście my. Tylko gracz posiada zdolność do budowania, która staje się motorem napędowym rozgrywki.
Dragon Quest Builders polega na zakładaniu i rozwijaniu wiosek. Do naszych włości lgną postaci niezależne, które szukają schronienia. Goście są źródłem nowych zadań wymuszających pozyskiwanie coraz to nowych surowców, tworzenie bardziej wymyślnych konstrukcji oraz zapuszczanie się w najbardziej niebezpieczne zakątki otwartego świata. Wszystko to przybliża nas do ostatecznej konfrontacji z tym, który odpowiada za klątwę.
Gra opiera się na podobnym schemacie, co Minecraft: zbuduj schronienie, wytwórz narzędzia, eksploruj otoczenie (w tej kolejności). O ile jednak gra studia Mojang stawia na pełną dowolność, a dotarcie do smoka jest tylko namiastką prawdziwej misji, tak w Dragon Quest Builders zawsze mamy jasno postawiony cel. No, w zasadzie to kilka celów, a kontrolę nad nimi zapewnia automatycznie aktualizowany dziennik.
W czym Dragon Quest Builders jest lepsze od Minecrafta?
Poczucie celowości jest nie do przecenienia. Nareszcie czuję, że wykopywanie 50 kawałków ziemi do czegoś prowadzi. Nie tylko sprawi, że zbuduję lichy murek zgodnie z własnym projektem, ale będzie to część jakiegoś większego planu. Szerszej całości powiązanej z historią świata, fabułą oraz narracją. To motywuje do rozgrywki. Sprawia, że mam po co wracać do tytułu, który oferuje scenariusze znacznie ciekawsze niż w Minecrafcie. Nocna ochrona wioski czy widok smoka przelatującego nad głową to coś, czego nie uświadczy się w popularnej grze studia Mojang.
Do tego oko cieszy spójna oprawa graficzna. Modele postaci są znacznie bardziej szczegółowe niż w Minecrafcie, a wirtualny świat nie jest aż tak kwadratowy. W Dragon Quest Builders jest więcej prawdziwego świata, co minimalizuje poczucie kwadratowego surrealizmu. Nie jest to oczywiście trzeci Wiedźmin, ale klimat fantasy, złych orków, potężnych czarowników i dzielnych rycerzy wisi w powietrzu. Skórka do Minecrafta czegoś takiego nie załatwi.
Jest jeszcze kwestia walki. Starcia są bardzo proste i toporne, ale wciąż lepsze niż te w Minecrafcie. Bestariusz Dragon Questa zawiera znacznie więcej maszkar, które wymagają odmiennej taktyki. Konfrontacje wzbudzają więcej emocji, chociaż zdecydowanie nie jest to godny podziwu, rozbudowany system na miarę nowego Monster Huntera.
W czym Dragon Quest Builders jest gorsze od Minecrafta?
Pierwsze poważne rozczarowanie przeżyłem, gdy odkryłem, że nie potrafię umieścić pochodni na pionowej ścianie budynku. Mogłem ją przytwierdzić tylko do ziemi. Niestety, system budowania jest znacznie uproszczony względem Minecrafta. Gracz nie ma tylu możliwości, surowców oraz składników. Kwadratowe klocki nie oddziałują na siebie w tak skomplikowany sposób, co w rewolucyjnej grze studia Mojang. Minecraft to LEGO City, podczas kiedy Dragon Quest Heroes to LEGO Duplo.
Otwarty świat nie jest nafaszerowanymi tyloma niespodziankami. W japońskiej grze nie można dokopać się do wnętrza ziemi, gdzie znajduje się portal prowadzący do alternatywnej rzeczywistości. Mniej tutaj losowości i mniej zaskoczeń. Minecraft potrafił zachwycić algorytmami proceduralnie generowanych światów. W Dragon Quest Builders tego efektu wow zdecydowanie brakuje.
Produkcja jRPG nie wspiera również trybu kooperacji lub rozgrywki sieciowej. Zaletą Minecrafta jest to, że wystarczy podać drugi kontroler swojemu towarzyszowi i już można się bawić przed jednym ekranem. Switch jest stworzony do wspólnej rozgrywki, ale producenci Dragon Quest Builders nie mieli na nią żadnego pomysłu. Pewnym pocieszeniem pozostaje tryb swobodnej eksploracji, w którym gracz ma więcej możliwości niż w kampanii fabularnej.
Pomimo tych mankamentów, Dragon Quest Builders to dla mnie lepszy Minecraft niż Minecraft.
Gra nie jest tak wybitna jak nowa Zelda, Super Mario Odyssey czy Mario Kart 8 Deluxe. Wpisuje się jednak w drugą ligę ważnych produkcji dla platformy Nintendo, znajdując sobie miejsce gdzieś między Skyrim i Rocket League. Jestem pod wrażeniem tego, jak tytuł działa na Switchu. Port bije na głowę edycję dla PlayStatation Vity, chociaż rozdzielczość i ostrość obrazu nie jest tak dobra co na PS4. Producentom bardziej zależało na zachowaniu 60 klatek na sekundę w trybie stacjonarnym niżeli jakości FHD.
Największe zalety:
- Minecraft, ale z jasno postawionym celem
- Unikalne połączenie kreatora z jPRG
- Silne osadzenie gry w uniwersum Dragon Quest
- Rozbudowa własnej wioski wciąga
- 60 klatek w trybie stacjonarnym
Największe wady:
- Mniej rozbudowany niż Minecraft
- Sztampowa historia
- Walka bez finezji
- Brak FHD w trybie stacjonarnym
Dragon Quest Builders na pewno nie jest tytułem pierwszego wyboru dla posiadaczy Switcha. Jeżeli jednak cena tej produkcji spadnie do akceptowalnego poziomu, warto dać szansę unikalnej hybrydzie cRPG i Minecrafta. To przygoda na dziesiątki godzin, która wydaje się wręcz stworzona do zabawy w trybie mobilnym.