W końcu spadkobierca Gothica, na jakiego czekali fani. Elex ma jednak wady. Wiele wad
Wobec tej gry miałem ogromne oczekiwania. Jako wielki fan serii Gothic od wielu lat czekałem na godnego duchowego następcę kultowej serii. I doczekałem się. Po kilku godzinach z Elexem mam jednak wrażenie, że twórcy w wielu miejscach po prostu przegięli.
Jak każdy miłośnik Gothica patrzę na kolejne produkcje Piranha Bytes z nadzieją, że tym razem „to będzie TO”. Że niemieckie studio znów zabierze mnie do Khorinis, do Górniczej Doliny.
Drżącymi dłońmi pobrałem więc grę z mojej ulubionej ostatnimi czasy platformy do gier na PC – GOG.com. Pobrałem zawartość na GOG Galaxy, kliknąłem „Graj” i dałem się porwać.
Odpowiem więc na samym wstępie na to najważniejsze pytanie – czy Elex faktycznie jest godnym następcą Gothica?
Cóż… tak. I nie. Elex to przedziwna hybryda miłości do tradycji i tęsknoty za innowacją.
Od strony rozgrywki pierwsze chwile z Elexem są jak żywcem wyjęte z pierwszego Gothica. Samotny bohater trafia w obce miejsce, pozbawiony umiejętności i sprzętu. Spotyka tajemniczego nieznajomego, który pomaga mu dotrzeć do najbliższego przyjaznego miejsca i zachęca, aby dołączył do jego frakcji. Na miejscu wódz frakcji jest skłonny pomóc nam w naszych dążeniach, jeśli zaskarbimy sobie przychylność najważniejszych osób w osadzie.
Brzmi znajomo?
Elex czerpie z Gothica garściami. Struktura rozgrywki, menu dialogowe, system handlu barterowego, kryształki Elexitu jako waluta… fanom Bezimiennego w oku zakręci się łezka, widząc tak wyraźne nawiązania do kultowej „jedynki”.
Z drugiej strony, od samego początku mamy wrażenie, jakby Piranha Bytes stworzyli kolejny raz tę samą grę. Zmieniły się imiona, nazwy obozów i otoczka fabularna, ale pod spodem to wciąż ten sam Gothic, którego tak wielu graczy do dziś pamięta, pomimo 16 lat od premiery.
Świat przedstawiony to największe kuriozum, z jakim zetknąłem się w grach cRPG.
Ok, Piranha z jednej strony chciała mieć Gothica, a z drugiej stworzyć coś świeżego. Co więc zrobili? Połączyli ze sobą krainę do złudzenia przypominającą Kontynent z pierwszych Gothiców, z nowoczesną technologią i światem post-apo rodem z Fallouta.
Tym sposobem już w pierwszych godzinach gry jesteśmy postacią dzierżącą łuk i miecz, ubraną w tanią zbroję myśliwego, do której nadgarstka przyczepiony jest wirtualny interfejs, na której pasku spoczywa miniaturowy jetpack (o którym za chwilę). Brzmi kuriozalnie?
Im dalej w las, tym więcej absurdu. Dosłownie. Przemierzając piękne lasy Edanu ni z tego ni z owego natrafiamy np. na szopę, która wygląda na dziuplę samochodową, dookoła której spoczywają spalone wraki cadillaców i… fordów fiesta. NPC tłumaczą nam, że to „pozostałości dawnego świata” sprzed czasów, nim planeta została zniszczona przez gigantyczny meteor, ale… to i tak się nie klei.
Piranha Bytes próbowała stworzyć unikatowy świat, w którym łączy się magia, technologia i nawiązania do pierwszych gier studia. Wyszło z tego wybuchowe połączenie. Obok siebie mamy potwory jak żywo przypominające ścierwojady, trolle, zębacze, a kawałek dalej… zombie, mutanty i gigantyczne mechy. Jedna z frakcji szyje do potworów z łuku, druga rozprawia się z oponentami strzelając z futurystycznych blasterów.
Ta zawiłość świata ma swoje uzasadnienie fabularne, jednak mijają długie godziny, nim gracz przyzwyczaja się do tego miszmaszu.
A skoro o fabule mowa…
Przedziwna natura świata przedstawionego w Elexie zaczyna się właśnie od tytułowej substancji, która zmieniła planetę Magalan po uderzeniu weń meteoru. Elex dał ludziom technologię, nadludzkie możliwości, ale też niszczył środowisko.
I tak niedobitki po katastrofie podzieliły się na Berserków, którzy odrzucili Elex i przemieniają go w manę, która daje im zdolności magiczne. Technologię traktują jako zło, a wartościową dla innych frakcji elektronikę rozbierają, wysysają z niej Elex i składają na złomie.
Z drugiej strony są Klerycy, których bogiem jest technologia. Dzięki niej wytwarzają wspomniane wcześniej blastery czy potężne mechy. Gdzieś pomiędzy dwiema frakcjami są pozbawieni zasad Banici, żyjący w krainie przypominającej krajobraz po wybuchu bomby atomowej.
Nad wszystkimi znajdują się zaś Albowie, którzy zaczęli Elex zażywać i dzięki niemu zyskali nadludzkie zdolności, lecz także zostali wyprani z człowieczeństwa i ludzkich emocji. Albów nienawidzą wszystkie inne frakcje i to właśnie Albem jest główny bohater, Jax, który zostaje zdradzony przez swoich i porzucony na śmierć. A że przestaje zażywać Elex, poznajemy go w momencie, w którym wracają do niego ludzkie odruchy.
Główny wątek w dużej mierze opiera się o to, czy postanowimy na powrót stać się Albem, czy odzyskać człowieczeństwo. Podejmowane w trakcie gry wybory mają wpływ na charakter głównego bohatera i na to, jak odbierają go inne postaci.
Co najważniejsze, owe wybory mają realne przełożenie na rozgrywkę. Jeśli dokonamy ważnego wyboru, gra poinformuje nas o tym stosownym napisem, a jego konsekwencje odczujemy w przyszłości.
A wyborów w Elexie będziemy podejmować mnóstwo.
Już po kilku godzinach grania widać, że Elex to niebywale rozbudowana gra. Mnóstwo tu wewnętrznych konfliktów i chociaż wyjściowo w grze istnieją 4 frakcje, to każda z nich jest podzielona na mniejsze klany i strony.
Wśród Berserków na przykład część jest za absolutnie ortodoksyjnym odcięciem się od technologii, zaś druga część uważa, że jest ona istotna dla przetrwania i frakcja powinna się na nią otworzyć. Albowie, którzy mają mocno imperialistyczne zapędy i żyją według „dyrektywy”, również dzielą się na tych, którzy owej dyrektywy przestrzegają, oraz separatystów, którzy uciekli i ukrywają się przed resztą swoich pobratymców.
Te wszystkie podziały i zawiłości społeczne sprawiają, że pomimo przedziwnego świata Elex ma niebywały klimat, w który bardzo łatwo jest wsiąknąć, jednocześnie wybaczając grze rozmaite, mniejsze i większe grzeszki. A tych w Elexie jest całe mnóstwo.
Grzech pierwszy – tu wszystko jest drętwe.
Jeśli ocenić Elexa stricte pod kątem mechaniki, to od pierwszego Gothica naprawdę wiele się nie zmieniło. Zarówno nasza postać jak i NPC czy wrogowie są po prostu wyciosani z drewna. Animacje są sztywne, nienaturalne, a postaci niezależne mają bardzo wąską pulę zachowań, którymi raczą nas w losowych momentach. Tak jak w Gothicu, NPC gestykulują tak samo, chodzą tak samo, nawet kichają tak samo. Hej, hej, Piranho – mamy 2017 rok. Czy ktoś u was widział Wiedźmina?
Sytuację nieco ratuje jetpack, przytroczony do paska Jaxa. Jego funkcjonalność jest ograniczona, a animacja używania równie drętwa, co reszta ruchów, ale przynajmniej pozwala on docierać w niedostępne miejsca i szybciej przemierzać mapę. Np. stojąc na szczycie urwiska nie musimy okrążać sąsiednich lokacji, by dostać się na dół. Wystarczy zeskoczyć i złagodzić upadek jetpackiem.
Jetpack pozwala też uniknąć niebezpiecznych konfrontacji, co prowadzi mnie do…
Grzech drugi – mechanika walki rodzi nieustanną frustrację.
Elex jest trudną grą. Podobnie jak w Gothicu, tu również na początku zabić nas może byle szczur, a o walce z silniejszym od nas przeciwnikiem nie ma co marzyć. Również wiele miejsc na mapie jest dla nas niedostępna za tego względu, że strzeże ich przeciwnik zbyt potężny, by móc sobie z nim poradzić. Musimy więc grindować, zbierać punkty exp, dozbroić się w lepszy sprzęt i dopiero wtedy wrócić w konkretne miejsce.
Tyle że… czasem to nie wystarczy. Połowę trudności Elexa stanowi bowiem walka z samą grą. Z jej rozlicznymi błędami, a przede wszystkim tragicznym systemem walki. Mamy tu trzy rodzaje uderzeń, blok i unik.
Uderzenia musimy koordynować w czasie, aby móc wyprowadzać kombinacje. Szkoda tylko, że często nie da się tego zrobić, bo albo skończyła nam się wytrzymałość, albo gra po prostu uznała, że… nie. Bo nie.
Podobnie rzecz się ma z unikami. Te raz działają, raz nie. Blok jest zaś dodatkiem stricte kosmetycznym, bo nie blokuje praktycznie niczego.
Nie spodziewałem się w Elexie systemu walki jak z Wiedźmina 3, ale myślałem, że będzie trochę lepiej. Tymczasem Piranha Bytes funduje nam prawdziwy wehikuł czasu i zabiera do 2001 roku, gdzie kombinacje ciosów wyprowadzało się rytmicznym wbijaniem klawisza.
Grzech trzeci – dialogi. Mój Boże…
Tak złych dialogów, jak te w Elexie, nie słyszałem nigdy. Nie przesadzam, po prostu w żadnej grze nie spotkałem się z tak niskim poziomem. Linijki dialogowe pisał prawdopodobnie stażysta lub 14-letni syn level designera.
Postaci raczą nas okropnymi, długimi monologami, w których wykładają nam swoją wizję świata. Albo dopowiadają sobie zdania, które nie padły z ust głównego bohatera, tym samym kompletnie likwidując potrzebę prowadzenia dialogu. Same opcje dialogowe również często nie mają wiele wspólnego z aktualną rozmową.
Zdzierżenia dialogów nie ułatwia też polski dubbing, który znów… jest mocno gothicowy. Intonacja, dobór fraz, powiedzonka NPC-ów – to wszystko jest tutaj totalnie losowe. Ośmielę się wręcz wysnuć teorię, że to miało być takie puszczenie oka do fanów, bo po prostu w głowie mi się nie mieści, że można to było tak spier… no, zepsuć. Rozmowy w Elexie są męką.
Po pierwszych godzinach z Elexem mam ochotę zamknąć tę grę i nigdy do niej nie wrócić, a jednocześnie… nie mogę się oderwać.
Elex jest grą niebywale niedopracowaną, dziwaczną, pełną błędów i kuriozów. Jest też – na swój sposób – grą absolutnie cudowną. O ile ktoś ma sentyment do Gothica.
Ja mam, więc prawdopodobnie przejdę wszystkie rozdziały tej gry, na co ponoć trzeba poświęcić grubo ponad 50 godzin, wrócę i zdam raport. Trzyma mnie przy niej klimat i doskonała muzyka. Wzruszam się, gdy NPC wykonuje drętwy gest, żywcem wyjęty ze Starego Obozu. Przyjmuję wyzwanie drętwej mechaniki i jestem gotów się z nią zmierzyć.
Tym jednak, którzy do Gothica sentymentu nie mają, nie mam serca polecić Elexa. Przez ostatnich 5-7 lat gry cRPG zrobiły tak ogromny krok naprzód, że Elex jest przy nich najzwyczajniej w świecie archaiczny. Nie poleciłbym tej gry komuś, kto świeżo ukończył Skyrim, nie mówiąc już o tych, którzy dopiero co zakończyli przygodę z Wiedźminem 3. To byłoby po prostu okrucieństwo, nakłonić kogoś do wydania ciężko wydanych pieniędzy na takiego - powiedzmy to sobie wprost - gniota.
To gra dla bardzo konkretnej grupy ludzi. I tylko dla niej.
Fani Gothica będą zachwyceni. Poczują się tak, jakby znów dostawali po pysku od Bullita wpadając do Górniczej Doliny. Witamy w Kolonii.
Wszyscy inni poczują się po prostu tak, jakby dostali po pysku.