REKLAMA

Premiera iOS 11 przeraża reklamodawców. Do Safari trafi blokada, z którą nie mają szans

Kilkoro informatycznych gigantów próbowało już ograniczyć inwigilację naszego internetowego życia przez reklamodawców. Apple ma jednak jeden atut, którego nie mają inni: ma tych reklamodawców w nosie.

18.09.2017 13.52
ipad pro 10.5 ios 11
REKLAMA
REKLAMA

Apple już jutro wprowadzi na rynek pewną rewolucję. Wraz z aktualizacją systemu iOS do wersji 11 zmienią się domyślne ustawienia przeglądarki Safari. Ta teraz będzie posługiwała się mechanizmem ITP (Intelligent Tracking Protection), który w sposób dość agresywny zmniejsza skuteczność targetowanej reklamy. To samo dotyczy komputerów Mac, których system operacyjny będzie zaktualizowany 25 września.

Reklama targetowana to coś, czego demonizować zdecydowanie nie należy. Ciasteczka pozostawiane w pamięci naszej przeglądarki analizują to, jak surfujemy po Internecie, by następnie zaproponować nam reklamy dostosowane do naszych preferencji. Dzięki tym śledzącym mechanizmom reklamy wyświetlane na witrynach internetowych starają się tak dobierać produkty, by te pasowały do naszych potrzeb. Jeżeli więc niedawno przeglądaliśmy sklep z komputerami, to istnieje dużo większa szansa, że klikniemy później w reklamę z laptopem, niż lakieru do paznokci.

Sęk w tym, że dla tej wygody musimy oddać istotną część naszej internetowej prywatności.

Giganci rynku internetowych reklam wiedzą o nas przerażająco wiele. Nic dziwnego, że niektórym internatom to nie odpowiada. Nic dziwnego, że obrońcy prywatności biją na alarm. Stąpamy po bardzo grząskim gruncie, a to co dziś jest standardem jeśli chodzi o analizę zachowania użytkowników, nie tak dawno temu budziło przerażenie.

Niektórzy się przed tym bronią. Do wielu przeglądarek pisane są rozszerzenia mające ukrócić śledzenie internautów przez reklamodawców. Te jednak działają… różnie. Jedne lepiej, drugie gorzej, często wycinając również niegroźne elementy witryn internetowych. Należy więc je darzyć ograniczonym zaufaniem. Ochrona ze strony Apple’a? To zupełnie inna bajka.

Jak działa ITP (Intelligent Tracking Protection) w Safari?

Mechanizm ITP w Safari nie jest jakąś wielką niespodzianką. Apple zapowiedział tę funkcję już w maju bieżącego roku. Temat powraca, bo już jutro znajdzie się on na dziesiątkach milionów urządzeń. Przy tej okazji sześć na co dzień konkurujących ze sobą podmiotów reklamowych wydało oświadczenie, w którym wspólnie wyrażają „głębokie zaniepokojenie” planami Apple’a. A czego się tak obawiają?

Nowe Safari będzie usuwało każde z ciasteczek zapisanych w ciągu 30 dni. Jeżeli użytkownik nie wróci na witrynę, z której zostały wygenerowane, te znikną z pamięci przeglądarki. ITP będzie też wykorzystywała algorytmy SI do wykrywania ciasteczek pochodzących od firm trzecich (sieci reklamowych), których celem jest dalsze śledzenie naszych poczynań. Te będą błyskawicznie usuwane, chyba że użytkownik kliknie w reklamę z którymi są związane – wtedy zostaną usunięte dopiero po 24 godzinach.

Safari ITP class="wp-image-592427"

Dodajmy do tego, że Safari jest drugą najpopularniejszą przeglądarką internetową na świecie i mamy już pełen obraz problemu dla usługodawców reklamowych. Ich biznes zmieni się w sposób diametralny. Wątpliwym jest, by użytkownicy z własnej woli wyłączali mechanizm ITP.

Argumenty reklamodawców są podobne, co przy okazji zamieszania z DNT.

To nie pierwszy raz, kiedy producent znanej przeglądarki wchodzi w paradę reklamodawcom. Microsoft próbował iść na rękę użytkownikom i w systemowej przeglądarce wszystkich odmian Windows zdefiniował domyślne ustawienie funkcji DNT (Do Not Track) na włączone. DNT to znacznie mniej agresywny mechanizm, to prosta informacja od przeglądarki do reklamodawcy, że ma nie śledzić użytkownika. Usługa nie musi jednak respektować tej informacji. Mimo tego reklamodawcy, podobnie jak teraz w przypadku Apple’a, argumentowali, że przecież Internet reklamami stoi i z nich żyje. Mniej skuteczne reklamy oznaczają – ich zdaniem – kłopoty zarówno dla użytkowników zalewanych źle dobranymi reklamami, jak i dla samych witryn internetowych. Dodatkowo, tu bezsprzecznie mają rację: rozwiązanie Apple’a, w przeciwieństwie do DNT, nie jest udokumentowanym standardem webowym, co ma wprowadzać dodatkowe zamieszanie.

Microsoft w końcu się ugiął i zmienił domyślne ustawienie DNT w przeglądarkach Internet Explorer i Edge na wyłączone. Jest jednak spora szansa, że Apple tak łatwo nie ulegnie, jeśli w ogóle. Bo w przeciwieństwie do swojej konkurencji, sam nie prowadzi podobnych interesów. Sprzedaje reklamy na własnej platformie, jednak nie są to webowe reklamy, a tylko związane z jego własnym sklepem App Store. Nie musi się układać z tym rynkiem, bo nie jest jego częścią.

Jest jedna rzecz, w której reklamodawcy mogą mieć rację.

Wspomnieliśmy już, że śledzące ciasteczka są od razu usuwane, chyba że użytkownik kliknie na związane z nimi treści. Wtedy mechanizm ITP pozwoli przetrwać takiemu ciasteczku całą dobę. Tak się składa, że większość z nas odwiedza częściej niż raz na dobę dwie usługi, które zarazem zbierają 90 proc. przychodu z całego rynku internetowej reklamy. Są to Google i Facebook.

REKLAMA

A to oznacza, że Google i Facebook zyskują olbrzymią przewagę nad wszystkimi mniejszymi reklamodawcami. Ich ciasteczka śledzące w przypadku większość internautów pozostaną aktywne przez dobę, podczas gdy mniejszych firm znikną od razu.

Może się więc okazać, że Apple, chcąc nas chronić, wyleje dziecko z kąpielą i wzmocni dwóch największych naruszaczy naszej prywatności. Co zabawne, jeden z nich jest jego największym konkurentem…

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA