Na masową skalę fałszowali karty miejskie. Warszawscy studenci na celowniku policji
Wymiar sprawiedliwości w końcu wziął się za warszawskich oszustów. Osoby, które choć raz kupiły nielegalne doładowanie karty miejskie, mogą niebawem usłyszeć zarzuty.
Do aktywowania nielegalnej karty miejskiej potrzebny był wyłącznie telefon z łącznością NFC, odpowiednia aplikacja do kopiowania, przenoszenia oraz zapisywania danych na nośnikach zbliżeniowych oraz karta miejska z załadowanym biletem. W Stolicy bilety długookresowe należy aktywować po zakupie. Robi się to przykładając kartę miejską do odpowiedniego czytnika, który znajduje się w pociągu, autobusie, tramwaju lub przy wejściu na stację metra.
Oszuści starali się kopiować przede wszystkim nieaktywne bilety. Dzięki temu każdy klient mógł zacząć używać karty w dowolnym wybranym przez siebie momencie. Najbardziej przedsiębiorczy użytkownicy podrobionych biletów szybko zauważyli, że stosunkowo niewiele osób potrafi samodzielnie skopiować kartę miejską. Dlatego zaczęli oferować nielegalne doładowanie karty miejskiej każdemu zainteresowanemu. Koszt takiej usługi wynosił 50 proc. ceny standardowego zasilenia.
Z czasem konkurencja stawała się coraz większa.
Liczba punktów, w których można było nielegalnie doładować karty miejskie rosła. Wtedy ceny podrobionych biletów spadły do 30-40 proc. nominalnej wartości zasilenia Jeden z takich biznesów nazywał się „Doładowanie za pół ceny”, który został założony przez Marka M., Dominika K. oraz Jarosława Cz. Każdemu z nich teraz grozi grozi do pięciu lat więzienia. Przestępcy wpadli w ręce policji, ponieważ osobiście spotykali się z klientami zainteresowanymi ich usługami. Dzięki temu udało się wytropić także osoby korzystające z nielegalnych doładowań.
Przestępcy nie znali się wzajemnie, a każdy z nich zasilał karty miejskie na własną rękę. Narazili oni Zarząd Transportu Miejskiego w Warszawie na straty wynoszące 120 tys. zł. To jednak tylko kropla w morzu wszystkich nielegalnych doładowań. Jak donosi INN Poland, od 2012 do 2015 roku użyto aż 146 000 podrobionych zasileń. Koszt każdego z nich wynosi od kilkudziesięciu do kilkuset złotych. Przestępcy najczęściej oferowali najdroższe warianty doładowań.
Nielegalne doładowanie karty miejskiej było chętnie używane przez studentów.
Żacy bardzo chętnie kupowali podrobione karty miejskie i praktycznie na każdej uczelni w Warszawie dało się znaleźć kogoś, kto zasilał karty domową metodą. Nasze źródła donoszą, że proceder ten był najbardziej rozpowszechniony na stołecznych uczelniach technicznych. Powód tego był bardzo prosty. Tamtejsi studenci dysponowali wiedzą i umiejętnościami niezbędnymi do samodzielnego wgrania karty miejskiej. Nasz informator donosi, że w akademikach jak grzyby po deszczu powstawały punkty, w których nielegalne doładowanie karty miejskiej można było zdobyć za symboliczną opłatą taką jak kilka piw, wino, względnie butelka wódki.
Osoby korzystające z takich doładowań mogą mieć spory problem. Część z nich już usłyszała zarzuty. Michał Dziekański, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie, w rozmowie z Rzeczpospolitą powiedział, że obecnie toczą się śledztwa także wobec osób korzystających z nielegalnych doładowań. Jedno z takich postępowań obejmuje aż 750 oszustów. Wyroki skazujące zapadły już w przypadku 43 spraw, dzięki czemu Zarząd Transportu Miejskiego w Warszawie odzyskał 21 000 zł.
To karygodne oszustwo.
Pasażerowie tylko w niewielkim stopniu płacą za możliwość przejazdu po Stolicy. Urząd m.st. Warszawy donosi, że wpływy z biletów tylko w 30 proc. finansują działanie komunikacji miejskiej. Pozostałe 70 proc. dopłaca miasto.
Zatem jeżeli ktoś korzysta z komunikacji miejskiej i dodatkowo ją okrada, to nie ma krzty szacunku do innych mieszkańców Warszawy. W ogromnej mierze to właśnie z ich podatków utrzymywane są autobusy, tramwaje, pociągi oraz dwie nitki metra. Mam nadzieję, że wszystkie osoby używające sfałszowanych kart miejskich zostaną pociągnięte do odpowiedzialności. Będzie to nauczka, dzięki której w przyszłości nie będzie dochodzić do podobnych incydentów lub przynajmniej będą się one zdarzać znacznie rzadziej, niż do tej pory.