REKLAMA

Panu dziennikarzowi Łukaszowi Warzesze nie ośmielaj się po imieniu

Wielce szanownemu dziennikarzowi, panu Łukaszowi Warzesze, nie spodobało się, że T-Mobile zwrócił się doń na Facebooku po imieniu.

Panu dziennikarzowi Łukaszowi Warzesze nie ośmielaj się po imieniu
REKLAMA
REKLAMA

I zrobił chryję na pół Twittera.

Tak, wielmożny pan Łukasz Warzecha, publicysta „Do Rzeczy”, zaprotestował przeciwko zwracaniu się do niego po imieniu. - Nie jesteśmy na „ty”, więc proszę łaskawie nie pisać do mnie „Łukasz” - wypalił, po czym, gdy T-Mobile odpowiedział: - Łukasz, dziękujemy za Twoją opinię - zapewne automatem, skryptem ustawionym na rzecz pracy w oficjalnym fanpage’u sieci - Warzecha wytoczył działa.

„Analfabeci, nie wiem, kogo @TMobilePolska zatrudnia do obsługi konta na FB, hejterzy mnie obrażają” - odpowiednio skrojona narracja Warzechy wylała się na Twittera wprawiając w ruch spolaryzowaną internetową gawiedź. Jedni z czcigodnego pana Warzechy - jak to się zwykło mówić - zaczęli toczyć bekę, inni w klakierujący sposób przyklaskiwali jego akcji.

T-Mobile oczywiście odpuścił przepraszając jaśnie pana Warzechę. Ten zakończył sprawę triumfująco-mentorskim tweetem:

I tak sobie myślę, że dawno nie oglądałem równie żenującego spektaklu, który potwierdza moje od dawna czynione obserwacje. Niektórym dziennikarzom, szczególnie tym wywodzącym się z tzw. tradycyjnych mediów, odleciał sufit. Dawno temu.

Jest wiele sposobów, żeby - mówiąc kolokwialnie - zaorać postawę pana Warzechy.

Ja skupię się na tym najbardziej oczywistym.

Jak rozumiem, „pan” dla zacnego pana Warzechy ma być wyrazem szacunku, pewnej formalnej postawy wymaganej w stosunkach z nim samym. Ok, abstrahując nawet od tego, że rzeczywiście w sieci zwykło się adresować swoich rozmówców imieniem, można przyjąć, że monsieur Warzecha czuje się poniżony, gdy ktoś jednak Łukaszem go traktuje.

Nawet jeśli tak rzeczywiście jest, to osoba kulturalna, taka, która hołduje klasycznej postawie związanej z emanacją szacunku, honoru, kindersztuby, na fakt złamania tejże postawy przez inne osoby nie rzuca wyzwiskami, nie ciska piorunami, nie nazywa adwersarzy analfabetami. Po prostu milczy, bądź też w inteligentny i nieco zawoalowany sposób próbuje interlokutorowi wytłumaczyć, że jego słownictwo i postawa powinny być nieco inne. Czy tak właśnie postępuje herr Warzecha? Nie, jemu bliżej jest do okrzyku „trochę kultury, k…”.

Cała ta żenująca akcja dostojnego pana Warzechy unaocznia jak bardzo niektórzy dziennikarze są zepsuci, jak mocno przesiąknięci są wizją siebie jako wybrańców, o szczególnych względach i społecznym statusie. Ten moralizujący ton, te próby wychowywania plebsu, ten cynizm połączony z wiecznym naburmuszeniem - to wszystko świetnie zostało pokazane w akcji szacownego pana Warzechy.

Na szczęście czasy takich dziennikarzy mijają.

Powoli kończy się era ludzi mediów, którzy myślą, że sam fakt pracy w mediach, występowaniu w telewizji, czyni ich lepszymi. Że daje im prawo do poniżania ludzi, strofowania PR-owców, odburkiwania pytającym.

REKLAMA

Oby jak najszybciej.

*zdjęcie otwierające tekst pochodzi z Wikimedia Commons, autor: Margotte.Blogpress.pl, licencja: Creative Commons Attribution 4.0 International

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA