Gdy dziecko cię pyta, co to są te upławy z pochwy, o których słyszy w radiu
Nie mam nic przeciwko wulgaryzmom, sam sobie - że tak powiem - nie odmawiam, ale z ich z przytupem wejściem do oficjalnej przestrzeni publicznej mam lekki problem.
Podobnie jak z intymną anatomią człowieka w reklamach.
Coraz trudniej ma dziś rodzic dorastających dzieci, a konkretnie dwóch Synów w wieku 11 i 9 lat, jak ja. Wszędzie jesteśmy atakowani językiem i tematami, które kiedyś budziły zawstydzające zażenowanie, gdy się zostało z nimi skonfrontowanymi w towarzystwie rodzica, bądź też starszej osoby, do której ma się taki naturalny szacunek wynikający z różnicy wieku.
Rozumiecie, o czym mówię, prawda?
Nie pamiętam, bym, będąc nastolatkiem i oglądając wspólnie z Mamą jakiś film w TV, oglądał z Nią przy okazji reklamy o problemach z erekcją, bądź też słuchał w samochodzie radiowych spotów o medykamentach na problemy z upławami z pochwy. Co najwyżej powstydziłem się chwilkę przy scenach łóżkowych w filmach, co oboje z Mamą raczej kwitowaliśmy później wymownym milczeniem, jak gdyby nic dziwnego i intymnego nie miało miejsca.
Dzisiaj sam będąc rodzicem na takie milczenie liczyć nie mogę.
No więc moi Synowie bez żadnej żenady pytają mnie o to, co to są te upławy z pochwy i problemy z erekcją, a ja się wstydzę i nie wiem co odpowiedzieć.
Może głupio to zabrzmi, ale wolałbym, by o takich… hmm… anatomicznych problemach człowieka Synowie dowiadywali się od kumpli, na tak zwanym podwórku. Tak jak było kiedyś. Takie zderzenie z wiedzą podwórkową, zazwyczaj w różny, niekiedy brutalny i bezpardonowy sposób, odnosi chyba lepszy skutek, niż przesadnie delikatne, na około opisywane, tłumaczenie rodzica. Młody człowiek i tak sam szybko odkryje wszystkie niuanse seksualności i anatomii człowieka, rodzic powinien raczej sterować, by ta wiedza okazała się pełna, odpowiednio przetworzona i zrozumiana, a to łatwiejsze jest i chyba bardziej skuteczne już wtedy, gdy dzieci złapią osiedlowe mądrości.
Podobnie jest z wulgaryzmami.
Dziś w przestrzeni publicznej i medialnej, z której korzystają młodzi ludzie, wulgaryzmy wylewają się wszem i wobec. Ulubione kanały na YouTubie - Abstrachuje (rozumiecie… chuje), Z Dupy. Ulubiony profil na Facebooku? Chujowa Pani Domu. I tak dalej.
Na YouTubie, który moi Synowie katują namiętnie, najchętniej od rana do nocy, jeśli by się ich nie wygoniło na piłkarski trening, czy inny angielski, kurwy i chuje leją się strumieniami.
Naprawdę trudno jest kontrolować wszystko to, co oglądają młodzi ludzie przed ekranami swoich smartfonów. Niby znam youtuberów, których lubią moi Synowie. Każdego kontrolnie sprawdzam oglądając po jednym odcinku (mimo iż ich twórczość nie należy do moich ulubionych typów rozrywki…), ale i tak nie mam szans wychwycić, któremu z nich, nawet po wstępnej mojej ojcowskiej weryfikacji, nie odpali.
Dochodzą więc do mych uszu przeróżne konfiguracje kurew, oczywiście wychwytuję je po salwie śmiechu moich Synów, którym owe zwroty, ma się rozumieć, bardzo się podobają.
Nie jestem hipokrytą.
Sam miałem 11 lat i, o ile dobrze pamiętam, też lubiłem sobie już wtedy z kumplami zarzucić dobrą kurwą. Nie uważam też, żeby było to jakoś przesadnie złe - ot taka specyfika życia młodego człowieka.
Problem mam z tym, że dziś wulgaryzmy wchodzą na salony i do mediów, z których naprawdę korzystają młodzi ludzie a nie tych, z których wydaje się starszym, że młodzi korzystają. Nikt ich już nawet nie wypikowuje.
Znika takie społeczne tabu, taki wstyd przed robieniem czegoś niedozwolonego w obecności starszych, taka naturalna bojaźń przed byciem przyłapanym na jakimś delikatnie niecnym sprawunku.
Bez żadnego wstydu młodszy Syn mnie więc dziś pyta z odpowiednią intonacją w głosie: widziałeś co tam u Abstra-chujów ha ha ha, a starszy o to, co to są te pieczenia okolic intymnych u kobiet.
I jakoś czar pryska.