W końcu jakaś udana zmiana na Facebooku. Lokalizacje w Messengerze to strzał w dziesiątkę
Odkąd na Messengera wkroczyła funkcja Mój Dzień, aplikacja przypomina pole minowe. Tym razem na tym łez padole w końcu pojawiło się coś odkrywczego, czyli Lokalizacja na żywo. Tej funkcji potrzebowaliśmy od dobrych kilku lat.
Kiedy we wrześniu ubiegłego roku uczestniczyłem w konferencji z programistą Messengera, wiedziałem, że będzie to koniec aplikacji, na której zawsze mogłem polegać.
Mój Dzień wywrócił Messengera do góry nogami. Wśród moich znajomych są dwie osoby, które korzystają z tej funkcji. Podejrzewam że reszta osób - podobnie jak ja sam - unika Dnia jak tylko może. Sam trzykrotnie upewniam się, że wiadomość trafi do konkretnego rozmówcy, a nie do wszystkich znajomych.
Messenger jest teraz jak pole minowe. Jedno niewłaściwe kliknięcie, a zdjęcie przesłane znajomemu trafia do wszystkich. To tak, jakby nagle prywatne rozmowy zostały upublicznione. Albo jakbyś przypadkowo wysłał SMS-a nie do konkretnego odbiorcy, a do wszystkich. Koszmar!
Mimo to z Facebooka korzystają wszyscy, a więc z Messengera siłą rzeczy jest dla wielu osób podstawowym komunikatorem. Ba, coraz częściej nawet w sprawach zawodowych. W szeroko rozumianych mediach Messenger coraz częściej jest stawiany na równi z mailem. Jest szybszy i bardziej bezpośredni od wiadomości mailowych.
W zalewie naklejek i filtrów, w końcu pojawia się coś przydatnego. Moim ostatnim odkryciem były Lokalizacje.
Wstyd się przyznać, ale dopiero niedawno odkryłem Lokalizacje wbudowane w Messengera, choć funkcja debiutowała ok. 1,5 roku temu. Lokalizacje kryją się w aplikacji pod małą ikonką pinezki, wciśnięte gdzieś między GIF-y, dyktowanie głosowe, a przycisk „więcej”. Czyli w obszar, którego staram się nie klikać.
Po wybraniu pinezki możemy udostępnić w rozmowie naszą lokalizację. Pinezka jest wysyłana formie mapki, z której rozmówca może jednym kliknięciem przenieść się do Map Google i sprawdzić czas dojścia/dojazdu, albo uruchomić nawigację do punktu docelowego.
To proste i szybkie rozwiązanie, które w praktyce ułatwia znalezienie się w mieście. Pinezka działa sprawniej, niż opisy lub posiłkowanie się zdjęciami.
Ile razy zdarzyło ci się, że chciałeś dołączyć do grupy, która już zmieniła lokal? Nowa wersja Lokalizacji w Messengerze rozwiązuje ten problem.
Ile razy bywało tak, że musimy złapać gdzieś w mieście grupę znajomych, ale ta grupa jest w ciągłym ruchu, bo np. właśnie odbija się od lokalu do lokalu w poszukiwaniu wolnych stolików... Ile razy łapaliśmy się telefonicznie, by finalnie za 15 minut okazało się, że wszystkie ustalenia są już nieaktualne?
Messenger właśnie wprowadza nową funkcję Lokalizacja na żywo (Live Location), o której pisał dziś Piotr. Funkcja polega na tym, że możemy udostępniać znajomym nasze położenie aktualizowane w czasie rzeczywistym przez GPS. Dzięki temu znajomi znajdą nas nawet w sytuacji, kiedy jesteśmy w ruchu.
Pozornie banalna rzecz, jaką jest złapanie znajomych w mieście, staje się teraz o wiele prostsza.
Ile dałbym za to, żeby mieć podobną możliwość 10 lat temu! Czy nie po to właśnie powstały smartfony? Zamiast telefonów i niekiedy niezbyt wyraźnych tłumaczeń, mamy wszystko jak na dłoni, w aplikacji. To ogromna oszczędność czasu.
Na szczęście Facebook tym razem pomyślał o prywatności.
Do każdej nowej funkcji Messengera podchodzę z dużą nieufnością, ale Lokalizacja na żywo została naprawdę dobrze przemyślana. Funkcja udostępniania bieżącej lokalizacji działa domyślnie tylko przez 60 minut, więc będąc wieczorem w pubie, po kilku drinkach, nie musisz pamiętać o jej wyłączeniu. Wyłączy się sama. A jeśli w ciągu godziny znajomi cię złapią, możesz wyłączyć udostępnianie ręcznie. Choć pewnie i tak o tym zapomnisz.
Funkcja działa tylko wewnątrz rozmów, a więc nie zdarzy się sytuacja, kiedy udostępnimy lokalizację wszystkim znajomym, np. w Moim Dniu. Szkoda, że tego samego nie można powiedzieć o zdjęciach, które wyjątkowo łatwo można przez przypadek upublicznić.