Koniec z podróżowaniem za darmo. Couchsurfing wprowadza nową opłatę
Nie ma darmowych obiadów. Za podróż autostopem zapłaci kierowca, za nocleg w podróży zapłaci gospodarz. Za serwery i pracę Couchsurfingu musi zapłacić społeczność.
Początek pro publico bono
Historia Couchursfingu sięga roku 1999, kiedy Casey Fenton, student z Bostonu znalazł tani lot na Islandię. Nie chciał jednak zatrzymywać się w hotelach, więc zaczął szukać alternatywnego rozwiązania. A gdyby tak skorzystać z gościnności ludzi?
Fenton włamał się do bazy danych uniwersytetu w Reykjaviku, skąd pozyskał adresy mailowe 1500 studentów. Wysłał do nich wiadomości z prośbą o nocleg i ku swojego zdziwieniu otrzymał prawie 100 pozytywnych odpowiedzi.
Podczas lotu powrotnego wpadł na pomysł założenia strony, dzięki której wszyscy mogliby podróżować tak jak on - zatrzymując się za darmo u ludzi i poznając ich sposób życia.
Teraźniejszość for profit
Szczytna idea, ale przecież ideą nie opłaci się serwerów i pracy programistów, czy administratorów przy utrzymaniu serwisu z milionami użytkowników. Po kilku wtopach związanych m.in. z utratą danych o profilach i włamaniach hakerskich, a także nieprzemijających kłopotach finansowych Fenton podjął decyzję o zmianie charakteru Couchsurfingu na organizację for profit.
Zmienił się szef, zmieniła się i polityka w stosunku do użytkowników. Wprowadzono pojęcie zweryfikowanego użytkownika, którego profil lądował wyżej w wynikach wyszukiwania. Trzeba było za to zapłacić - niewiele, bo tylko 74 zł rocznie, ale opłata była opcjonalna.
Couchsurfing w latach 2011-12 zebrał 22,6 mln dol. od inwestorów. Za te pieniądze firma utrzymywała się przez długi czas, ale w 2015 roku pojawiły się doniesienia, że pieniądze się skończyły, a firma nie wykombinowała jeszcze zyskownego modelu przychodowego.
Couchsurfing stanął pod ścianą
Efekty widzimy dopiero teraz - wprowadzono ograniczenia dla bezpłatnych użytkowników.
Głównym mechanizmem działania Couchsurfingu jest wysyłanie próśb o nocleg do gospodarzy. Kiedy ma się szczęście jedna prośba w danym mieście wystarczy i podróżnik zostaje zaakceptowany. Czasami, w tak popularnych miejscach jak np. Berlin czy Barcelona, można wysłać nawet 50 próśb bez żadnego efektu. Część osób jest już zajęta albo części nie pasujemy - takie jest życie.
Teraz za darmo można wysłać tylko 10 próśb tygodniowo
Dla kogoś, kto podróżuje średnim tempem, to tyle co nic.
Za więcej trzeba zapłacić - 74 zł rocznego abonamentu.
Oczywiście nie jest to wysoka kwota - na miesiąc wychodzi jakieś 6 zł. Ja podczas swoich podróży na pewno dalej będę z Couchsurfingu korzystał i zapłacę abonament, bo dzięki niemu nie tylko podróżuję taniej, ale przede wszystkim mam możliwość bezpośredniego obcowania z mieszkańcami.
Bez Couchsurfingu nie zamieszkałbym w Indonezyjskiej wiosce, filipińskich slumsach, amsterdamskiej kamienicy z basenem w piwnicy, nowojorskim wieżowcu i birmańskim klasztorze.
Nie można żyć w bańce własnej idei - nie ma darmowych obiadów
Duża część couchsurfingowej społeczności jest zwyczajnie wkurzona. Czują się zdradzeni, ponieważ pisali się na bezinteresowną wymianę gościnności. Wielu ludzi korzysta z platformy od samych jej początków i pamięta zupełnie inne realia. Większości chodzi o ideę otwartości i wymiany dóbr niematerialnych - pokazania stylu życia lub kultury.
Głęboko to szanuję, jednak apeluję o wyjście z bańki. Nawet jeśli chouchsurferzy porzucą pieniądze, to w równaniu jest jeszcze trzecia strona - platforma, a z tego co wiem Amazon nie przyjmuje opłaty za chmurę w gościnności.
Couchsurfing praktycznie nie ma konkurentów. Podobne strony jak BeWelcome, Hospitality Club czy Servant nie zbudowały podobnej skali i ich szybki rozwój wydaje się wątpliwy.