Wiemy, ile przeciętny Polak jest skłonny wydać na książkę elektroniczną. Wnioski? Lepiej już było...
Dużo się mówi o tym, że w Polsce nikt nie czyta książek. A ebooki to już w ogóle powinny być za darmo, skoro nie możemy pójść do sklepu i ściągnąć ich z półki. Jak to wygląda w praktyce? Ile jesteśmy skłonni wydać za książkę elektroniczną? Dzięki Upolujebooka mamy na to całkiem solidny ogląd.
Nie znam e-czytelnika, który nie korzystałby albo przynajmniej nie słyszał o Upolujebooka.pl. Stworzone przez Marcina Łukiańczyka narzędzie to coś więcej, niż tylko prosta porównywarka cen, w której możemy sprawdzić, gdzie kupimy książkę najtaniej. To miejsce, gdzie ebooka naprawdę można „upolować”, ustawiając tzw. „alert cenowy” – jeżeli obserwowana przez nas książka pojawi się w sprzedaży w cenie, którą jesteśmy skłonni zapłacić, otrzymamy stosowne powiadomienie.
Dzięki uprzejmości Marcina, przy okazji rankingu bestsellerów Upolujebooka otrzymaliśmy zbiór ciekawych informacji o tym, ile tak naprawdę jesteśmy skorzy płacić za elektroniczne wersje książek. I kto najchętniej sięga do portfela.
Ile przeciętny Polak jest skłonny płacić za ebooki?
Dane, które dostarczył nam Marcin, nie zaskakują ale i tak zasmucają. Średnio za książkę w formie elektronicznej jesteśmy skłonni zapłacić zaledwie 18,59 zł. Średnia wielkość koszyka zakupowego smuci jeszcze bardziej – to raptem 26,64 zł.
Więcej ebooków kupują mężczyźni; to aż 80% wszystkich kupujących. Kobiety korzystają z narzędzia rzadziej – i pokrywa się to również z wieloma statystykami wskazującymi na to, że Panie znacznie chętniej sięgają po książki papierowe i częściej bywają w stacjonarnych księgarniach.
Mężczyźni są skłonni zapłacić za książkę elektroniczną 19,29 zł; kobiety zaś wydają średnio 15,64 zł.
To jednak uśrednione wartości, które w dużej mierze zawyżają te pozycje, których wydawcy aż tak bardzo nie obniżali cen. Patrząc na dane od Marcina, dotyczące topu sprzedaży, najczęściej pojawiają się kwoty oscylujące w granicach 17 zł. Gdzieniegdzie migają też jeszcze niższe ceny, pokroju 13-14 zł za książkę.
Przyznaję, spodziewałem się tych wartości, ale przeglądanie tabelek tego zestawienia to naprawdę przykre doświadczenie.
Jak opowiedział mi w wywiadzie Michał Szafrański, przygotowanie ebooka wcale nie kosztuje mniej, niż książki papierowej. Minus druk, nakłady na stworzenie pozycji i promocję pozostają takie same. Ba! Ebook jest dużo mniej opłacalny dla wydawcy, gdyż objęty jest wyższym podatkiem.
Trudno się dziwić, że sprzedaż ebooków wciąż stanowi ledwie jednocyfrowy procent sprzedaży książek w Polsce w ogóle, kiedy nie dość, że ich wydanie średnio opłaca się wydawnictwu, to jeszcze powszechne oczekiwanie jest takie, że ebook powinien kosztować mniej. Bo tak.
To oczekiwanie widać też w zachowaniu klientów. Część użytkowników Upolujebooka kupuje książkę w dniu premiery, nie bacząc na cenę. Cała reszta? Oczekuje na promocję. Jak mówi Marcin Łukiańczyk:
Przeciętny kupujący nie widzi więc problemu w tym, by przeczekać blisko dwa miesiące, aż książka dostępna będzie w akceptowalnej przez niego cenie.
Z jednej strony w pełni to rozumiem, z drugiej zaś… ten stan rzeczy nie wróży zmian na lepsze.
Wydawcy (nie mówiąc o pisarzach…) na książkach niemalże nie zarabiają. Są to kwoty tak symboliczne, że absolutnie nie powinniśmy się dziwić, że rynek zalewa takie mrowie nowych pozycji – wydawcy muszą pompować księgarnie, aby utrzymać się na powierzchni.
Rośnie też średnia cena książki w dniu premiery. Jeszcze 7 lat temu było to około 34 zł. Dziś kwota ta przebija już 40 zł, z czego większość dzielona jest między sieć sprzedaży a dystrybucję. Dla wydawcy i autora zostają ochłapy.
Pomyślcie teraz, jak niewielki procent otrzymuje wydawnictwo ze sprzedaży książek elektronicznych, za które czytelnicy są skłonni zapłacić średnio 17-18 zł, a które generują dla wydawcy wyższe koszty?
Rynek książki zamknął się w błędnym kole między zalewaniem rynku czym popadnie, koniecznością podnoszenia cen i oczekiwaniami czytelników. Nic więc dziwnego, że poziom czytelnictwa książek w Polsce jest tak żenująco niski. Że 76% z nas w ubiegłym roku nie przeczytało ani jednej książki, a ci, którzy je czytają, oczekują dostępu do nich za pół-darmo.
I sam już nie wiem, czego potrzeba bardziej, by wyjść z tego impasu – gruntownego wstrząśnięcia rynkiem wydawniczym, czy może gruntownej zmiany naszej mentalności?
Ani na jedno, ani na drugie raczej się nie zanosi.