Trico z The Last Guardian wygląda niezwykle szczegółowo! Może nawet... za bardzo
Główną gwiazdą The Last Guardian jest Trico - pisklę kreatury podobnej do gryfa, które odzyskuje zdrowie pod okiem gracza. Jego droga do pełnej formy to świetna okazja, aby przyjrzeć się kreaturze z bliska.
Trico to najbardziej szczegółowy, pełen detali obiekt w całym The Last Guardian. Twórcy gry dołożyli wszelkich starań, aby bestia była jak najbardziej realistyczna. Aby „żyła własnym życiem”, posiadała charakter, realistyczne ruchy, typowo zwierzęce reakcje oraz zachowania. Efekt końcowy jest fantastyczny.
The Last Guardian zachwycił mnie efektem prac nad „cyfrowym stworem”.
Tytuł posiada mnóstwo smaczków, które zostaną dostrzeżone przez uważnych graczy. Przykładowo, Trico strzyże uszami za każdym razem, gdy do niego wołamy. Ba, kreatura nastawia nawet ucho w odpowiednim kierunku, nasłuchując jak za pomocą radarów. Takich detali jest cała masa.
Bestia w czasie rzeczywistym obserwuje otoczenie. Gdy poruszamy się o własnych siłach, wodzi za nami wzrokiem. No chyba, że akurat ma coś pilniejszego do obserwacji. Jak na przykład kupkę krzaków, w których schowany jest jakiś nęcący go zapach. Albo beczkę z jedzeniem, znajdującą się poza zasięgiem pyska.
Trico non stop wącha otoczenie. Wie, co dzieje się wokół niego, nim my jesteśmy w stanie to zobaczyć. Dzięki temu istota szybciej wchodzi w stan gotowości, a my wiemy, że lada moment wydarzy się coś złego. Bestia stroszy się przy tym i przyjmuje pozycję niczym wyczekujący niebezpieczeństwa kot. Niesamowity efekt. Zwłaszcza, że pierzaste futro istoty porusza się w czasie rzeczywistym.
To, jak Trico reaguje na otoczenie, zasługuje na osobny artykuł.
Gdy do świata The Last Guardian zawitała noc, zwierzę nie mogło się powstrzymać przed wyciem do księżyca. Gdy utknąłem na moment, rozwiązując logiczną zagadkę, Trico przysiadł na tyłku, po czym zaczął drapać się tylną łapą za uchem, niczym pies. Tyle tylko, że pies w takiej sytuacji zgubiłby trochę sierści, a Trico traci wielkie pióra, które pokrywają jego cielsko.
Bardzo mi się spodobało, gdy kreatura sama z siebie zaczęła się myć w płytkiej sadzawce, turlając z boku na bok. Co innego głęboka woda - chociaż Trico potrafi pływać, a nawet nurkować, trzeba go najpierw nakłonić, aby dał się zmoczyć. Jego batalia przed skoczeniem do głębokiego zbiornika przypomina filmy na YouTube, w których koty nachylają się nad wanną wypełnioną wodą. Rewelacyjnie to wygląda.
Trico nie tylko zwiedza niezbadany świat razem z graczem, ale również walczy. Ryczy, wymachuje łapami oraz zmiana wrogów ogonem. Gdyby tego było mało, po każdym starciu bestia jest wzburzona, parska i trzęsie się, a zadaniem gracza jest ją uspokoić. Można to robić na kilka sposobów, w tym poprzez głaskanie i klepanie.
System jest na tyle rozbudowany, że nawet głaskanie Trico w odmiennych miejscach wywołuje inne efekty.
Niczym rasowy kot, Trico ma swoje „ulubione odcinki” do pieszczenia. Kreatura z radością reaguje na głaskanie w jednym miejscu, podczas gdy w drugim pozostaje niewzruszona. Gdyby tego było mało, Trico możemy również ciągnąć za ogon, co czasami prowadzi do niecodziennych skutków. Dzięki takiej sztuczce możemy na przykład bezpiecznie zjechać na platformę pod nami.
To nie jedyne interakcje między gryfem, a głównym bohaterem. Chłopiec może wyciągać włócznie z ciała bestii, a także wygłaszać proste komendy głosowe. Dzięki nim Trico podąża za towarzyszem, siada na tyłku, wykonuje sztuczki, służy za windę, chwyta chłopca delikatnie pyskiem i wiele, wiele więcej. Moment, w którym nauczyłem Trico używać starego wózka jak katapulty, na długo zapadnie w mojej pamięci.
Model Trico został stworzony z olbrzymią starannością. Może nawet zbyt wielką.
To było dosyć zabawne, wspinać się po raz pierwszy po tylnej łapie bestii i natrafić na jej wielki… odbyt. Zgadza się. Twórcy The Last Guardian podchodzą śmiertelnie poważnie do swojej gry, nie unikając również tego, co Trico ma pod ogonem. Biorąc pod uwagę wielkość bestii, zachodząc ją od tyłu nie da się tego przeoczyć.
Przywiązanie do detali wydać również w wielu innych aspektach. Gdy Trico zostanie zraniony, jego pióra są plamione krwią. Czerwona ciecz znika dopiero po kontakcie z wodą. Oczy bestii zmieniają się w zależności od sytuacji. Gdy jest zła, jarzą się fioletowym światłem. Gdy jest głodna - na żółto. Ślepia mienią się do tego w ciemności, jak u kota.
Uważni obserwatorzy dostrzegą, że podczas wędrówki z Trico u boku, bestia nieustannie się zmienia. Rosną jej rogi, spiłowane na skutek tragicznego wypadku. Leczą się skrzydła, początkowo połamane, zamieniające Trico w nielota. Znikają jedne rany, ale powstają nowe. Dzięki takim sztuczkom cały czas mamy wrażenie, że obcujemy z prawdziwą istotą.
Słowem podsumowania - jest dobrze. Naprawdę dobrze. Szkoda tylko, że producenci The Last Guardian nie przywiązali takiej samej uwagi do optymalizacji kodu, co do zachowań Trico. O tym jednak możecie już przeczytać w naszej pełnej recenzji.
The Last Guardian to tytuł wyjątkowy, oryginalny i świetnie zbalansowany, ale „na jeden raz”. Do kupienia, przejścia i szybkiego sprzedania.