Koniec Inwazji. Starcie kosmitów z superbohaterami rozeszło się po kościach
Od tygodni twórcy seriali na licencji DC Comics zapowiadali olbrzymi crossover, który angażował ekipy odpowiedzialne za cztery różne produkcje telewizyjne. Niestety - realizacja czteroodcinkowego Invasion całkowicie zawiodła, a nie uratował tej miniserii nawet ostatni odcinek.
Uwaga na spoilery z czteroaktowego Invasion, czyli ostatnich odcinków Supergirl, The Flash, Arrow i Legends of Tomorrow.
Twórcy produkcji telewizyjnych pełnych drugoplanowych herosów z uniwersum DC Comics podjęli się dużego wyzwania. Ich produkcje przenikają się co prawda na wielu płaszczyznach, ale po raz pierwszy bohaterowie czterech różnych seriali wzięli udział w jednej i tej samej przygodzie.
Powstał crossover Invasion zapowiadany hasłem "bohaterowie kontra obcy".
Możliwość zobaczenia na jednym ekranie gwiazdy takich produkcji jak Arrow, The Flash, Supergirl i Legends of Tomorrow z pewnością spodobała się fanom komiksów i seriali na licencji DC. Postawienie herosów w opozycji do kosmitów to był akurat dobry pomysł - w końcu trzeba niecodziennego zagrożenia, by aż tylu bohaterów oderwać od ich cotygodniowych wojaży.
Problem w tym, że szumne zapowiedzi nie poszły w parze z realizacją. Już po trzecim z czterech odcinków składających się na Invasion byłem rozczarowany, a zaczęło się od samego początku. Supergirl była doczepiona do całości na siłę, w The Flash mieliśmy marvelowskie Civil War dla ubogich, a Arrow celebrował setny odcinek i ledwo liznął fabularnie crossover.
Starcie z Dominatorami w całości rozegrało się w ramach Legends of Tomorrow.
To, co powinno być czteroodcinkową sagą, ze względu na to jak wyglądały poprzednie odcinki, ściśnięto w jednym epizodzie najmłodszego z seriali na licencji DC. Podejście do całej historii ze znanym z Legends of Tomorrow humorem i autoironią to była dobra decyzja, ale to i tak nie miało prawa się udać. Legends of Tomorrow nie uratowało całego Invasion.
Scenarzyści skakali z wątku na wątek, akcja gnała na złamanie karku, a zakończenie wcale nie było jakoś specjalnie wyszukane. Twórcy obiecywali nam ogromne starcie z kosmitami. A to gdzie się rozegrało? Na generycznym dachu... Sam koncept pokonania kosmitów przez doczepianie im metalowej płytki również nie był zbyt ciekawy.
Tytułowa inwazja w Legends of Tomorrow skończyła się tak szybko, jak się zaczęła.
Bohaterowie porwani przez kosmitów w The Flash, których próbowano wsadzić do matriksa w Arrow, powrócili na Ziemię. Zespół znów w komplecie przygotował plan jak poradzić sobie z zagrożeniem - oczywiście odpowiedzią na to miały być podróże w czasie. Postanowiono wybrać się w przeszłość i... porwać kosmitę.
Machinacje czasem wykorzystane zostały zresztą niczym deus ex machina by rozwiązać animozje pomiędzy dwojgiem bohaterów The Flash. Dla Felicity i Cisco, największych geeków z tech supportu, jak to sami się określili, była to szansa by samodzielnie odbyć podróż w przeszłość i spełnić marzenia z dzieciństwa.
Nie było zaskoczeniem, że mimo pozostawienia ich w Waveriderze przez ekipę Legend musieli ruszyć im na ratunek.
Cisco zrozumiał, że nabroić w przeszłości można mimo dobrych intencji i wybaczył Allenowi jego machinacje z Flashpoint. Dzięki temu jednak udało się bohaterom zrozumieć motywacje obcych, dzięki czemu wreszcie się dowiedzieli, po co Dominatorzy przylecieli na Ziemię.
Okazuje się, że punktem zapalnym był Flashpoint, czyli zmiana rzeczywistości przez Barry'ego Allena. Powrócił on w przeszłość i uratował swoją matkę przed śmiercią znacznie zmieniając rzeczywistość. W zaledwie jednym odcinku próbował to wszystko odkręcić, ale rzeczywistość została trwale uszkodzona.
To przykuło uwagę Dominatorów, którzy uznali metaludzi pokroju Allena za zagrożenie.
Okazało się, że ich odwiedziny w latach 50. ubiegłego wieku były skutkiem powstania Justice Society of America, czyli organizacji superbohaterów z początków XX wieku, którą poznali podczas swoich licznych podróży w przeszłość członkowie Legend z Legends of Tomorrow. Powrócili po ponad połowie wieku, by rozprawić się z nowym zagrożeniem.
Kosmici wezwali Ziemian do wydania im Flasha, który był gotów się poświęcić dla dobra sprawy, ale - a jakże - pozostali herosi stanęli w jego obronie. Nie będzie nawet zbyt dużym spoilerem to, że bohaterom udało się przegnać kosmitów i przywrócić status quo. Akurat na przyszły tydzień, gdy wszystkie cztery seriale wrócą do własnych wątków...
Jestem tym bardziej rozczarowany, że w pewnym momencie zacząłem nawet kibicować Dominatorom.
Kosmici mieli dobry powód, by się wtrącić. Dominiatorzy uznali, że metaludzie mogą okazać się zgubą nie tylko dla Ziemi, ale też dla ich świata i chcieli temu zapobiec. To co zrobił Barry Allen we Flashpoint było skrajnie nieodpowiedzialne, a gdy jego przyjaciele racjonalizowali i kolejno wybaczali mu zabawę w Boga, zgrzytałem zębami. Na szczęście Invasion się skończyło.
Teraz Flash będzie centrum kolejnej dramy, Green Arrow nadal będzie szkolił rekrutów, a Legends of Tomorrow nakreśliło też nowy wątek fabularny dla profesora Steina. Ten w jednym z ostatnich odcinków nakłonił młodszą wersję samego siebie do spłodzenia dziecka. To wygląda na ciekawszy wątek niż Invasion i tyle dobrego, że można już zapomnieć o tym małym eksperymencie.
To nie był crossover, na jaki zasługiwali fani i nie sprawdził się jako magnes na nowych widzów.
Oczywiście nie spodziewałem się, że na ekranie telewizyjnym dostaniemy coś pokroju kinowych Avengersów i nawet nie wspominam o kiepskim CGI, ale i tak miałem większe oczekiwania. Marketingowcy stacji CW odpowiedzialnej za seriale na licencji DC Comics nakręcili zbyt duży hype w porównaniu do tego, co finalnie pokazali.
Jako widz widząc Supergirl poczułem się nieco oszukany, dwa kolejne epizody z ramach The Flash i Arrow były nijakie, a finał w Legends of Tomorrow nadszedł zbyt szybko. Mam jednak nadzieję, że scenarzyści zamiast zarzucać pomysł łączenia swoich seriali w jedno wyciągną wnioski z tego, co poszło nie tak, a podobny team-up będziemy oglądali co roku.