REKLAMA

Microsofcie, to nie działa! Mechanizm, dzięki któremu powstał Windows 10, wymaga zmian

Gdy Microsoft zbudował całą infrastrukturę pod program Windows Insider, miała to być prawdziwa rewolucja. W końcu ktoś znalazł sposób na bezpieczne, a zarazem skuteczne otwarte beta-testy systemu operacyjnego. Tak nam się przynajmniej wydawało…

05.09.2016 16.36
Problemy z Windows 10 to wina programu Windows Insider
REKLAMA
REKLAMA

Zapewne wielu doświadczonych administratorów wejdzie ze mną w ostrą polemikę w komentarzach, ale jedną z przyczyn, dla której wybrałem system Windows dla swojego komputera, to jego niezawodność. Już Windows Vista z dodatkiem Service Pack 1 była systemem trudnym do nieświadomego zepsucia.

Windows 7 był już bliski doskonałości, a Windows 8 i Windows 8.1 to były systemy „niezatapialne”. No, oczywiście, dla chcącego nic trudnego, ale Windows 8.1 to był szczyt formy Microsoftu jeżeli chodzi o jakość oprogramowania. I tak, zdaję sobie sprawę, że nie wszystkim ten system przypadł do gustu. Sceptykom on jednak zazwyczaj nie odpowiada z uwagi na koncepcję i projekt, a nie jakość wykonania.

By nie powtórzyć porażki wizerunkowej Windows 8

Microsoft chciał jednak również uchronić się przed błędami koncepcyjnymi. Zamiast narzucać swoją wizję, jak to zrobił przy okazji Windows 8, postanowił budować system na oczach jego przyszłych użytkowników. Zbudował niesamowitą infrastrukturę do przetwarzania i analizy informacji zwrotnych a następnie zaczął udostępniać kolejne kompilacje rozwojowe systemu, które do kanału produkcyjnego niejednokrotnie trafiają dopiero po kilku miesiącach. Cały projekt nazwano Windows Insider.

Dziś każdy z nas może zostać Windows Insiderem. Wystarczy zgłosić się do programu, akceptować jego regulamin (w tym zgodzenie się na znacznie dokładniejsze śledzenie naszych poczynań niż na produkcyjnym systemie), wybrać rodzaj kompilacji jakie chcemy otrzymywać (bardzo świeże lub wstępnie przetestowane lub gruntownie przetestowane) i na tym koniec. My mamy za darmo przyszłą wersję Windows, a w zamian zgadzamy się na monitorowanie jej działania przez Microsoft i zobowiązujemy się (nie jest to egzekwowane przez firmę) do zapewniania informacji zwrotnych na jego temat.

Tak powstał Windows 10, tak też powstawały aktualizacje 1511 i 1607 (aktualizacja rocznicowa). Udowadniając, że teoretycznie genialny projekt zupełnie się nie sprawdza. A przynajmniej jest bardzo niewłaściwie używany.

Jakość Windows 10 pozostawia wiele do życzenia

Osobiście problemów z tym systemem nie mam żadnych, nie mają też użytkownicy w moim gospodarstwie domowym. Z mojego doświadczenia, aktualnie na hybrydach PC, telefonach i konsoli do gier sprawuje się bez zarzutu. Trudno jednak być głuchym na skargi na jego działanie. W tym od moich bliższych i dalszych znajomych, którzy są przeciwieństwem bezrozumnych hejterów. Jedni mają problemy z nowym Menu Start, u innych system ten „wsiada” na procesor i wykonuje jakąś przedziwną pracę obciążając komputer do stanu nieużywalności. Jeszcze inni mają problemy z kartami sieciowymi i Blutoothem.

Tłumaczyłem to sobie (i wam) tym, że Windows musi działać na praktycznie nieskończonej ilości kombinacji podzespołów i oprogramowania. Przetestowanie wszystkich przecież nie jest możliwe i zawsze znajdzie się coś, co komuś nie działa. No i jest przecież Windows Insider, zaprojektowany właśnie po to, by zmniejszyć ilość takich przypadków. Aktualizacja rocznicowa dla Windows 10 okazała się jednak, w kwestii jakości, smutnym żartem.

Błędy, jakie popełniono, są wręcz zdumiewające

Długie miesiące publicznych testów i przegapiono takie rzeczy?! Nie o wszystkich pisaliśmy na łamach Spider’s Web, więc pozwolę sobie przypomnieć kilka. Tych najbardziej kompromitujących. Przykładowo, wiecie dlaczego wasz komputer się cały czas zawiesza po aktualizacji? Najprawdopodobniej posiadacie dysk SSD, ale instalujecie aplikacje na drugim dysku typu HDD. Najwyraźniej nikt w Microsofcie o tym nie pomyślał.

Czy przestała wam działać kamera internetowa? Cóż, Microsoft by rozwiązać problem ze Skype’em wyłączył obsługę kodeku stosowanego przez znaczną część zewnętrznych kamer internetowych obecnych na rynku, przez co wideokonferencje w firmach stały się nie lada wyzwaniem.

A może zawiesza wam się komputer po podłączeniu Kindle’a Voyage czy Kindle’a Paperwhite? No więc, hehe, najwyraźniej nikt z milionów Windows Insiderów nie podłączył takiego czytnika do komputera, bowiem tak właśnie zachowuje się Windows 10 w wersji 1607 gdy zdecydujemy się na zgrywanie książek za pomocą kabelka.

No i nie zapominajmy o zdemolowaniu PowerShella przez którąś z aktualizacji serwisowych opublikowanych po aktualizacji rocznicowej, z uwagi na to, że plik z aktualizacją… nie zawierał wszystkich plików niezbędnych do realizowania wszystkich funkcji tegoż PowerShella. Nie żartuję.

Na domiar złego w chwili oddawania tej notki do publikacji załatano tylko pierwszą z czterech wyżej wskazanych usterek.

To już nie są problemy które można tłumaczyć złożonością ekosystemu wokół Windows. To błędy, których nie popełniają nawet amatorzy. To błędy, które naruszają zaufanie do firmy. Siadając do komputera z Windows na którym nikt nie narozrabiał wcześniej mogliśmy być pewni nieprzerwanej, bezpiecznej pracy. Mogliśmy. Czas przeszły, dokonany. Bo na chwilę obecną bardziej przypomina to wczesne czasy Windows XP.

Zmiany muszą być wprowadzone i muszą być wprowadzone szybko

Sama koncepcja Windows Insider nie jest zła. Wręcz przeciwnie, to fantastycznie zrealizowany, genialny pomysł. Odnoszę jednak wrażenie, że Microsoft przestał w ogóle polegać na swoich wewnętrznych testach, stawiając wyłącznie na informacje zwrotne od Insiderów. A te, jak widać, są zdecydowanie niekompletne.

Dlaczego tak się dzieje, mimo iż na całym świecie miliony Insiderów używają rozwojowych wersji Windows 10? Trudno powiedzieć. Może dlatego, że większość testerów z założenia (i słusznie) traktuje ten system jako potencjalnie problematyczny, testując go na komputerze/telefonie/konsoli/tablecie, który nie jest mu niezbędny do codziennej pracy lub wręcz w maszynie wirtualnej. Sam również nie zamierzam ryzykować, wszędzie używając produkcyjnej wersji systemu i z ciekawości i zawodowego obowiązku uruchamiając testowe kompilacje Windows 10 w wersji zwirtualizowanej.

A to oznacza, że nie robię na testowym Windows 10 tych samych rzeczy, co na wersji produkcyjnej. A to z kolei oznacza, że nie jestem w stanie wykryć wszystkich niedoróbek, podobnie zresztą jak działająca w tle telemetria.

Windows Insider musi zostać zmarginalizowany do roli komplementarnej platformy do testów. Nie jedynej i nie podstawowej. To, co się aktualnie dzieje z Windows 10 jeśli chodzi o jakość kodu jest nie do przyjęcia.

Zobacz również: Windows 10 na Spider's Web TV

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA