Przez 10 lat w internecie zmieniło się wszystko. Tylko przeglądarki nadal straszą swoim wyglądem
Od razu uprzedzam, że zapewne wygląd przeglądarek internetowych nie jest palącym problemem społeczeństwa, a sposób w jaki prezentują się dziś Chrome, Opera czy Firefox może być dla większości - podobnie jak plecak narzucony na marynarkę - zupełnie w porządku.
Ja na przykład lubię ładny design usług internetowych, jestem jednym z tych nielicznych wariatów, którzy cieszą się na nowy wygląd ulubionych stron (chyba, że to naprawdę krok wstecz, ale wcale nie dzieje się to tak często, jak zwykli podnosić ten argument użytkownicy).
I tym samym nie sposób nie zauważyć, że przeglądarki internetowe zaczęły już troszkę trącić myszką
To swoją drogą nie jest żadne zaskoczenie, by nigdy nie były zbyt przesadne na wizerunkowe rewolucje. Od czasu pojedynku Netscape'a z Internet Explorerem aż do premiery Chrome wiele się w tej materii nie zmieniło. Chrome przyniósł pewne ożywienie, na które musiał odpowiedzieć też Firefox, generalnie jednak zmiany sprowadziły się do kosmetycznego odciążenia górnej belki głównie poprzez lżejsze odcienie szarości, zmniejszenie liczby toolbarów z czterech do trzech i dodanie opcjonalnych motywów.
Swoją drogą to, co się wyrabia w sklepie z motywami Chrome'a jest w pewnym sensie przerażające. Określenie "wieś tańczy i śpiewa" wydaje się nieadekwatne tylko z tego powodu, że wieś nie zasługuje na porównywanie do katalogu motywów przeglądarki Google. Te dzielą się na wybrane przez twórców przeglądarki oraz wszystkie inne. Pierwsza grupa ma 20 koszmarnych propozycji i ze 3, z których w miarę potrzeb da się jeszcze korzystać. Druga grupa to już kompletnie wolna amerykanka z szablonami, gdzie nawet propozycje, gdy na czarnym tle wyświetlane są czarne litery(???) znajdują się w zestawieniach bijących rekordy popularności. Oczywiście mam tam swojego ulubieńca stosowanego niemal nieprzerwanie od 6 lat, ale umówmy się, że ten niebieski gradient to co najwyżej przyzwoita forma "mniejszego zła".
Motywy nie udały się za bardzo twórcom czołowych przeglądarek, niektórzy nawet szybko zaczęli wycofywać się z nich rakiem albo przynajmniej minimalizować ich znaczenie. Dla mnie kwestia dyskusji o funkcjonalności przeglądarki internetowej pozostaje jednak istotna z kilku powodów. Po pierwsze dlatego, że w ostatniej dekadzie ekrany nam się wydłużyły w bok. Proporcję 4:3 zamieniliśmy - poprzez 16:10 - na 16:9, a tym samym zrobiło się zdecydowanie więcej miejsca w poziomie, zaś to pionowe jest cenniejsze. Mam wrażenie, że twórcy szeroko pojętego internetu nadal nie do końca zdają sobie z tego sprawę. Ponieważ w internecie siedzę dużo, a tym samym ze sporą intensywnością, to dacie wiarę, że w odniesieniu do stron głównych twittera/facebooka/portali nie mam w nawyku w ogóle używać scrolla? Zerknę co kilka godzin na to, co akurat jest na górze i starczy.
Oglądam sobie czasem heatmapy popularnych stron i wiem, że wcale nie jestem w tym aspekcie osamotniony
Tym samym "top" strony jest najważniejszy dla stałych i zaangażowanych czytelników, a my (wydawcy) głupio przeważnie trzymamy tam ważne z naszego punktu widzenia treści po kilka dni.
Po drugie - wzrost roli jaką przeglądarka internetowa zaczęła odgrywać w naszym codziennym życiu jest gigantyczny. Niech może najlepszym podsumowaniem będą Chromebooki, które tak naprawdę są po prostu jedną wielką przeglądarką internetową zamiast systemu operacyjnego. Na moim tradycyjnym, chrześcijańskim, windowsowskim ultrabooku myślę, że w skali roku trudno byłoby łącznie zebrać nawet 30 minut czasu pracy, kiedy w tle nie byłaby odpalona przeglądarka.
Skoro zatem od Lollipop jako tako zaczął wyglądać Android, jako tako prezentuje się stylistycznie Windows 10 starający się skończyć z łączeniem interfejsów trzech poprzednich generacji, czy naprawdę jesteśmy skazani na przeglądarkowy design rodem z poprzedniej dekady XXI wieku? Podobnie niewzruszony w tej materii pozostaje już chyba tylko Facebook, choć i on stopniowo pęka i nowy newsfeed jest - miejmy nadzieję - kwestią czasu. Tymczasem Google wepchnęło flat design już nawet do lodówki, a nadal nie chce zaprzyjaźnić z nim swojej własnej przeglądarki.
A przecież odpowiednie kroki zostały poczynione. To wcale nie musi być rewolucja. Microsoft Edge wygląda jak trzeba, choć oczywiście - jak to u Microsoftu - brakuje mu miliona opcji. Dobre próby działania podejmuje też przede wszystkim niejaki Vivaldi. Tam wprawdzie nie ma jeszcze lekkiego, nowoczesnego designu w stylu Ikea (choć jest flat), ale ten projekt utwierdza mnie w przekonaniu, że do końca jeszcze nie zwariowałem. Twórcy tej niezbyt popularnej (jeszcze?) przeglądarki ewidentnie dostrzegają ten sam problem co ja, choć jeszcze nie wymyślili idealnego sposobu na jego rozwiązanie. Ale bardzo mi się podoba obserwowanie jak starają się go znaleźć.
Wydaje się więc, że stworzenie nowoczesnej, ładnej i funkcjonalnej przeglądarki na miarę 2016 roku nie jest prostym zadaniem.
Ale też mam wrażenie, że liderzy rynku zwyczajnie obawiają się gwałtownych zmian, a może po prostu nie przyszedł taki przeglądarkowy Steve Jobs i nie powiedział im, że to wszystko można zrobić inaczej i jeszcze lepiej. Wizjoner potrzebny od zaraz, bo nawet ja, pomimo ośmiuset słów narzekania w temacie, nie bardzo wiem co dokładnie trzeba zrobić, żeby było ładniej i wygodniej.
Przeglądarki potrzebują rewolucji, graficznej i funkcjonalnej. Obecnie nadal działają w oparciu o schematy, które powstały przed epoką smartfonów, laptopów, mediów społecznościowych i ludzi, którzy w internecie chcą być 24 godziny na dobę, a nie przez 24 godziny w miesiącu. Niestety wiele wskazuje na to, że rewolucja musi się dokonać w gronie liderów tego rynku, a ci zwyczajnie nie dostrzegają takiej potrzeby.