Sprawdziliśmy, jak spisuje się w Polsce Android Auto
Jeśli wierzyć tekstom na Spider's Web, w samochodzie masz do wyboru albo kiepski system producenta, albo cudownego i niesamowitego CarPlaya. Ale zaraz, może jest coś poza tym? Tak, Android Auto, które właśnie pobieżnie (przyznaję się, ale będą jeszcze okazje) sprawdziliśmy.
Pierwsze podłączenie, z wykorzystaniem kabla USB - bezproblemowe, ale... tylko jeśli już pobraliśmy .apk z Android Auto. Oficjalnie w Polsce to rozwiązanie nie jest dostępne.
Na starcie Google podpowiada, gdzie możemy chcieć jechać. Tutaj - lokalizacja z ostatniego wyjazdu i planowana (choć nie zapisana!) trasa z Google Maps. Sprytne. Przy okazji, zobaczcie, ile Google marnuje miejsca na tym fantastycznym wyświetlaczu. Wstyd!
Całość została podzielona na trzy obszary nawigacyjne. Na dole znajdziemy pierwszy z nich - pięć ikon. Kolejno: nawigacja, połączenia, ekran startowy, multimedia i dane na temat samochodu (lub, jak w tym przypadku, ich brak). Mapy? Wyglądają znajomo.
I są tak samo dobre, jak te w telefonie czy na komputerze. To zdecydowanie największa siła Android Auto.
Bez problemu połapiemy się, gdzie zmienić ustawienia trasy, sprawdzić jej szczegóły czy wybrać trasę alternatywną.
Adres możemy wprowadzić na dwa sposoby - albo wpisując go na ekranowej klawiaturze podczas postoju, albo po prostu wypowiadając go na głos. Zwłaszcza to drugie rozwiązanie wypada świetnie i zdecydowanie rozkłada na łopatki nie-polskiego CarPlaya.
Przechodzimy do ekranu połączeń i... niespodzianka. Musimy sparować telefon ręcznie z zestawem głośnomówiącym samochodu. Co oznacza wypięcie kabla USB, zabawę z system producenta, ponowne podpięcie i włączenie Android Auto. No litości.
Ok, zrobione. Mam dziwne wrażenie, że CarPlay wyświetlał więcej informacji, które pozostawały tak samo czytelne.
Czas na nasz ekran główny. Układ niemal identyczny jak przy powiadomieniach z Androida. Android Auto jest w stanie odczytać (i robi to bardzo sprawnie) m.in. SMS-y, a także pozwala na głosowe odpowiadanie na nie. I działa to super. Niestety lista tak wspieranych aplikacji nie jest długa. I nie, nie zobaczymy ani pół treści wiadomości. Mogą być albo odczytane, albo nic.
Nie ma też żadnego graficznego znacznika/ekranu dla wybierania głosowego czy odpowiedzi. Pytamy o pogodę? Google mówi, jaka jest albo jaka będzie. Koniec. Nie pokazuje nic (to na obrazku poniżej to stała informacja). Tylko mikrofon w czerwonym kółku informuje o aktywnej komunikacji głosowej.
Przy aplikacjach multimedialnych (można wybrać jedną z wielu z rozwijanego menu) doskonale widać dwa pozostałe obszary interfejsu. W prawym rogu mamy wybieranie głosowe, w lewym - dodatkowe treści z aplikacji. I wszystkie wyglądają TAK SAMO.
Tak wygląda rozwinięte boczne menu. Czy to w Spotify, czy w Deezerze, czy w aplikacji do podcastów albo audiobooków.
Nawet telefon ma obudowane na tej samej konstrukcji proste ustawienia, a może bardziej skróty do odpowiednich funkcji. Prosto, czytelnie, przyjemnie.
Nie ma więc obawy, że gdziekolwiek się pogubimy. Dół - nawigacji między ważnymi funkcjami, prawo - wybieranie głosowe, lewo - więcej funkcji danej aplikacji. Koniec. Brawo! Tylko po co marnować tyle miejsca?
Słów kilka, dla których nie znalazłem obrazków.
Można byłoby teraz zapytać: hej, Barycki, dlaczego tekst o CarPlayu miał mniej więcej milion znaków, a ten o Androidzie ma z 50, ile zapłacił ci [wstaw tu nazwę producenta, którego (nie)lubisz], żebyś tak zrobił/nie zrobił? Otóż odpowiedź na to pytanie jest prosta. Zapłacił mi dużo.
Nie, zaraz, nie tak.
Odpowiedź jest prosta z innego powodu. Jeśli znasz już CarPlaya albo Android Auto, to drugi z tych systemów wydaje ci się niemal identyczny. Pomysł jest dokładnie ten sam - smartfon i jego system jako cyfrowy mózg całego systemu nawigacyjno-rozrywkowego samochodu. Głos jako główne narzędzie sterowania. Ekran jest prawie zupełnie nieistotny, a wyświetlane na nim treści ograniczone i uproszczone do minimum. Żadnych zabaw - maksymalna prostota i maksymalne odciągnięcie nas od telefonu. Bez Facebooków, Instagramów, Twitterów. Najwyżej wpisy z kalendarza czy SMS-y.
I każdy z tych systemów to samo zadanie realizuje w niemal ten sam sposób, z kosmetycznymi tylko różnicami. Tu ekran startowy przypomina siatkę aplikacji z iOS, tutaj ekran powiadomień z Androida z dodatkowymi zakładkami. Tu menu rozwija się kliknięciem z boku, tutaj z góry. Tam widzimy więcej wpisów, tu widzimy ich trochę mniej. Malutkie, maciupeńkie różnice, co gwarantuje nam, że czy mamy Androida czy sprzęt z iOS - z obydwu systemów będziemy tak samo zadowoleni.
No, jeśli pomijać na razie śladowe wsparcie dla aplikacji zewnętrznych - tych jest naprawdę niewiele i w większości są to, jak łatwo się domyślić, aplikacje do podcastów, muzyki, czytanych książek i podobnych, ewentualnie cyfrowego radia.
I jak działają te aplikacje?
Jest jednak jedna zasadnicza różnica pomiędzy aplikacjami dla CarPlaya i Android Auto. CarPlay właściwie nie wspiera żadnych komunikatorów poza tym systemowym, obsługującym wiadomości tekstowe. Android Auto natomiast wspiera m.in. Skype'a, WhatsAppa czy Telegrama, ale nie tak, jak część z was mogłaby chcieć.
Nie, nie wyślecie wiadomości na WhatsAppie i nie zadzwonicie na Skypie. Nie ma takiej opcji. Nie przejrzycie też historii czatów. Ba, w całym menu nie znajdziecie nawet śladu informacji o danym programie. Po prostu, jeśli ktoś do was napisze, powiadomienie zostanie wyświetlone przez Android Auto, a następnie (opcjonalnie) odczytane na głos i (również opcjonalnie) będziemy mogli na nie głosowo odpisać.
Co ciekawe, nie możemy np. w ten sposób odebrać połączenia ze Skype'a - zostanie ono zupełnie przez Android Auto zignorowane.
A wsparcie dla języka polskiego...
Siri w CarPlayu nie wspiera go w ogóle, więc zapomnijcie o tym, żeby w trakcie podróży ustawić jako cel podróży np. Bukowiec. Android Auto natomiast radzi sobie z tym świetnie, tak samo jak z odczytywaniem naszym SMS-ów (Siri tego też nie potrafi), czy głosowym odpowiadaniem na nie.
Z drugiej strony, żeby nie było tak pięknie, Google Now po polsku działa... kulawo. Jeśli zapytam o pogodę w stylu "hej, Google, powiedz mi, jaka będzie jutro u mnie pogoda", to w odpowiedzi usłyszę, że Now nie wie o co chodzi. Jeśli za to zapytam w formie "pogoda wrocław jutro", to dostanę kompletną odpowiedź. Tak, można przestawić język na angielski, ale wtedy będzie problem ze wspominanym wcześniej Bukowcem. Nie dziwne więc, że Android Auto w Polsce oficjalnie nie ma.
To który system wybrać?
Proste - ten, który pasuje do systemu twojego telefonu. Koniec i kropka. Tym bardziej, że żaden z tych systemów nie jest jeszcze tak naprawdę w 100 proc. gotowych do pracy w polskich warunkach.
Choć nie będę ukrywał - dane z Google Now, połączone z niesamowicie popularnymi w Polsce Mapami Google (przez to dającymi np. najlepsze dane na temat sytuacji na drodze i najlepsze propozycje objazdów) wydają się niesamowicie kuszące. Choć chyba nie na tyle, żeby zmienić telefon.
Tym bardziej, że wiele wskazuje na to, że Android Auto i CarPlay będą w swoim rozwoju szły łeb w łeb - czego zabraknie w jednym, zostanie zaraz uzupełnione. I tak w kółko.
I dobrze - wygląda na to, że z tej pary nie da się wybrać źle.