Xbox One Scorpio - na te pytania domagam się odpowiedzi
Xboxowa konferencja tuż przed targami E3 2016 została zakończona owacją na stojąco ze strony publiczności. Nowa konsola Xbox One o nazwie tymczasowej „Scorpio” robi wrażenie i zarazem wprowadza niemałe zamieszanie.
Microsoft zademonstrował na swojej konferencji dwie nowe konsole Xbox One. Pierwsza, nazwana Xbox One S, jest właściwie drobnym liftingiem tej obecnej już na rynku. Urządzenie jest mniejsze, oferuje nowy odtwarzacz Blu-ray zgodny ze standardem UHD i nowe złącze HDMI, dzięki czemu będzie mógł wyświetlać filmy 4K i z HDR. Ów HDR będzie mógł też zostać zastosowany w grach - Xbox One S ma ciut wydajniejszy procesor od „zwykłego” One’a, ale owa nieznaczna nadwyżka mocy będzie całkowicie zarezerwowana dla obliczeń związanych z HDR.
Xbox One S zapowiada się bardzo fajnie, a na dodatek będzie niedrogi. Musi być. Bo powody do jego zakupu odbiera… nowa wersja Xboksa One, którą tymczasowo nazwano „Project Scorpio”. I wiecie co? Przekaz na jej temat był równie niejasny, co w przypadku pierwszej wersji Xboksa One. Wiemy wiele, a zarazem otrzymaliśmy wiele sprzecznych ze sobą informacji. To Microsoft naprostował już w wywiadach po konferencji, co samo w sobie jest niedopuszczalne (a ja nie miałem czasu się na to złościć publicznie siedząc dwa dni w samolotach). Tyle że nawet po podsumowaniu i przefiltrowaniu tej całej bomby informacyjnej… jest dziwnie.
„To tylko nowy Xbox One, posiadacze aktualnego nie muszą się czuć porzuceni”
Początkowo, tuż po zapowiedzi, Microsoft deklarował, że Xbox One „Scorpio” to w gruncie rzeczy produkt skierowany dla posiadaczy nowoczesnych telewizorów, które są zgodne z rozdzielczością 4K i HDR-em. Innymi słowy, jeżeli masz stary telewizor Full HD, to nowa konsola jest ci absolutnie zbędna. To byłoby uczciwe postawienie sprawy biorąc pod uwagę charakterystykę rynku konsol i związaną z nimi obietnicę stałej konfiguracji. Entuzjaści kupią Scorpio i będą się cieszyć grami w 4K, reszta pozostanie na „zwykłym” One grając w 1080p, 900p czy tam w jeszcze niższej rozdzielczości w dokładnie te same gry, tylko z mniejszą liczbą pikseli na ekranie. Problem w tym, że to nieprawda.
Już po konferencji Microsoft przyznał, że nie narzuca twórcom gier konieczności tworzenia w 4K na Xboxa Scorpio. Mogą wykorzystać te astronomiczne (jak na świat konsol) 6 teraflopów mocy obliczeniowej do dowolnych celów. W tym do bardziej złożonych gier i oprawy audiowizualnej. Zaraz, chwila, moment… to w końcu Scorpio da nam podbicie rozdzielczości, czy też zapewni nam graficzną rewolucję?
Jeżeli to drugie (a tak wygląda ostateczne stanowisko Microsoftu na chwilę, w której piszę tę notkę), to jak Microsoft sobie wyobraża utrzymanie zgodności nowych gier ze zwykłym Xboxem One? Oczywistym, pewnym jest wręcz, że powstanie okres przejściowy, w którym faktycznie gry będą posiadać tryb niskiej i wysokiej szczegółowości, będąc zoptymalizowane dla obu konsol. Z czasem jednak Xbox One zacznie być nieznośnym balastem, który uniemożliwi wprowadzenie innowacji do gier pisanych na Scorpio. Żądam więc konkretów, a nie mydlenia oczu: czy aby na pewno wielokrotnie powtarzane słowa „nikt nie zostanie porzucony” (mowa o posiadaczach Xboksa One) to stała, czy jednak tylko tymczasowa deklaracja?
Co ciekawe, na to pytanie nie ma dobrej odpowiedzi. Jeżeli faktycznie Microsoft do końca żywota Xboksa One (Scorpio ma być odmianą tej konsoli, a nie czymś zupełnie nowym) będzie wymuszał zgodność z oboma urządzeniami, to część potencjału Scorpio zostanie zmarnowana. Jeżeli nie, to posiadacze Xboksa One dostają drugi, po Kinekcie, powód do obniżenia zaufania względem firmy Microsoft.
Po co mam kupić Xboxa One S, skoro za rok wychodzi Scorpio?
W kontekście prezentacji Xboksa One Scorpio, prezentacja Xboksa One S… straciła na znaczeniu. Do kogo właściwie adresowana jest ta konsola? Posiadacze Xboksa One raczej nie wydadzą pieniędzy za jej cichszą, bardziej kompaktową i potrafiącą wyświetlać wideo w 4K wersję. Z kolei osoby, które Xboksa One jeszcze nie posiadają, będą postrzegać tę konsolę, jako taką, która za 1,5 roku stanie się platformą dla ubogich.
I to ponownie nawet miałoby sens. Zwłaszcza, że Xbox One S będzie sprzedawany w bardzo atrakcyjnej cenie. Tyle, że skoro mówimy o ubogich (lub oszczędnych), to kogo z tej grupy stać na gry za 259 złotych od sztuki? Jasne, mamy świetny program Gry z Gold, a w Sklepie Windows organizowane są całkiem atrakcyjne wyprzedaże i promocje na gry. Trudno jednak stale polegać na nieprzewidywalnych promocjach.
Xbox One stoi teraz w bardzo nieznośnym rozkroku. Zbyt dobry i nowoczesny, by pełnić rolę „taniej platformy”, jaką teraz są PlayStation 3 czy Xbox 360. A zarazem zbyt słaby, w kontekście zapowiedzianego Scorpio, by chcieć w niego inwestować większe pieniądze. Choć warto zaznaczyć, że zakupione przez nas teraz gry na „zwykłym” One będą działać również na Scorpio.
Sony niedługo czeka podobny „problem”
Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że problem jest w gruncie rzeczy marketingowy. To dezinformacja, a nie sam sprzęt czy pomysły Microsoftu, jest tu problemem. Będę zapewne jednym z pierwszych posiadaczy Scorpio, bo straszny ze mnie łasuch na nowy sprzęt i ładne gierki. Należę jednak do mniejszości. Gracze zadają oczywiste pytania, na które Microsoft odpowiada wymijająco. A nawet ci rozrzutni gracze lubią wiedzieć, że nie marnują swoich pieniędzy inwestując w platformę, która ma już wyznaczony czas zgonu.
Problemy Microsoftu będą na dodatek wspaniałym doświadczeniem dla jego największego konkurenta, a więc firmy Sony. Ta bowiem szykuje dokładnie taki sam manewr, a więc zaprezentowanie konsoli „Neo”, która ma być tym samym dla PlayStation 4, czym „Scorpio” będzie dla Xboxa One. Japoński producent ma teraz idealną okazję do wyciągnięcia wniosków z błędów Microsoftu. Jestem przekonany, że ją wykorzysta i zwiększy tym samym swój udział rynkowy. Przypomnijmy: na jedną sprzedaną konsolę Xbox One przypadają dwie konsole PlayStation 4…