Zapłacilibyście za stream gry? EA uważa, że tak i zacznie tego oczekiwać w 2019 roku
EA wywołało małą burzę. Prawdziwy sztorm może być z niej dopiero za kilka lat, ale już dzisiaj warto zacząć się zastanawiać, czy trzeba kupować parasol. Electronic Arts ogłosił swoje plany esportowe. Rok 2019 ma być tym, kiedy widzowie zaczną płacić za oglądanie streamów.
Aktualnie sytuacja jest bardzo prosta. Chcesz obejrzeć turniej? Wejdź na stream gry. Czasami możesz wykupić subskrypcję kanału, innym razem rzucić jakąś dotacją, która wesprze zarówno pulę nagród jak i samego organizatora, a czasami transmisja jest zupełnie darmowa oraz pozbawiona reklam. EA zwęszyło jednak interes w esportowym świecie i rozpisało trzyletni plan, który ma zapewnić im odpowiednią monetyzację wydarzeń.
Wszystko rozpocznie się od stworzenia oddzielnej grupy zajmującej się organizacją wydarzeń. Mówiąc krótko, panowie będą robić turnieje. Powstanie konkurencja Twitcha dla gier od Electronic Arts, będą zbierani sponsorzy, formowana publika… Wszystko ładnie i po kolei. Cały 2018 rok został przeznaczony na reklamowanie ich inicjatywy oraz zbieranie odpowiedniej liczby widzów.
Rok później ma wydarzyć się „pay to spectate”. EA zacznie sprzedawać bilety na swoje turnieje. Na razie nie wiadomo nic więcej o sposobie zapłaty. Jednorazowe bilety? Konto premium dla osób śledzących więcej gier jednocześnie? Może specjalne karnety na kilkudniowe turnieje albo bilety pozwalające oglądać mecze tylko jednej drużyny? Podejrzewam, że możliwości będą dziesiątki.
Co ja na to? Jestem zaintrygowany. Widzę w tym głównie dobre strony. Najpierw rzecz najbardziej oczywista, która przychodzi na myśl po większości artykułów w naszym esportowym dziale. Esport rośnie w siłę. Jeżeli Electronic Arts widzi potencjał na tak duże inwestycje w tej dziedzinie, to niedługo zauważy to praktycznie każdy. Wystarczy rozejrzeć się dookoła. Spojrzeć na IEM w Katowicach, nadchodzącą imprezę we Wrocławiu czy TVP rozpoczynające transmisje esportowe. EA tylko poszerza uśmiech na moich ustach.
Aspekt techniczny mnie nie interesuje. Ufam, że wszystko zostanie zrobione rozsądnie i będzie sprawnie działało. Kwestie płatności również nie wzbudzają większych emocji. Wątpię, żebyśmy zobaczyli jakieś zaporowe ceny. Biorąc pod uwagę cyfry pod streamami największych gier, będzie się liczyć zebranie kilku dolarów od wielkiej liczby widzów, a nie na odwrót.
Oddzielna platforma wydaje się najbardziej racjonalnym rozwiązaniem. Ba, nawet mnie to cieszy.
Twitch mógł zrobić pierwszy ruch. Zacząć dogadywać się z deweloperami i organizować płatne transmisje. Mamy do czynienia z monopolem. Hitbox walczy o kilku polskich streamerów, czasami nawet udaje im się z kimś dogadać i zdobyć kolejny znany pseudonim w swoich szeregach, ale dalej tylko nieliczni wchodzą tam, szukając rozgrywek z gier. Azja ma swoje platformy, Europa ma niewielkiego Hitboxa, a całością pod względem pokazywanych wydarzeń i tak trzęsie Twitch. Widzowie mogli ucierpieć na tej dominacji już dużo wcześniej. EA decyduje się na stworzenie zdrowej konkurencji. Dobrze na tym wyjdziemy.
Nadchodzi jednak największy ze wszystkich wyciągniętych przeze mnie wniosków. Ten najpiękniejszy, budzący najwięcej wątpliwości i najbardziej intrygujący. Wniosek, od którego zależeć będzie przyszłość tego projektu. EA musi mieć co na tych streamach pokazywać! Chcą zarobić, prawda? Chcą zebrać społeczność na jedną, potężną platformę, przyzwyczaić ich do siebie i wreszcie kazać płacić za kontynuowanie oglądania.
Przecież nie zrobią tego na Battlefieldzie, Fifie albo innym amerykańskim Maddenie. Oczywiście, że ktoś to ogląda. Swojego czasu śledziłem nawet scenę piłki nożnej od EA. Youtuberzy mają się dobrze, ale turnieje ogląda raptem kilka tysięcy osób. Przemnóżmy to przez kilka(naście) i mamy publikę z całego świata na potencjalne międzynarodowe mistrzostwa. To bardzo mało. EA na ten moment specjalizuje się w grach, które są bardzo ciężkie do oglądania i przyciągają do siebie tylko największych zapaleńców. Oni zapłacą, ale na nich nie zbiją milionów, jakich zdają się oczekiwać.
Największym potencjałem jest oczywiście nadchodzący Battlefield 1. Gracze rzucili się na trailer, więc prawdopodobnie rzucą się również na swoją kopię gry. Może właśnie wtedy EA chce uderzyć z grubej rury i zaprezentować fanom listę nadchodzących wydarzeń? Jakiś wielki, rekordowy turniej w dniu premiery? Wystarczy po prostu chwilę pomyśleć i wykorzystać te ogromne środki, do jakich panowie mają dostęp.
Widziałem, że odzew pod informacjami o takim planie był bardzo negatywny. „Kto będzie za to płacił?”, „Chyba DLC do każdej gry to za mało!”, „Wydajcie jeszcze jednego Battlefronta!”. Wszystko zależy od tego, co będą nam w stanie zaoferować. Jeżeli królować na platformie będą turnieje Fify i NHL, to premiera nikogo za mocno nie obejdzie. Wystarczy jednak przez rok popracować nad sceną nowego Battlefielda, a możemy patrzeć na kolejnego zawodnika ubiegającego się o fotel najlepszego esportowego FPS-a.