Twitter pozostanie Twitterem. Oto jak serwis zamierza zbliżyć się do Facebooka, nie tracąc obecnych użytkowników
Miał być wielki dramat, gigantyczne zmiany, protesty użytkowników, a w konsekwencji - śmierć Twittera. Zamiast tego mamy jednak spore nowości, które wprowadzono jednak na tyle zachowawczo, że być może część osób korzystających z tego serwisu... jeszcze przez jakiś czas się o nich nie dowie.
Plany Twittera związane z wyświetlaniem tweetów niekoniecznie w takiej kolejności, w jakiej zostały początkowo opublikowane, wzbudzały od początku - z oczywistych powodów - ogromne kontrowersje. W końcu to właśnie dla tego zachowania kolejności i braku filtrowania potencjalnie mniej ciekawych treści, to Twitter a nie Facebook stał się dla wielu osób pierwszym źródłem informacji.
Takie chronologiczne (czy może raczej odwrotnie chronologiczne - od najnowszych na górze) rozwiązanie ma jednak szereg wad, w tym przede wszystkim to, że po dłuższej nieobecności w serwisie (dłuższej, tzn. liczonej w godzinach, nie w dniach czy tygodniach) właściwie nie wiadomo było, od czego zacząć. Nawet obserwując 100 czy 200 względnie aktywnych w tym serwisie osób, liczba tweetów koniecznych do nadrobienia była gigantyczna. Owszem, chronologia prezentacji pozwalała krok po kroku nadrobić naszą nieobecność, ale nie każdy miał na to czas i ochotę. Najlepsze i najciekawsze, a przynajmniej te wywołujące najwięcej reakcji, potrafiły po prostu przepaść w gąszczu mniej ważnych informacji.
Twitter zmiany zdecydował się jednak wprowadzić bardzo ostrożnie.
Początkowo do nadrabiania zaległości służyła funkcja "Kiedy cię nie było", prezentująca w widocznym miejscu kilka wpisów (z grupy wpisów opublikowanych przez obserwowane przez nas osoby), które zdaniem algorytmów serwisu warto było przeczytać.
Części osób takie rozwiązanie pewnie przypadło do gustu, części nie, ale Twitter nie zamierzał się poddawać. Ba, zrobił teraz kolejny krok w kierunku swojej transformacji w nieco inny serwis.
Nie ma jednak najmniejszych powodów do obaw, przynajmniej na razie.
Powiedzmy to wprost: Twitter nie zmienia się w Facebooka. Nie teraz.
Wprowadzane od dzisiaj zmiany (stopniowo, więc nie u wszystkich muszą pojawić się od razu) początkowo są bowiem dostępne dla tych, którzy wyrażą chęć przetestowania nowości i samodzielnie zmienią ustawienia. Czy więc zalogujemy się na Twittera dzisiaj, jutro czy za tydzień, lista tweetów obserwowanych przez nas ludzi i firm będzie wyglądać dokładnie tak samo, jak do tej pory.
Jak będzie wyglądać natomiast w sytuacji, kiedy włączymy nowy sposób prezentacji treści? Jeśli przez dłuższy czas nie będziemy uruchamiać aplikacji czy wchodzić na stronę Twittera, po zalogowaniu naszym oczom ukaże się mniej więcej to, co w przypadku opcji "Kiedy cię nie było", tyle tylko, że w... dłuższej formie. Zobaczymy więc wpisy od osób, które obserwujemy, ale dobrane m.in. według liczby reakcji innych użytkowników Twittera i kilku innych czynników (m.in. naszych interakcji z autorem wpisu).
Niestety Twitter nie zdefiniował publicznie tego, co rozumie przez "dłuższy czas" i ile tweetów z tego okresu planuje nam wyświetlić.
Dwie istotne uwagi: po pierwsze, wpisy te będą wyświetlane chronologicznie, a więc nie powinniśmy mieć do czynienia z "przemieszanymi" czasowo treściami. Po drugie, poniżej tych wpisów umieszczone będą już "wszystkie" wpisy, także w ich naturalnej konieczności. Jeśli natomiast chcemy pozbyć się wyróżnionych wpisów z przeszłości, po prostu odświeżamy listę wpisów i wszystko wraca do normy.
Tak samo Twitter nie powinien nam serwować polecanych tweetów w sytuacjach, kiedy jesteśmy zalogowani do Twittera i regularnie czytamy nowe wpisy.
Niestety, jest też i zła wiadomość
Jeśli komuś nie podoba się ten dodatek, choć nie wydaje się on specjalnie przeszkadzający, za jakiś czas i tak będzie się musiał z nim zaznajomić. W ciągu najbliższych tygodni, według deklaracji Twittera, opcja ta przestanie być aktywowana na zasadzie opt-in i zostanie włączona u wszystkich użytkowników obowiązkowo.
Owszem, będą oni mieli wciąż możliwość wyłączenia tego dodatku, ale, no właśnie, nie wiadomo jak długo utrzyma się taki stan rzeczy. W końcu jeśli taka opcja przyniesie Twitterowi realne korzyści, nic nie stanie na przeszkodzie, aby opcję powrotu po prostu zlikwidować.
Plotki o samobójstwie Twittera okazały się być więc, przynajmniej patrząc na to, co serwis zaprezentował, mocno przesadzone. Przynajmniej dopóki ktoś nie uzna, że sensownie będzie zastąpić całą chronologiczną listę tweetów właśnie taką wspomaganą przez algorytm...