REKLAMA

Oto pierwszy aparat z matrycą 100 megapikseli. Efekty zwalają z nóg, a niedługo i ty będziesz mógł takie uzyskać

Kilkanaście godzin temu Phase One zaskoczył wszystkich swoim nowym aparatem z matrycą o zawrotnej rozdzielczości 100 milionów pikseli. Większość komentatorów traktuje ten aparat jak dziwoląga, jak niepotrzebny wybryk niespełnionego inżyniera. Z rozbawieniem czytam komentarze internautów, którzy pukają się w głowę i pytają „po co to komu?”.

Oto pierwszy aparat z matrycą 100 megapikseli
REKLAMA

Całe zamieszanie dotyczy nowej premiery firmy Phase One, znanej ze średnioformatowych systemów, a także z oprogramowania do obróbki zdjęć. Firma zaprezentowała nową, cyfrową, średnioformatową ściankę systemu XF. Ma ona rozdzielczość wynoszącą aż 100 milionów pikseli. Pojedyncza fotografia ma rozmiar 11608 x 8708 px.

REKLAMA

Matryca zastosowana w tej ściance wyróżnia się nie tylko rozdzielczością, ale także innymi parametrami. Jest to sensor CMOS o rozmiarze 53,7 x 40,4 mm, którego rozpiętość tonalna wynosi aż 15 EV, a więc przewyższa wszystkie współczesne lustrzanki. Do tego ścianka Phase One zapisuje pliki RAW z aż 16-bitową głębią kolorów (standard to 12 lub ostatnio 14 bitów), a czułość nowej matrycy obejmuje zakres ISO 50-12800.

Nowa matryca została zaprojektowana we współpracy z firmą Sony i wykorzystuje technologię z matrycy stosowanej w bezlusterkowcu Sony A7R II.

100-megapikseli

Producent będzie sprzedawał cyfrową ściankę w komplecie z aparatem XF i obiektywem Schneider-Kreuznach w cenie 50 tys. dol.

100 milionów zalet, 100 milionów problemów

Większa rozdzielczość to większe możliwości, ale też więcej problemów. Zacznijmy od tych pierwszych. Poza oczywistym plusem w postaci większej szczegółowości obrazu, wyższa rozdzielczość to także możliwość przycinania fotografii bez widocznych spadków jakości. Dzięki temu można wykorzystać tylko fragment zdjęcia przy zachowaniu świetnej jakości. Doskonale obrazują to sample producenta, które robią ogromne wrażenie stopniem oddania detali.

Phase-one-100MP-alexia-sinclair-image1
Phase-one-100MP-Alexia-Sinclair-image3

Większa rozdzielczość to także lepsza jakość wydruków i możliwość wydrukowania większych formatów. Jest to bardzo ważne m.in. w fotografii studyjnej i reklamowej, czyli na naturalnym rynku nowego aparatu Phase One. W tych branżach fotografie zdobią nie tylko strony magazynów, ale także wielkopowierzchniowe bilbordy w miastach.

Matryca o takiej liczbie pikseli stawia jednak bardzo wysokie wymagania obiektywom. Do współpracy z aparatem tego typu potrzebna jest optyka najwyższej jakości, bowiem wysokie rozdzielczości bezlitośnie uwypuklają wszelkie nieostrości i inne wady optyczne szkieł. Tę samą zależność widać też na niższych półkach sprzętu. Kiedy aparaty miały po 6-10 Mpix wiele obiektywów było uznawanych za bardzo ostre. Te same szkła na współczesnych korpusach o rozdzielczościach 24 i więcej Mpix są już tylko przeciętne.

Problemem jest także archiwizacja zdjęć jak i ich obróbka. Potrzeba na to przepastnych dysków i bardzo mocnych komputerów.

Zawsze przy takich premierach bawią mnie pytania w stylu „czy komuś to potrzebne?”

Kiedyś mówiono, że 6 milionów pikseli w lustrzance APS-C wystarczy każdemu. Dziś byle smartfon ma wyższą rozdzielczość matrycy. Rozwoju rozdzielczości nie da się uniknąć, bo jest to naturalny element rozwoju całej elektroniki, co widać chociażby po rozdzielczościach telewizorów, czy ekranów smartfonów.

Wiele osób twierdzi, że nie potrzebuje wysokich rozdzielczości. W takim razie przeprowadźmy test myślowy. Załóżmy, że mamy do wyboru dwa aparaty w tej samej cenie, które obrazują identycznie pod względem szumów, rozpiętości tonalnej, etc. Jeden z nich ma 6 milionów pikseli, a drugi 16. Pokażcie mi osobę, która wybierze ten pierwszy aparat. Ja takiej nie znam.

Jeśli skupimy się na samej tylko rozdzielczości (czyli wyzbędziemy się kalkulacji w stylu „zagęszczenie pikseli kontra ilość szumu”), okaże się, że każdy z nas wolałby dysponować aparatem z większą liczbą pikseli. Oczywiście w granicach rozsądku, co rozumiem przez wygodną obróbkę plików na sprzęcie, którym w danej chwili dysponujemy. 5 lat temu dość swobodnie można było obrabiać pliki 12 Mpix, a dziś równie szybko można edytować pliki 24, czy może nawet 36 Mpix.

W świecie wielkiego formatu dzieje się to samo – tam gdzie kilka lat temu dominowały rozdzielczości 40-60 Mpix, dziś pęka granica 100 Mpix. W takim razie po co się ograniczać?

Mimo wszystko nie warto dopłacać do wyższych rozdzielczości. No chyba, że dopłata szybko zwróci się w zleceniach.

Pamiętam dość zabawną (choć dla niektórych tragiczną) sytuację z 2012 roku. Jeden ruch Nikona sprawił, że wartość sprzętu niektórych fotografów spadła w ciągu dnia o jakieś 10 tys. zł.

Było to pokłosiem wprowadzenia w 2008 roku studyjnej lustrzanki Nikon D3X, która miała zawrotną, jak na tamte czasy, rozdzielczość 24 milionów pikseli. Był to czas, kiedy Canon dysponował już 21-milionowymi matrycami, ale Nikon w większości aparatów stawiał na kompromisowe 12 milionów pikseli.

Matryca CMOS

Dla Nikoniarzy to było istne szaleństwo. Duża część fotografów studyjnych skusiła się na Nikona D3X, który w momencie premiery kosztował ok. 24 tys. zł.

W 2012 roku pojawił się jednak Nikon D800, czyli aparat studyjny z nieco niższej półki, który jednak dysponował matrycą o rozdzielczości aż 36 milionów pikseli. Sprzęt w momencie premiery kosztował 10 tys. zł. Można sobie wyobrazić, jak poczuli się wtedy fotografowie, którzy kupili wcześniej D3X za cenę prawie 2,5 razy wyższą. Pamiętam kiedy na krótko po premierze Nikona D800 na giełdzie forum Nikoniarzy pojawił się używany Nikon D3X w cenie… ok. 9 tys. zł. Wywołało to szok wśród użytkowników forum, bo jeszcze kilka dni wcześniej ten sam aparat w takim stanie był wart dwukrotnie więcej.

REKLAMA

Teraz idziemy krok dalej. Dziś standardem jest rozdzielczość 24 milionów pikseli, która jest dostępna nawet w najtańszych lustrzankach za 1200 zł. Obecnie to Sony narzuca tempo rynkowych zmian jeśli chodzi o rozdzielczość matryc. A tak się składa, że niebawem zobaczymy następcę aparatu Sony A6000, który najprawdopodobniej będzie miał matrycę APS-C o rozdzielczości 36 milionów pikseli. Ten sam sensor trafi do aparatów wielu innych firm, a to oznacza, że w ciągu najbliższych 2-3 lat 36 Mpix będzie standardem na półce aparatów APS-C. Nie zdziwię się, jeśli po tym czasie 36-milionowe matryce trafią do zupełnie budżetowych konstrukcji.

A to przecież nie koniec, bo Canon już proponuje lustrzanki pełnoklatkowe z rozdzielczością powyżej 50 milionów pikseli. Czy ktoś zamierza się przed tym bronić? Ja nie. Już dawno przestałem uważać, że 6 milionów pikseli wystarczy każdemu. Wszystkim malkontentom polecam zmienić cel narzekań: zamiast atakować rozwój technologii i zwiększanie rozdzielczości, lepiej wymuśmy na producentach podobny rozwój w kwestii obrazowania obiektywów.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA