REKLAMA

Mówcie co chcecie - wbrew pozorom dla BlackBerry to był całkiem dobry rok

Aktualny prezes BlackBerry, John Chen, raczej nie zaskarbił sobie w trakcie swojego urzędowania sympatii największych fanów BlackBerry i bardzo możliwe, że nie zrobi tego nigdy. Jeszcze bardziej prawdopodobne jest jednak to, że zrobi to, po co przyszedł do kanadyjskiej firmy - wyprowadzi ją na prostą. I kończący się właśnie rok jest tego kolejnym potwierdzeniem. 

blackberry
REKLAMA
REKLAMA

Oczywiście oceniając jego pracę, szczególnie w ostatnim roku, przez pryzmat nowych smartfonów (szczególnie z BlackBerry 10) czy rozwoju autorskiej platformy BlackBerry, można powiedzieć, że zrobił niewiele. Ba, może nawet sporo złego (choć raczej koniecznego). Ważniejsze jest jednak co innego, a część z rzeczy, z których trzeba było zrezygnować, albo które trzeba było poświęcić, były po prostu ofiarami na rzecz wyższej sprawy - przetrwania firmy.

Po pierwsze, BlackBerry musi zarabiać

Może zarabiać mało, może nie zarabiać prawie nic, ale coś zarabiać musi, żeby w ogóle wszystko to miało sens. A BlackBerry, obciążone błędami i nieudanymi decyzjami poprzednich prezesów, nie tylko nie zarabiało, ale traciło w każdym kwartale gigantyczne pieniądze.

I, prawdę mówiąc, nadal traci. Na szczęście jednak z każdym kwartałem wygląda to lepiej, choć w dalszym ciągu firmie nie udało się na dobre utrzymać głowy ponad powierzchnią. W marcu jednak zaprezentowano, według wielu obserwatorów zaskakujące wyniki finansowe, w których BlackBerry zadeklarowało... zyski. Niewielkie bo niewielkie, wynoszące zaledwie 28 mln dol., ale i tak rewelacyjne w porównaniu do analogicznego okresu rok wcześniej, kiedy firma straciła prawie 150 mln dol.

Dalej nie było może już tak dobrze, ale udało się m.in. uchronić przed zanotowanym rok wcześniej gigantycznym spadkiem w drugim kwartale. W roku fiskalnym 2015 BlackBerry straciło ponad 200 mln dol. Rok później strata była już trzykrotnie mniejsza.

Wszystko to ma oczywiście swój powód

Przez niemal całą swoją karierę w BlackBerry Chen kontynuował to, co zaczęli jego poprzednicy - czystki w BlackBerry. Nie chodziło już nawet o to, że firma była miejscami przerośnięta - ten problem rozwiązano już dawno. Po prostu część działów nie miało już podstaw do tego, żeby albo istnieć, albo istnieć w takim rozmiarze jak do tej pory. Działy R&D, działy sprzętowe, działy sprzedaży czy działy zajmujące się rozwojem BlackBerry 10, a także np. współpracą z programistami.

Efekty są widoczne na dwóch płaszczyznach. Jeśli chodzi o dobre strony, BlackBerry potrzebuje teraz o wiele mniej gotówki na swoje utrzymanie, dzięki czemu jest w stanie radzić sobie całkiem dobrze z malejącymi przychodami. Z drugiej strony, widać wyraźnie, które elementy zostały przez Kanadyjczyków odpuszczone i osobom, które liczyły na świetlaną przyszłość BlackBerry 10 jako systemu równie dla firmy ważnego co Android, mogą być mocno rozczarowane.

Celem Chena nie jest jednak sprawienie, że BlackBerry 10 powalczy z kimkolwiek. Jego celem jest sprawienie, żeby firma na dobre zaczęła notować zyski i nie zdziwię się, jeśli uda się to w nadchodzącym roku.

Po drugie, nadal nie wiadomo co ze smartfonami

Powiedzmy to sobie wprost - BlackBerry właściwie nie sprzedaje już smartfonów. Kwartał temu rozeszło się ich całe 800 tys., natomiast teraz - o 100 tys. mniej. Różnica między tymi wynikami jest niby niższa niż poprzednio, średnia cena sprzedaży jest wyższa, ale to i tak nie zmienia wiele w dłuższej perspektywie. Obecne portfolio sprzętów z BlackBerry 10 jest już absolutnie przestarzałe, a za rok będzie niesprzedawalne. Jedyny wydany w tym roku smartfon z tym systemem (specjalna wersja Passporta raczej nie powinna się liczyć do końca jako model tegoroczny), czyli Leap, nie ugrał na rynku zbyt wiele. Reszta, może z wyjątkiem nietypowego Passporta, pamięta już zdecydowanie lepsze czasy.

Pozostaje więc właściwie tylko Priv. Priv i nic więcej, przynajmniej dopóki firma nie zdecyduje się na wprowadzenie kolejnego, tym razem wyposażonego z klawiaturę QWERTY umieszczoną bezpośrednio pod ekranem, urządzenia. Nic innego w 2016 roku raczej się nie sprzeda - chyba, że nielicznym fanom BlackBerry 10 (którzy przecież przeważnie dawno kupili już najlepsze i najnowsze dostępne modele) oraz firmom, które w dalszym ciągu polegają na odpowiednio certyfikowanych smartfonach tej marki. Jeśli ma być chociaż 5 mln egzemplarzy sprzedanych rocznie, to nie z obecną ofertą. I nie z nowymi modelami z BB10, na które raczej próżno czekać.

I to jest właśnie spory problem dla BlackBerry.

Bo choć od jakiegoś czasu trudno myśleć o tej firmie jako producencie smartfonów, to w dalszym ciagu sprzęt odpowiada za gigantyczną część przychodów. W tym kwartale było to 40% - zaledwie o 6 p.p. mniej niż na koniec 2015 roku kalendarzowego. Kanadyjczycy chwytają się wiec wszystkiego co tylko dostępne, w tym i Androida, żeby ten dział miał sens istnienia z finansowego punktu widzenia. Czy będzie miał - to się dopiero okaże.

Dużo zależy też od tego, jak szybko rosły będą przychody ze sprzedaży oprogramowania. Ten rok był pod tym względem wyjątkowo owocny (w trzecim kwartale prawie dwukrotny wzrost w stosunku do analogicznego okresu w poprzednim roku, ponad 100% kwartał do kwartału), ale nadal to za mało, żeby na dobre odpuścić sobie sprzęt. W końcu jednak może przyjść taki moment, choć mówiąc szczerze, wolałbym, żeby do tego nie doszło i dział produkcji telefonów, nawet telefonów z Androidem, stanął na nogi. Nie podbił świat, ale po prostu na siebie zarabiał.

Po trzecie, BlackBerry nie wybiera się nigdzie

REKLAMA

Gdyby wierzyć nagłówkom, BlackBerry powinno już dawno zniknąć z technologicznej mapy świata i to zniknąć całkowicie. Nic takiego jednak się nie stało - firma odsunęła się raczej w cień w tych segmentach, w których nie miała lub nie ma na razie większych szans na rywalizację. Tam, gdzie ma natomiast szanse, nie boi się nawet całkowicie niespodziewanych zagrań, takich jak na przykład przejęcie jednego ze swoich największych konkurentów - Good Technology. Nie boi się też mniejszych inwestycji tam, gdzie istnieje prawie całkowita pewność, że takie posunięcie się opłaci.

Patrząc więc na to, jak przez kolejny rok radziło sobie BlackBerry pod rządami Chena można powiedzieć wprost: jest ok, będzie dobrze. Tyle tylko, że stare BlackBerry nigdy już nie wróci, a i nowe ma czasem problemy z dotrzymaniem swoich obietnic - taki np. BlackBerry Experience Suite został zapowiedziany w marcu. Jest grudzień, a tu ani widu, ani słychu. Szkoda.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA