Wybory prezydenckie przegrały media. Tradycyjne media
"Prezydent Andrzej Duda” - to chyba najpopularniejsza fraza, którą możemy przeczytać praktycznie na wszystkich jedynkach najpopularniejszych dzienników i tygodników w kraju. To w sumie dziwne, że wszyscy bez zająknięcia przyjęli do wiadomości dane z sondażu late poll, według którego Andrzej Duda wygrał z Bronisławem Komorowskim wynikiem 52 do 48 proc. Sytuacja szczególnie kuriozalna biorąc pod uwagę, że większość ostatnich sondaży wyborczych była równie celna, co moje usilne próby ustrzelenia szóstki w Lotto.
Zastanawiałem się, czy nie poczekać z tym tekstem do czasu ogłoszenia przez Państwową Komisję Wyborczą oficjalnych wyników wyborów prezydenckich 2015. Nauczony jednak doświadczeniami z poprzednich wyborów stwierdziłem, że mogę tych wyników najzwyczajniej w świecie nie dożyć, więc postanowiłem zaryzykować i napisać teraz.
W momencie pisania tego tekstu Prezydentem Elektem jest Andrzej Duda, który wyprzedził Bronisława Komorowskiego o zaledwie 4 pkt proc. Przewaga ta zmalała od godziny 21:00, gdy poznaliśmy wyniki sondażu exit poll, według których kandydatów dzieliły 6 pkt proc.
Tak, nie pomyliłem się, wyniki sondażu exit poll poznaliśmy o 21:00, a w zasadzie nawet trochę wcześniej! Na nic zdało się przedłużenie do 22:30 ciszy wyborczej przez PKW, gdyż ta była w stanie zamknąć usta jedynie dziennikarzom telewizyjnym i redaktorom radiowym.
PKW przegrywa z Internetem. Przez nokaut
Na Twitterze wyniki exit poll poznałem na długo przed tym jak podano je w telewizji. Razem ze mną poznały je setki tysięcy innych użytkowników, gdyż dziennikarze aktywnie tweetowali o cenach budyniu i bigosu, które zmieniały się w ciągu dnia dość nieznacznie. Wyniki exit poll, które obiegły Twittera, a później inne media społecznościowe sprawdziły się w 100 proc., co mnie wcale nie zdziwiło, bo przecież zawsze się sprawdzają.
Twitter zwykle wie o wielu rzeczach wcześniej niż inne media, a jeśli nawet wie o pewnych sprawach równie szybko co one, to jego przewaga polega na tym, że o wszystkim (szybko) może powiedzieć.
Jeśli dziennikarz ma Bardzo Ważną Informację, to może ją puścić na Twitterze w świat w czasie krótszym niż pół minuty. Dla porównania ten sam człowiek chcący podzielić się jakąś informacją za pośrednictwem swojego bloga, strony internetowej/portalu, musi poświęcić znacznie więcej czasu na zredagowanie wiadomości, wymyślenie chwytliwego tytułu, dodanie odpowiednich tagów (hello, SEO samo się nie zrobi), ustawienia kategorii wpisu, dodania informacji o źródle, wybranie i dodanie grafiki tytułowej itp. itd.
W tym czasie na Twitterze w najlepsze trwa już dyskusja związana z daną informacją, której zasięg rośnie w zastraszającym tempie.
Internet nie czeka
Gdy redaktorzy TVN 24, TVP Info i Polsat News przez półtorej godziny musieli rozmawiać o niczym (to był bardzo smutny widok), tylko z tego powodu, że przedłużono ciszę wyborczą, internauci w tym czasie komentował już decyzję większości Polaków, pośpiesznie zapisywali się na in vitro, rezerwowali tanie bilety lotnicze i pytali o adres bloga Kingi Dudy.
Z tego, że Internet nigdy nie czeka, często wynikają przeróżne wpadki. Co rusz rozpowszechniane są fałszywe lub niezweryfikowane informacje, które następnie muszą być dementowane. Jednak różnica między powieleniem błędnej informacji w Sieci a w telewizji lub w prasie jest znacząca. Gdy to stare media zaliczą fakap zwykle sprawa kończy się drobnym sprostowaniem na którejś tam stronie gazety, której i tak nikt nie czyta lub jednorazowymi przeprosinami na antenie danego programu.
W Internecie robimy to inaczej. Praktycznie każda nieprawdziwa informacja zostaje stosunkowo szybko zweryfikowana, wyłapana, a następnie napiętnowana. W Sieci bardzo często dementi jest znacznie głośniejsze od początkowej informacji, a jego cykl życia jest niesłychanie długi.
Głupia wypowiedź? Nietrafna analiza? Fałszywe dane? Możesz być pewien, że przez długie miesiące, a nawet lata wpadka ta będzie przytaczana przez internautów. Sorry, taki mamy klimat.
Jeśli nie Komorowski i PO, to kto?
Nie, to nie Komorowski przegrał te wybory. Nie była to też tonąca Platforma Obywatelska. Wybory te przegrały przede wszystkim media, które zamiast stać po stronie obywateli i zapewniać im dostęp do informacji, które będą poszerzały horyzonty czytelnikom, słuchaczom i widzom, stanęły po stronie polityków i wzięły czynny udział w agitacji.
A to, że obywatelom taki stan rzeczy się nie podoba świadczy po pierwsze duża aktywność ludzi młodych w wyborach i fakt, że po raz kolejny przedwyborcze sondaże okazały się być całkowicie oderwane od rzeczywistości.
To klęska wszystkich sondażowni i mediów na zlecenie, których one powstawały, i które następnie je rozpowszechniały i rozgrzewały atmosferę przed wyborami.
Przed pierwszą turą wyborów Instytut Badań Rynkowych i Społecznych dawał zdecydowane prowadzenie Bronisława Komorowskiego (39 proc.), za którym znalazł się Andrzej Duda (31 proc.) i Paweł Kukiz (19 proc.). Dla przypomnienia, wynik tych wyborów wyglądał w następujący sposób: Andrzej Duda (34,76 proc.), Bronisław Komorowski (33,77 proc.), Paweł Kukiz (20,80 proc.).
Również sondaż IBRiS dla Radia ZET, który pojawił się na krótko przed ciszą wyborczą, poprzedzającą drugą turę, dawał zwycięstwo Komorowskiemu. Z informacji, które posiadamy obecnie wynika, że sondażownia znowu się pomyliła.
To jeszcze nic. Na początku wyborów prezydenckich Bronisław Komorowski, według Millward Browna (dla TVN), cieszył się 65 proc. poparciem, deklasując przy tym wszystkich pozostałych kandydatów, z których Andrzej Duda (21 proc.) znalazł się na drugim miejscu, a trzecia była Magdalena Ogórek (6 proc.).
Po tych wyborach wielu Polaków straciło zaufanie do sondaży, które w praktyce mogą być świetnym narzędziem do manipulacji. No bo kto zagłosuje na kandydata z 1 proc. poparciem? Wybory mają w sobie element (g)rywalizacji i oczywistym jest, że towarzyszą im olbrzymie emocje i chęć zwycięstwa. Każdy kto głosował na przegranego czuje rozczarowanie, a każdy kto wybrał zwycięzcę czuje się w jakimś stopniu usatysfakcjonowany. Zatem sondaż z zerowym lub bardzo miernym poparciem dla jakiegoś kandydata może (nie tylko) w teorii zniszczyć jego karierę polityczną, a już na pewno odebrać szansę na sukces.
Co ciekawe żadne z sondaży prowadzonych w Internecie, na które, trafiłem w Sieci nie pokrywały się z tymi przeprowadzonymi przez sondażownie. Zdaję sobie sprawę, że takie badania nie muszą dawać podobnych do siebie wyników, gdyż powstają według innych zasad i z zachowaniem lub brakiem zachowania odpowiednich reguł. Mimo wszystko spore różnice między sondażami internetowymi a tymi podawanymi przez media budzą pewne wątpliwości.
Wątpliwości, które zaczynają się umacniać w momencie, gdy sondaże przeprowadzane na zlecenie dużych mediów przez przeróżne instytuty zaczynają być oderwane od rzeczywistości i nie znajdują odzwierciedlenia w wynikach prawdziwych wyborów.
Te wybory przegrały sondażownie i media, które ślepo im wierzyły. Przegrały również media, które dały wciągnąć się w polityczną agitację i zapomniały o swojej roli i zadaniach, jakie przed nimi stoją.
Wygrał Internet i serwisy społecznościowe.
Przyzwyczajajmy się do tego.
* Grafika: Shutterstock