Jeśli usłyszysz o wypadku autonomicznego auta, możesz być niemal pewny, że spowodował go... człowiek
6 lat testów, 1,7 mln mil pokonanych tras i tylko 11 drobnych kolizji. Tak prezentują się dziś statystyki autonomicznych pojazdów Google'a, i co najciekawsze, gdyby nie ludzkie błędy, w ostatniej rubryce moglibyśmy wpisać dokładnie 0. Za żadną z tych stłuczek nie odpowiada bowiem komputer - wszędzie winę ponosili ludzcy kierowcy.
Prawdopodobnie nie poznalibyśmy do tej pory tych wyników, gdyby nie śledztwo przeprowadzone przez AP, o którym napisał m.in. serwis Quartz. Wynikało z niego, że przynajmniej 4 (z czego 3 należące do Google'a) z 48 autonomicznych pojazdów poruszających się po drogach Kalifornii miało w ciągu ostatnich miesięcy przynajmniej po jednej stłuczce. Teoretycznie nic wielkiego, ale jednak - przy założeniu, że wszystkie "normalne" kolizje są zgłaszane (a nie są) - daje to umiarkowanie dobrą średnią w zestawieniu z wypadkami powodowanymi przez auta prowadzone przez ludzkich kierowców.
Cały problem jednak w tym, że żadnego z tych zdarzeń nie spowodował komputer. Każdy spowodował człowiek.
Jeszcze tego samego dnia Google opublikowało oficjalne statystyki swojego programu, z których wynikało, że wszystkie kolizje były winą ludzkich kierowców - czy to prowadzących pojazd Google, czy pozostałych uczestników ruchu drogowego. System autonomicznej jazdy nie spowodował ani jednego.
Do tego wszystkiego nie rozróżniono w statystykach podanych przez AP, jakiego dokładnie typu były to kolizje. Każda z nich, o ile bierze w nich udział taki twór jak autonomicznych samochód, jest z całą pewnością nośnym tematem. Gdyby jednak wziąć pod uwagę, że równie dobrze mogło to być najechanie na tył przez inny pojazd, nagle staje się to całkowicie nieistotne i... tak właśnie było. Przykładowo, 7 z tych 11 kolizji dotyczyło uderzenia z tyłu np. przy dojeździe do świateł - czegoś, czego trudno jest czasem uniknąć i co niemal zawsze uznaję się za winę prowadzącego auto "najeżdżające".
Oczywiście nie ma w tym momencie pewności, czy np. do tej pory nie wyłączano systemów autonomicznej jazdy w większości trudnych przypadków, przez co samochód kierowany przez komputer miał po prostu ułatwione zadanie. Prawdopodobnie tak właśnie było przez pewien czas - w końcu Google nie ukrywa, że jego auta i systemy cały czas się uczą i nie jest to jeszcze pod żadnym pozorem ukończony projekt. Zresztą wystarczy zerknąć do podanych statystyk - z 1,7 mln przejechanych mil, przez 700 tys. prowadzili ludzcy kierowcy, a "tylko" 1 mln prowadził komputer. Co by było, gdyby cały ten dystans prowadziła maszyna?
Trudno nie zgodzić się z Google natomiast w innej kwestii. Jeśli wystarczająco długo jesteś na drodze, wypadki z całą pewnością muszą się zdarzyć, niezależnie od tego, czy jesteś człowiekiem czy komputerem. Nie da się uniknąć ich dziś, kiedy na drogach rządzą auta prowadzone przez ludzi i prawdopodobnie nie będzie się uch dało uniknąć, kiedy zastąpią ich czujniki i algorytmy. A teraz tych stłuczek z udziałem samochodów Google'a może być jeszcze więcej. Z prostego powodu - tygodniowo pokonują one 10 tys. mil. Jeśli twoja praca nie polega na ciągłej jeździe z punktu A do B, to prawdopodobnie pokonanie takiego dystansu zajmuje ci co najmniej rok. Albo dużo, dużo więcej czasu.
Mamy więc co najmniej milion mil dowodów na to, że autonomiczne auta mogą być bezpieczne, ba, prawdopodobnie już teraz są porównywalnie bezpieczne lub odrobinę bezpieczniejsze do tych, które prowadzi człowiek. Jak jednak zauważył słusznie John Gruber:
Odwoływanie się do "ludzkich" statystyk jest równoznaczne ze stawianiem poprzeczki bardzo, bardzo nisko.
Nie ma bowiem absolutnie żadnych wątpliwości, że w obecnych czasach człowiek za kierownicą jest najsłabszym, najbardziej zawodnym i najbardziej niebezpiecznym elementem auta znajdującego się w ruchu. Czy to z powodu brawury, braku umiejętności, rozproszenia uwagi czy zwykłej głupoty, to właśnie człowiek, a nie prowadzona przez niego puszka jest przyczyną zdecydowanej większości wypadków. Wystarczy zresztą wyjechać na ulicę, żeby przekonać się, do czego jest zdolna spora część kierowców. Maszynie i komputerowi takie rzeczy nie przyszłyby do... procesora.
I Google udowadnia właśnie, że to najsłabsze ogniwo będzie się dało już za jakiś czas wyeliminować, dając nam w zamian narzędzie być może nie absolutnie bezpieczne, ale z całą pewnością takie, na którym można polegać w o wiele większym stopniu. Oby stało się to jak najszybciej.