Tesla może w pewnym momencie być warta więcej niż Apple. I nie chodzi tu o pieniądze
Potyczki PR-owe, czy świadomość własnych możliwości i szans, jakie mogąc dać rynki, które samemu się tworzy lub przyczynia się do ich wzrostu? Prawdopodobnie i jedno i drugie można odnaleźć w wypowiedzi CEO Tesli, który stwierdził, że za 10 lat jego firma może być warta tyle co dziś Apple.
W tej chwili oczywiście może brzmieć to jak zwykłe przechwałki, jeśli spojrzeć na wartości giełdowe obydwu korporacji. Apple w momencie pisania tego tekstu jest warte około 739 miliardów dolarów. Tesla natomiast - "zaledwie" 25 mld, choć tutaj akurat kwota ta zmienia się dość dynamicznie - po niedawnym ogłoszeniu wyników finansowych cena akcji dość gwałtownie spada. O porównaniu przychodów, nie wspominając już nawet o zyskach (których Tesla wciąż nie ma i jeszcze przez jakiś czas może nie mieć), nie warto tu nawet wspominać. Twierdzenie, że Apple w ciągu półtora roku kupi Teslę za 75 mld dol. jest czystą spekulacją.
Przepaść jest więc gigantyczna i natychmiast można zacząć robić to, co niektórzy uwielbiają - obliczać np. ile Tesli (firm, nie samochodów) mogłoby sobie kupić Apple. Albo ile innych firm. Albo państw - jak kto woli. Jest jednak kilka rzeczy, które warto rozważyć.
Już samo porównywanie się do Apple jest niezmiernie ciekawe.
Z jednej strony o wiele bardziej naturalne, przynajmniej dla tych, którzy kojarzą Teslę głównie z samochodami, byłoby porównanie np. do Daimlera czy innego wielkiego producenta samochodów, którzy są przecież o wiele bliżej, jeśli chodzi o wartość rynkową. Nadal wprawdzie brakuje kilkudziesięciu miliardów (!), ale przynajmniej mówimy o tym samym rzędzie wielkości. Takie słowa, wypowiedziane przez CEO Tesli, mogłyby mieć w krótkim terminie naprawdę spore znaczenie. Bierzemy na celownik tych, którzy grają na tym samym boisku.
Problem jednak w tym, że w jaki sposób by na Teslę nie patrzeć, nie gra ona w tej samej lidzie. Jej produkty to nie tylko samochody elektryczne. Nic więc dziwnego, że pojawiła się taka, a nie właśnie inna wypowiedź, o której wspominał m.in. serwis 9to5mac. Tesla mierzy o wiele, wiele wyżej. Mówiąc wprost - ponad tych, którzy w obecnej chwili są na samym szczycie.
I do takich deklaracji można podejść dwojako. Może to być po prostu marketingowy bełkot, który trzeba powiedzieć, żeby o firmie było głośno, a inwestorzy - skuszeni chęcią ogromnych zysków - pompowali w firmę pieniądze. Nie można jednak lekceważyć tego, co Tesla, wciąż jeszcze będąca względnie młodą firmą, jest w stanie zrobić i ile zarobić.
Ile wart jest elektryczny samochód?
W tej chwili sprzedaż Tesli, pod względem liczby egzemplarzy, nie stoi raczej na imponującym poziomie, jeśli zestawić ja z korporacjami, które pod swoimi markami wprowadzają rocznie na rynek miliony aut. W zeszłym roku udało się sprzedać właściwie wszystkie, które planowano wyprodukować - łącznie 35 tys. sztuk. W tym roku już teraz jest lepiej - złożono 10 tys. zamówień na Teslę Model S oraz 20 tys. na wciąż czekającego na swój debiut Modelu X. Jeśli potwierdzą się prognozy, do końca roku sprzeda się jeszcze co najmniej 20 tys. sztuk więcej. Jak na wciąż drogie auta, bez wsparcia sieci dealerskich i ze wszystkim "elektrycznymi" ograniczeniami oraz umiarkowanie rozwiniętą infrastrukturą, nie jest to zły wynik.
Zdecydowanie jednak nie jest to wynik, który już teraz pokazuje cały drzemiący w Tesli potencjał. Wciąż nie są to liczby, którymi można utrzeć nosa przeciwnikom elektrycznych aut.
Być może sytuację zmieni kolejny z modeli Tesli - 3. Choć na temat pierwszego, względnie atrakcyjnego cenowo samochodu tego producenta wiemy na razie niewiele, według CEO firmy, Elona Muska, nie będzie on pod żadnym względem podobny do tego, co widzimy dziś na drogach. Być może nie do końca chodzi o kwestie wizualne (priorytetem ma być użyteczność, a nie udziwnienia), ale jeśli faktycznie będzie to coś niesamowicie świeżego, a przy tym wycenionego na przewidywane 35 tys. dol., jest szansa na zrobienie sporego zamieszenia.
A po 3-ce przyjdą przecież kolejne i kolejne modele. Tylko czy to wystarczy, żeby przez najbliższe 10 lat chociaż zbliżyć się do poziomu Apple? Niekoniecznie. Nie wiadomo kiedy bowiem przełomowy Model 3 trafi ostatecznie na rynek. Czy będzie to 2017, jak pierwotnie oczekiwany? Rok albo dwa później? Czasu na przekucie swoich pomysłów w setki miliardów dolarów byłoby od tego momentu dość niewiele.
Są jednak jeszcze inna kwestie, która ogranicza Teslę w pogoni za Apple, działając na zupełnie innym rynku - marża oraz cykl wymiany produktu. Ten pierwszy parametr w branży motoryzacyjnej jest umiarkowany (Musk wspomniał o mniej niż 20%, co jest i tak świetnym wynikiem), natomiast czas użytkowania jednego produktu - bardzo długi. W przypadku urządzeń mobilnych czy (jeszcze trochę) komputerów, jest dokładnie odwrotnie - marże sięgające kilkudziesięciu procent nikogo nie dziwią, tak samo jak wymiana całego osprzętu co dwa lata, albo nawet częściej.
Nie chodzi tylko o cztery kółka
Opierając się wyłącznie na (jeszcze nieistniejących) zyskach z rynku samochodowego, Tesla miałaby więc dość trudne zadanie. Chyba że Musk jest faktycznie wizjonerem i jest absolutnie pewien, że do 2025 roku wszyscy, albo przynajmniej większość z nas, będzie jeździć elektrycznymi samochodami i sporo z nich będzie właśnie pochodzić z fabryk jego firmy.
W jego obliczeniach, które pozwoliły mu jednak dojść do związanych z wartością Apple wniosków, z całą pewnością ujęto jeszcze co najmniej jedną, dopiero co wyrastającą, gałąź działalności firmy - litowo-jonowe akumulatory, mające trafić nie do samochodów, a do mieszkań. Ich użytkownicy mieliby w ten sposób zapewnić sobie częściową lub całkowitą niezależność od sieci energetycznych, polegając na energii zgromadzonej w akumulatorach z pomocą paneli słonecznych.
Tutaj jednak wciąż brakuje wielu szczegółów, choć według zapewnień, wszystko powinno wyjaśnić się w ciągu najdalej pół roku, kiedy zapowiadane produkty trafią na rynek. Ponownie, tak samo jak w kwestii elektryczny aut, które będą mierzyć się z tymi napędzanymi na wodór, w tym momencie nie możemy być pewni, czy ten pomysł faktycznie "zaskoczy" w ciągu najbliższych lat. Czy trafi idealnie w swój czas, czy też okaże się falstartem, albo zupełnie chybionym rozwiązaniem, które nie przemówi do nikogo?
Jeśli założyć, że faktycznie przyszłością wszelkiego "napędu" będzie prąd, a Tesla idealnie wpasuje się ze swoją ofertą (w tym i z nowymi produktami) w potrzeby nie tylko klientów, ale i firm, które chciałyby z nich skorzystać np. w oferowanych przez siebie rozwiązaniach, to owszem, łatwo jest założyć, że Tesla w pewnym momencie może dogonić Apple. Ba, może stać się dla świata o wiele bardziej od Apple wartościowa, nie tylko pod względem finansowym. Oczywiście, jeśli absolutnie wszystko pójdzie po myśli Muska.
Czy tak się jednak stanie, można na razie jedynie wróżyć lub zgadywać. Na razie pozostaje nam czekać na to, aż... Tesla zacznie na siebie w ogóle zarabiać.