Ogrodnik January: Gdyby Apple powstało w Polsce - część druga
Poprzednią część historii Apple w Polsce zakończyliśmy na przełomowej reklamie, wyemitowanej po raz pierwszy w 1984 roku podczas zawodów żużlowych w Sosnowcu...
Mało kto wie, że w filmie, wyreżyserowanym przez Andrzeja Wajdę, gościnnie wystąpiła pierwsza narzeczona Pracusia - NRD-owska miotaczka Helga Schlump, która akurat przebywała w Polsce na obozie kondycyjnym przed Spartakiadą ZSMP oraz wynajęty za skrzynkę wódki oddział ZOMO, zdemobilizowany po zakończeniu stanu wojennego.
Sama reklama, choć mocno symboliczna, miała na celu wypromowanie nowego produktu Spółdzielni Jabłko - komputera o nazwie Makintosz, zapożyczonej od popularnego w tym czasie gatunku jabłek. Reklama odnosi skutek. Dzięki zmasowanej akcji marketingowej Makintosze świetnie się sprzedają i mimo wysokiej ceny skutecznie konkurują z bardzo wówczas popularnymi w Polsce, importowanymi przez Pewex komputerami osobistymi Atari i Commodore oraz innymi rodzimymi konstrukcjami, takimi jak Meritum czy Elwro Junior.
Rywalizacja jest zacięta i nierówna, bo na Makintoszu nie da się zagrać ani w "River Raid" ani w "The Last Ninja", ale za to komputer spółdzielni Jabłko wyposażony jest w mysz i graficzny interfejs, podpatrzony przez Stefana podczas wizyty w pobliskim punkcie ksero, mieszczącym się w jednym z sąsiednich garaży w Dolince Krzemowej. Poza tym Makintosz oferuje proporcjonalne fonty i wyrafinowane liternictwo, którego Pracuś nauczył się jeszcze w szkole, pisząc setki razy w zeszycie "nie będę dłubał w nosie na lekcji".
Rozstanie
Nadchodzi rok 1985 - dramatyczna data w historii Spółdzielni Jabłko. Mimo doskonałych wyników sprzedaży i wspaniałych perspektyw na przyszłość (m. in. rządowe zamówienia na dostawę Makintoszy do ZUS-u, dyspozytorni PKS i komitetów powiatowych PZPR), branżę dopada kryzys. W spółdzielni coraz częściej dochodzi do ostrych zatargów i konfliktów personalnych, których powodem jest trudny charakter Pracusia i jego niekonwencjonalne metody pracy - na przykład histeryzowanie w reakcji na techniczne ograniczenia sprzętu, czy notoryczne próby wpływania na psychikę i miażdżenia rozmówcy wzrokiem.
Zarząd z Wioślarczykiem na czele próbuje usunąć Pracusia ze stanowiska prezesa spółdzielni. Jest to o tyle trudne, że Stefan w napadzie histerii barykaduje się w swoim gabinecie z dopiero co zakupionymi dwoma kwintalami jabłek, co praktycznie uniemożliwia wzięcie go głodem przez co najmniej kilka miesięcy. Ostatecznie jednak w maju wychudzony Stefan opuszcza swój gabinet i macierzysty zakład pracy.
Wbrew niesprzyjającym okolicznościom Pracuś nie załamuje się. Po pobraniu zaległych diet z zakładowej kasy zapomogowo-pożyczkowej i wypłaceniu dewizowych oszczędności z PKO, zapuszcza modne wówczas wąsy i zakłada następną firmę o dość przewidywalnej nazwie "Następna". Podobno wpada na ten pomysł, stojąc w kolejce po zasiłek dla bezrobotnych i słysząc wezwanie z okienka "następny proszę!". Nowa firma Pracusia również produkuje komputery. Są to zaawansowane stacje robocze o nazwie "Następny", przeznaczone do zastosowań naukowych i zbudowane na bazie telewizora Sanyo i obudowy od nawilżacza powietrza, których sporą ilość Stefan odkupił od upadającego przedsiębiorstwa joint-venture z Grudziądza.
Pracuś, wiedziony świeżo zdobytą miłością do mediów i szołbiznesu, inwestuje również w inne branże - kupuje łódzkie Studio Małych Form Filmowych Se-Ma-For. Zakup studia animacyjnego okazuje się strzałem w dziesiątkę. Wprawdzie ze względu na wysoką cenę komputerów "Następny", przewyższającą możliwości budżetu wytwórni, powstające tam filmy realizowane są innowacyjną, wymyśloną przez Pracusia metodą bezkomputerowej animacji obiektów 3D, ale już wkrótce powstają takie przeboje filmowe, jak "Colargol w kosmosie", "Coralgol w Bytomiu", "Colargol w Murzasichlu" czy nominowany do Oscara za graną przez Prosiaczka rolę drugoplanową "Miś Uszatek Story" i sequel "Miś Uszatek Story 2".
Pracuś usiłuje nawiązać współpracę ze Studiem Filmów Rysunkowych w Bielsku-Białej. Ma nawet gotowy do realizacji scenariusz utopijnej, marzycielskiej, epickiej filmowej opowieści "Bolek i Lolek na Dzikim Zachodzie", opartej o wątek biograficzny i osobisty dramat, gdyż od lat bezskutecznie ubiega się o paszport. Niestety, Bolek niebawem okazuje się agentem i przedsięwzięcie upada.
Jabłko bez Pracusia
W tym czasie Spółdzielnia Jabłko radzi sobie coraz gorzej. Brak wizjonerskiego podejścia, ciągłe zmiany architektury systemu i rozdrabnianie się na dziesiątki dublujących się produktów sprawiają, że firma traci rozpęd. Zaczynają się też batalie sądowe z konkurencją - na przykład ze spółdzielnią programistyczną MałyMiękki z Radomia, założoną przez Wilhelma Furtasa, oskarżaną przez Jabłko o kradzież wyglądu interfejsu graficznego Makintosza. Niestety, sąd oddala pozew, a system Okna 3 podbija serca klientów. Również proces z zakładem rzemieślniczym Haber-Pankrac, produkującym komputery i drukarki, kończy się spektakularną porażką.
Jabłko ma spore problemy z nazewnictwem kolejnych komputerów. Linia Makintoszy ma całą masę odmian i wariacji, obejmujących maszyny o tak dziwnych nazwach, jak Makintosz Ćwiartka, Makintosz Performa, Makintosz Klasyk, Makintosz NC (skrót od "niska cena"), MocnyMak czy pierwsze notebooki, sprzedawane jako MocnaKsiążka. Zaczyna brakować pomysłów na kolejne nazwy...
Spółdzielnia Jabłko gwałtownie traci udziały w rynku, głównie za sprawą MałegoMiękkiego, który jak szalony wydaje kolejne wersje swoich Okien, a także wskutek dumpingowych cen konkurencyjnych składaków, budowanych bez żadnych licencji i zezwoleń w niezliczonych garażach i warsztatach jak Polska długa i szeroka.
W tej sytuacji jedynym wyjściem wydaje się ponowne sprowadzenie Stefana Pracusia do macierzystego zakładu pracy. Decyzja zapada podczas burzliwej narady z udziałem dyrekcji spółdzielni i przedstawicieli zakładowej komórki PZPR. Stefan stawia warunki - żąda odkupienia jego firmy "Następna" oraz systemu operacyjnego i posiadanych przez siebie praw do języka programowania Obiektowe C. Po długich targach dochodzi do ugody. Ostatecznie Wielki Geniusz powraca na stanowisko prezesa Spółdzielni Jabłko w roku 1997 i w całkiem nowej rzeczywistości gospodarczej i politycznej zaczyna wprowadzać w życie swoje szalone pomysły...
Koniec części drugiej. Trzecia nastąpi...
Ogrodnik January – Z zawodu grafik, projektant i ogólnie tzw. artysta – absolwent krakowskiej ASP. Dyrektor kreatywny własnej pracowni graficznej Młyn Artystyczny. Z zamiłowania gadżeciarz, z powołania bloger. W sieci obecny od zeszłego wieku. Prześmiewca, samozwańczy tester technologii, poszukiwacz dziury w całym. Od 2010 roku autor bloga Applefobia, gdzie ośmiesza absurdy, demaskuje mitologię, kpi z fanbojstwa i zdrapuje pozłotkę z aluminium. W wolnym czasie czyta książki, gra na gitarze, jeździ na rolkach i fotografuje. Oczywiście nie wszystko na raz…